Artykuły

Prapremiery. Odsłona pierwsza

Rzadko w teatrze można aż tak namacalnie odczuć obecność zła. "Plastelina" Wasilija Sigariewa zrealizowana w bydgoskim teatrze przez Grzegorza Wiśniewskiego jest spektaklem okrutnym i bolesnym, ale zachwycającym - pierwszy dzień Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy, dla e-teatru relacjonuje Paweł Sztarbowski.

Zachwycającym nie dlatego jednak, że cudze cierpienia, bójki, gwałty sprawiają sadystyczną przyjemność, ale dlatego, że te historie zostały szczerze przez aktorów opowiedziane.

Ta szczerość jest w głównej mierze zasługą dwóch młodych studentów z krakowskiej PWST - Piotra Ligienzy (Maks) i Pawła Tomaszewskiego (Aleks), którzy świetnie oddają wieloznaczność granych przez siebie postaci. Mam wrażenie, że to oni okazali się końmi, za którymi pobiegł cały zespół. Z bardzo dobrym skutkiem.

Jeżeli chodzi o parę głównych bohaterów, to z jednej strony irytuje ich szczeniacka pewność siebie i lekceważenie z jakim odnoszą się wobec innych, ale ujmująca jest potrzeba bliskości, ciepła, co widać szczególnie w momencie, gdy Maks wtula się w piersi stadionowej alkoholiczki, odnajdując w niej swoją matkę, albo raczej potrzebę matczyności. Szczególnie Maks jest nieprzystosowany do życia w tej sparciałej społeczności, która niczym według instrukcji obsługi jakiegoś sprzętu narzuca ścisłe normy postępowania, próbuje lepić jak z plasteliny nowego, wspaniałego obywatela. Kto nie przestrzega reguł, musi zostać wykluczony poza społeczny nawias. Pod taką ciasną strukturą aż buzuje od skrywanych emocji i perwersji. Z tego rodzi się zło. Dlatego bardziej lubimy szczerego Maksa niż zakłamaną nauczycielkę czy dyrektora w kapłańskiej koloratce. Oni są zakłamani do szpiku kości, w ciasnocie swoich główek nie potrafią patrzeć dalej niż na czubek własnego nosa. Natomiast chłopak jest po prostu zagubiony, cały czas szuka swojego miejsca, a męska duma nie pozwala mu na bezmyślne poddawanie się tresurze. Ciekawe jest zestawienie go z konformistycznym Aleksem - z jednej strony zbuntowanym, ale zawsze potrafiącym wybrnąć z największych nawet opałów - czy to drobnym kłamstewkiem czy zrzuceniem winy na kogoś innego, a w ostateczności prosząc o pomoc bogatą matkę, szefową basenu miejskiego.

Wszystko to odbywa się w sterylnej przestrzeni. Stanowią ją trzy ściany, które rozsuwają się lub ścieśniają, poszerzając lub ograniczając w ten sposób pole gry. Człowiek jest w nie wepchnięty jak w klatkę. Na jednej z nich ustawiono dwie ludzkie figurynki ulepione z plasteliny. Obserwują wszystkie sceniczne zdarzenia i wydawałoby się, że gdyby cokolwiek czuły, powinny być szczęśliwe, bo nie dotyczy ich parszywość ludzka, bo to nie one są gwałcone przez dwóch roześmianych drabów, to nie je próbuje molestować panna młoda tylko po to, by wzbudzić zazdrość swojego obojętnego męża, to nie one są w stanie pozwolić się zbrukać, byleby tylko zarobić łyk wódki (wspaniała rola Ewy Jendrzejewskiej). Jest tylko jeden problem. Figurynki są z plasteliny, a kiedy ktoś jest z plasteliny, to ma z głowy jakiekolwiek dylematy, bo to inni decydują za niego, formując z niego materię coraz bardziej rozciągliwą i łatwą do zaszufladkowania. To dlatego Maks nie może funkcjonować w społeczeństwie. Jest zbyt wrażliwy na zakłamanie i głupotę, by przyjmować je jako własne wartości. A właśnie taka zasada wynika ze spektaklu Wiśniewskiego - albo sam przy użyciu przemocy lepisz innych, albo oni ulepią ciebie.

Jako spektakl towarzyszący pokazywano też "Kim jest ten człowiek we krwi?" Teatru Biuro Podróży w reżyserii Pawła Szkotaka. Pisałem już o tym widowisku przy okazji tegorocznej Malty. W Bydgoszczy zagrano je na ceglastym dziedzińcu Poczty Głównej. Jest w spektaklu Szkotaka jakaś magia, którą trudno nazwać, ale sprawia ona, że im dłużej się go ogląda, tym bardziej staje się fascynujący. Słychać było co prawda złośliwe głosy, że nie ma w tym spektaklu nic poza fajerwerkami, głośną muzyką i szczudlarzami wymachującymi pochodniami. Nie zgadzam się z tym! Ta "uliczna" czy nawet karnawałowa otoczka uwyraźnia bowiem dramat zbrodni, która dzieje się na naszych oczach. Dzięki niej może zaistnieć metafizyczny wymiar tragedii. Tym bardziej, że nie jest dopowiedziane, czy te wszystkie stwory i efekty istnieją "rzeczywiście" swoim ponadświatowym istnieniem czy też są tworami chorej wyobraźni pary głównym bohaterów (świetne role Michała Kalety i Barbary Krasińskiej), a zatem czy są fatum, któremu Makbet i jego żona muszą być posłuszni czy też są ich pragnieniami, które są sukcesywnie spełniane. Czy zło pochodzi z zewnątrz czy z wewnątrz? To jest podstawowe pytanie postawione przez Szkotaka.

Po tych dwóch przedstawieniach można mieć tylko nadzieję, że kolejne dni Festiwalu Prapremier będą równie udane.

Na zdjęciu: "Plastelina" w reż. Grzegorza Wiśniewskiego, Teatr Polski, Bydgoszcz 2005 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji