Artykuły

Przypalona od słońca kotka spadła z dachu

Teatr Współczesny we Wrocławiu przyzwyczaił już nas do znanych nazwisk. Popularni aktorzy, reżyserzy, scenografowie tworzą nowy image sceny przy Rzeźniczej oraz wspólnie ze stałym i odnowionym zespołem teatru pracują na jego sukces. Dyrektor Jan Prochyra konsekwentnie realizuje swój plan przyciągnięcia, do Współczesnego jak największej liczby widzów. Składają się na to zarówno pozyskiwani atrakcyjni realizatorzy, odpowiedni repertuar jak i specyficzna stylistyka inscenizowanych przedstawień. Nie po raz pierwszy okazuje się, iż tak zwana masowa publiczność oczekuje od teatru po prostu rozrywki.

Kolejną zaproponowaną przez Teatr Współczesny premierą jest "Kotka na rozgrzanym, od słońca, blaszanym dachu" Tennessee Williamsa (w tłumaczeniu Kazimierza Piotrowskiego). Wyreżyserował ją znany, ze swych dobrych filmów, niegdysiejszy filar kina moralnego niepokoju, Janusz Kijowski. Sztuce Williamsa (znanej dotąd pt. "Kotka na gorącym blaszanym dachu"), jednej z najlepszych w jego dorobku, poświęcono wiele stron papieru. Mogę zgodzić się z Pierre Marcabru, który określił ją jako "wzniosłą i płaską, głupią i chorobliwą, druzgocącą i banalną". To jednak nie zmieni faktu, iż dramat, ten ukazujący załamanie tradycji protestanckiej kultury i wartości, a przede wszystkim purytańskiego drobnomieszczaństwa i hipokryzji, opowiada o pięknie i brzydocie człowieka. Dla dzisiejszego polskiego odbiorcy dodatkową atrakcją może być egzotyka dawnego amerykańskiego Południa, w okresie intensywnych przeobrażeń, społecznych, ekonomicznych i kulturowych. Jeśli dodać do tego samotność bohaterów, przemoc, kryzys osobowości to otrzymamy idealny materiał do wystawienia na scenie.

Nie bez przyczyny jednak, jak się okazało, tytuł przedstawienia jest taki jaki jest (równie dobrze mógłby tu brzmieć "Jedzą na pieprznym, cynowym przykryciu") W realizacji Teatru Współczesnego pozostały bowiem, ze sztuki Williamsa imiona bohaterów i tekst. Niestety nie udało mi się odgadnąć o czym konkretnie jest "Kotka" Kijowskiego Niesamowitość i fantazyjność tego dramatu zastąpiły częste zmiany tempa, i nastroju, sygna1izowane wyciemnieniem sali i terkotem projektora. Okazało się, że filmowy montaż w teatrze jest możliwy, ale nie wiem czy w tym wypadku niezbędny i udany. Realia epoki zastąpiono nijakością (zwłaszcza kostiumów). Tematyka zaś nie jest moim zdaniem, ani z tamtego ani z tego świata. Cóż, wszak twórcy mają pełne prawo do kreowania własnej wizji rzeczywistości. Ale jeśli nie miała być to wierna realizacja utworu Williamsa to co?

Podejrzewam też, iż nie chodziło o nieudany popis aktorski. Nie domagam, się przy tym wcale wzlotów i kreacji, ale choćby wiarygodności i rzetelności. Najbardziej ubolewam nad tym, iż "Kotka" Kijowskiego pozbawiona jest erotyki, kobiecości, klasy i sex appealu (że nie wspomnę o tzw. wnętrzu). Tym natomiast, co cechuje dwójkę głównych bohaterów tego przedstawienia, Margaret (Małgorzata Napiórkowska) i Bricka (Marcin Rogoziński) jest nieporadność, sztuczność, surowość i jednowymiarowość. Wszystko to rażące tym bardziej, iż w spektaklu jest jedna bez wątpienia doskonale zagrana rola. Mam tu na myśli Dziadka, będącego popisem warsztatu i wyczucia Jana Prochyry. Pocieszające zatem jest to, iż jest z kogo brać przykład.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji