Szalbierz czyli panoptikum
Właśnie w molierowskim tłumaczeniu Jerzego Radziwiłowicza odstąpiono od tradycyjnego i popularnego tytułu "Świętoszek". Warszawska inscenizacja nosi tytuł "Tartuffe".
Widz, który lubi poprawny, tradycyjny teatr, będzie usatysfakcjonowany warszawską adaptacją francuskiego reżysera. W spektaklu bowiem nie ma zmian, przeróbek i udziwnień. Reżyser, scenograf, kostiumolog zadbali o realia epoki. Mamy więc na scenie do czynienia z rodzajem wyrafinowanych estetycznie obrazów niemal malarskich.
Ten spektakl to przede wszystkim siła aktorstwa. Jerzy Radziwiłowicz w roli Ogona, to popis scenicznego talentu, maestria interpretacyjna. Wiele komizmu jest w tej roli. Ona widza bawi. Ten komizm podkreśla znakomity, świetnie noszony kostium (szczególnie kapelusze). Komizm Orgona to poza i maska.
Bo jest on zdominowany przez zaborczą matkę. W życiu Orgona nie ma miłości. I to jest jego dramatem. Wszystkie te niuanse osobowości bohatera Radziwiłowicz zinterpretował po mistrzowsku. Danuta Stenka jak zwykle zjawiskowo piękna. Walory urody podkreśla dodatkowo wysmakowany estetycznie kostium. Elmira Stenki pomija walory urody i wdzięku. Aktorka skupia się na osobowościowych cechach postaci. Wydobywa jej interpretacja, wszystko to, co ma pogrążyć tytułowego Szalbierza granego przez Wojciecha Malajkata. Aktor zastosował w swojej interpretacji dość nowoczesne środki aktorskiego wyrazu. Powoli przechadza się po scenie jak zły duch. Nagle zastyga. Szepce czułe słówka. Spod tej pozy pobożności i bezruchu przebija się bezbożność, a nawet brutalność postępowania, żądza władzy i majątku. To przebiegły nowoczesny gracz - uzurpator. Podwójną obsadę ma rola pani Pernelle. Na zmianę grają Anna Chodakowska i... Igor Prze-grodzki (tak!, tak!). Chodakowska jest demoniczna i despotyczna. Swoim zachowaniem niemal ubezwłasnowolnia otoczenie. Obnosi się ze swoją pobożnością, której symbolem jest trzymana z pietyzmem na kolanach Biblia. To zła i wredna postać.
W tym panoptikum osobliwości musi zaistnieć ktoś taki jak Doryna. Tę postać fantastycznie wprost interpretuje Beata Ścibakówna. Doryna jest mądra doświadczeniem życiowym. Ma dystans i zdrowy rozsądek, dlatego tak łatwo udaje się jej rozszyfrować ludzkie charaktery. To właśnie ona stanie się motorem rozwiązującym złożoność sytuacji. To świetna rola.
W spektaklu daje się zauważyć rola Marianny w interpretacji pięknej, zdolnej Karoliny Gruszki. Nie można też pominąć roli Kleanta, w której wystąpił Jacek Mikołajczyk, aktor Teatru Wybrzeża. Spektakl w narodowym jest przede wszystkim popisem aktorskiego kunsztu. To spektakl wysublimowany estetycznie. Rzetelny artystycznie. I choć trwa trzy godziny, widz nie nudzi się. Otrzymuje bowiem diapazon bogatych osobowości, barwne konterfekty ludzkich zachowań. A jeśli bardzo chce, to doszuka się w tym spektaklu politycznych i społecznych aluzji.