Artykuły

Z Talarczykiem do nieba

Z niczego nie ma nic - chciałoby się powtórzyć za Świętkową na wiadomość, że nowym dyrektorem Teatru Śląskiego w Katowicach został Robert Talarczyk. Po sukcesach, jakie odniósł z "Cholonkiem" i prowadzonym przez siebie Teatrem Polskim w Bielsku-Białej, powinno mu się też powieść w nowym miejscu - pisze Józef Krzyk w Gazecie Wyborczej - Katowice.

NOWY DYREKTOR JEST SZANSĄ NA SUKCES DLA TEATRU ŚLĄSKIEGO

Szansa na to jest tym większa, że Talarczyk, jeszcze nie dyrektor, lecz tylko zaproszony do Katowic reżyser, właśnie wykrzesał w "Piątej stronie świata" [na zdjęciu z Kazimierzem Kutzem po premierze] z aktorów Teatru Śląskiego tyle ognia, że publiczność żąda jeszcze i jeszcze. A w najnowszej edycji ogólnopolskiego konkursu na wystawienie polskiej sztuki współczesnej komisja przyznała sztuce opartej na powieści Kazimierza Kutza główną nagrodę, Każdy, kto miał okazję przyjrzeć się zaangażowaniu, z jakim nad swoimi rolami w "Piątej stronie świata" pracowali na próbach aktorzy, musi chyba przyznać, że ta nagroda się należała.

Talarczyk podobno na długo przed formalnym ogłoszeniem wyniku konkursu uchodził za głównego kandydata na dyrektora, ale po tym, co stało się z dyrektorem Muzeum Śląskiego, placówki, która podobnie jak Teatr Wyspiańskiego podlega marszałkowi województwa, niczego nie można było być pewnym. Zwłaszcza że nowemu dyrektorowi teatru też, podobnie jak odwołanemu szefowi muzeum, różne osoby (przede wszystkim "świetnie" zorientowani w sprawach kultury politycy) próbują przypiąć jakieś łatki. Do jego wygranej w konkursie miał się przyczynić podobno osobiście Jerzy Gorzelik, lider Ruchu Autonomii Śląska - twierdzą wszystkowiedzący.

Nowego dyrektora Teatru Śląskiego wbrew takim głosom nie da się jednak łatwo zaszufladkować. W Bielsku-Białej wystawił "Miłość w Königshütte", za którą posypały się na niego gromy prawicowców. Sposób, w jaki zmierzył się z tym tematem, świadczy o tym, że nie brakuje mu wyczucia śląskich spraw i odwagi.

Pamiętając o tym, można mieć nadzieję, że Teatr Śląski zabierać będzie teraz głos w dyskusji o najważniejszych sprawach naszego regionu. I niektórym ten głos zignorować będzie trudniej niż ten, który za sprawą Talarczyka lub przy jego współudziale płynął z Bielska-Białej.

Wystawienie w Teatrze Śląskim "Piątej strony świata" nazwaliśmy pokutą za długie milczenie i swego rodzaju brak ambicji. Dotychczasowa dyrekcja tej placówki zdawała się nie zauważać tego, że Śląski już tylko przez grzeczność bywał nazywany najważniejszą sceną w regionie, bo publiczność i krytycy dyskutowali częściej o tym, co działo się w prywatnym Korezie, czy właśnie w Teatrze Polskim, któremu Talarczyk dyrektorował przez dwie kadencje.

Po pokucie, jaką była "Piąta strona świata", Talarczyk może zabrać Teatr Wyspiańskiego do nieba. Łatwo z pewnością nie będzie, bo wszyscy będą patrzeć mu na ręce, a wielu tylko będzie czekać na potknięcie.

Dużo zależy od marszałka, któremu podlega, bo jeśli ten będzie próbował sterować Talarczykiem, tak jak próbowano to robić z Leszkiem Jodlińskim, byłym dyrektorem Muzeum Śląskiego, dostaniemy w Katowicach teatr pewnie grzeczny i politycznie poprawny, ale nudny.

Zagrożeniem może być finansowa mizeria. Już kilka miesięcy temu ostrzegano, że w tym roku "Piąta strona świata" może być jedyną premierą, bo marszałkowskiej dotacji wystarczy tylko na utrzymanie budynku i pensje dla aktorów.

Nadzieję, że teatr jednak sobie poradzi, daje m.in. to, że nadał związana ma być z nim Krystyna Szaraniec, jego dyrektorka od wielu lat. Jej doświadczenie w sprawach finansowych może Talarczykowi pomóc. A fakt, że to właśnie ona zaprosiła obecnego dyrektora do wyreżyserowania "Piątej strony świata" w Katowicach, może być zapowiedzią dobrej współpracy. Oby.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji