Artykuły

Drzwi do wolności. Rozmowa z Arkadiuszem Jakubikiem reżyserem "Jeźdźca Burzy"

Jutro w teatrze Rampa odbędzie się premiera spektaklu "Jeździec burzy". Musical opowiada o życiu wokalisty zespołu The Doors.

ALEX KŁOŚ: Jak daleka droga wiedzie z "13. posterunku" do Jima Morrisona?

ARKADIUSZ JAKUBIK: Bardzo daleka. Skończyłem szkołę aktorską, ten zawód staram się wykonywać najlepiej, jak potrafię, a udział w "13. posterunku" jest jednym z elementów mojej pracy, którą bardzo miło wspominam. "Jeździec Burzy" to moja miłość. To moje marzenie.

Kiedy je Pan odkrył?

- W 1994 r. poznałem na cmentarzu Pére-Lachaise człowieka, który opiekuje się grobem Jima Morrisona. Nazywał się Lou Rising. Starszy facet, w kapeluszu z apaszką... On przy tym grobie sprzątał, nie pozwalał się nikomu zbliżyć. Przegonił na przykład wycieczkę, która chciała zrobić sobie zdjęcia. Wbrew krążącym legendom nie ma tam już miejsca na hipisowskie imprezy, prawdopodobnie władze cmentarza wydały zakaz. Pomnika pilnuje dwóch policjantów. Lou Rising powiedział mi, że znał Jima Morrisona, był jednym z jego najwierniejszych fanów, że spotkali się tragicznego lata 1971 r. Potem przychodził na jego grób, rozmawiał z nim, pytał, jak się czuje. Wszystkich, którzy przychodzili na grób uważał za intruzów. Tak zaczęła się historia spektaklu "Jeździec Burzy". Lou zostawił mi rękopis swojej sztuki, mój musical to adaptacja jego tekstu. Pięć lat zajęło mi zaadaptowanie jej na scenę, chodzenie po różnych teatrach, przekonywanie dyrekcji, że warto ten spektakl zrobić. Nie wiem, czy Lou Rising przyjedzie na premierę, ale zawsze będę go dobrze wspominał.

O czym jest historia opowiedziana przez Lou Risinga?

- O dwóch walczących ze sobą obliczach Jima Morrisona. Z jednej strony był genialnym artystą. Drugą, ciemną stronę jego osobowości Lou nazwał Jimbo. Ten typ to alkoholik, narkoman, skandalista, którym kieruje jakiś nieprawdopodobny pęd do autodestrukcji. Z biegiem czasu Jimbo zaczął coraz bardziej pochłaniać wrażliwego Jima. To Jimbo zaprowadził go nad przepaść. Drugą najważniejszą dla mnie sprawą jest zdanie przewijające się we wspomnieniach członków The Doors, zdanie, które przez cały czas powtarzał Morrison: "Są rzeczy znane i nieznane, a pośrodku nich...". No właśnie, co jest pośrodku? W spektaklu padają słowa, że pośrodku są drzwi, no dobrze, ale co jest za tymi drzwiami? W spektaklu pada zdanie, że pośrodku jest śmierć. W trakcie okazuje się, że nie. Spektakl kończy się słowami, że pośrodku jest wolność. Może to jest odpowiedź, może Morrisonem kierowało poszukiwanie wolności. Tej dobrze rozumianej wolności decydowania o sobie, o swoim życiu, karierze.

Czyli w spektaklu będzie przesłanie o wolności?

- Tak. Tyle że o wolności rozumianej opacznie, o tym, że można robić naprawdę wszystko, czyli brać narkotyki, zachlewać się w trupa, igrać ze śmiercią... Nie, to wolność, która mnie nie interesuje. Przed nią ten spektakl przestrzega.

Tylko że Jim Morrison wybrał mroczną stronę wolności, z tego jest najbardziej znany.

- My najbardziej znamy jego skandale, obnażanie się, publiczne branie narkotyków. A większość poezji Morrisona powstała w latach młodzieńczych. To są te wszystkie zapiski, które miał w zeszytach. Kiedy The Doors osiągnęli sukces, Jim rzucił się w wir alkoholu i narkotyków i przestał pisać albo pisał coraz mniej. Miał kłopoty z koncentracją, z wymyślaniem nowych rzeczy. Dlatego też z takim trudem powstawały nowe płyty. Ostatni album "L.A. Women" powstawał naprawdę bardzo długo. A w czasie miksu Jim wyjechał do Paryża.

Jego autodestrukcja umocniła tylko jego legendę.

- Tak, ale to do niczego nie prowadzi. Najważniejsza jest twórczość. Nie "wspomaganie". To się nie sprawdza na dłuższą metę.

Co by było, gdyby Jim nie pogrążył się ostatecznie?

- Sam sobie zadaję to pytanie. Może dzisiaj moglibyśmy czytać jego pamiętniki, poezję, słuchać kolejnych płyt The Doors. Byłoby pięknie. Ile można wydać płyt przez 30 lat?

Jak obsadził Pan główne role?

- Postać Jima Morrisona będzie miała podwójną obsadę. Będzie występowało dwóch aktorów, którzy będą grali na zmianę. Roberta Janowskiego nikomu nie trzeba przedstawiać. Jednak z powodów rodzinnych nie brał on udziału w ostatnich próbach i nie jest jeszcze gotowy do zagrania premiery. Na scenie zobaczymy go w październiku. "Drugi" Morrison to Marcin Rychcik. Na castingi zgłosiło się około stu osób. Marcin był prawdziwym objawieniem, można po prostu powiedzieć, że pojawił się Jim Morrison. Występuje w "Metrze", śpiewa w zespole. W roli Pam, dziewczyny Jima, wystąpi moja wymarzona kandy-datka Maria Seweryn. Pracowaliśmy już wcześniej przy spektaklu "Shopping and fucking". Podwójną obsadę ma także postać Vana Morrisona, od którego Jim uczył się scenicznej sztuki i podpatrywał go na koncertach. To był po prostu jego idol. Ta postać pojawia się na scenie tylko parokrotnie, musi więc grać ją osoba obdarzona wielką charyzmą. W tej roli zobaczymy Muńka Staszczyka i Piotra Bukartyka.

Kto zagra utwory The Doors?

- To będzie skład z "górnej półki", panowie, którzy tworzą zespół Edyty Bartosiewicz, ale którzy tym razem zagrają na własny rachunek - Romuald Kunikowski, Krzysztof Poliński, Radosław Zagajewski. Gościnnie będzie z nimi grał Tomasz Łuc.

Dlaczego Jim Morrison w "Jeźdźcu Burzy" będzie śpiewał po polsku?

- Wszyscy odradzali mi przekładanie piosenek Doorsów, ponieważ znają je w oryginale. Moim podstawowym argumentem było jednak to, że nie może być w spektaklu, który grany jest w języku polskim, piosenek w języku angielskim. Nawet za cenę tego, że nie usłyszymy w oryginale słów: "Riders on the Storm". Tutaj wielkie podziękowania dla Krzysztofa Jaryczewskiego, który zrobił większość tłumaczeń, te przekłady są bardzo dobre.

Czy "Jeździec Burzy" ma być połączeniem teatru i koncertu rockowego?

- To zetknięcie dwóch materii jest najbardziej ryzykowne. One teoretycznie na scenie teatralnej spotkać się ze sobą nie mogą. Jak to wszystko zespolić w jeden świat? To największe wyzwanie, jakie stoi przed tym spektaklem. Abyśmy w teatrze mogli się poczuć jak na prawdziwym koncercie i zobaczyć kawałek dramatycznej historii Jima Morrisona.

Arkadiusz Jakubik jest aktorem. Wystąpił m.in. w sztukach "Shopping and fucking", Dr. Dolittle, "Dzieła wszystkie Szekspira". Wyreżyserował spektakle "Krótkie jest życie, krótkie, czyli kabaret Oberiutów" i "Biblia w nieco skróconej wersji". Masowej widowni jest znany z udziału w komediowym serialu "13. posterunek"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji