Artykuły

Świat bez Mrożka

- Zawsze dużo myślałem o śmierci. O śmierci jako zagadnieniu - mówił Sławomir Mrożek.

Ta historia zaczyna się 83 lata temu -29 września 1930 r. W księdze parafialnej w małopolskim Borzęcinie przyszły pisarz zostaje przypadkiem odmłodzony o całe trzy dni - będzie potem mówił, że już podczas jego narodzin wszystko było "jak z Mrożka". Jego rodzice mają po dwadzieścia kilka lat, jest ich drugim dzieckiem. Dwuletni Jerzy niebawem umrze, za pięć lat urodzi się Litosława. Ojciec, urzędnik pocztowy, dostaje awans i rodzina przeprowadza się do Poronina, a krótko potem - do Prokocimia.

- Julek! Wojna! - ten okrzyk usłyszany w wieku dziewięciu lat zapamięta na zawsze. To bratowa jego matki biegnie przez ogród 1 września. "Jeżeli wojna zdarzyła się tylko po to, żeby zatrząść moim dziecinnym światopoglądem, to dziękuję, gruba przesada - napisze w "Moim życiorysie". - Coś mniejszego by wystarczyło w zupełności".

W autobiografii "Baltazar" będzie wymieniał najbardziej traumatyczne chwile: nagłe aresztowanie podgórskich sąsiadów i wywiezienie ich do Auschwitz; przerażającą noc w borzęcińskim schronie, gdzie otoczony pastą do butów Erdal, która po wojnie miała zapewnić dostatni żywot jego dziadkowi, chowa się przed łapanką; obserwowanego z okna mężczyznę, który nie zdołał uciec żandarmom i zostaje brutalnie skopany

Po wojnie dla innych pisarzy stanie się naturalne pisanie o niej. Ale nie dla Mrożka. Dopiero w latach 80. powstanie osadzony w wojennych realiach dramat "Pieszo". Pewnie z tego powodu większość biogramów pisarza zaczynać się będzie w chwili debiutu, czyli w 1950 r. Jakby wcześniej nie było nic. Jednak zapewne właśnie to doświadczenie ma kluczowy wpływ na ukształtowanie się jego wycofanej osobowości.

Popiół?Diament?

Po wojennej tułaczce rodzina wraca do Krakowa, Mrożek wyprowadza się z domu jeszcze jako nastolatek. Bieduje, mieszka po znajomych, ale podoba mu się takie życie, bo czuje się niezależny. Podejmuje i zarzuca kolejne studia - architekturę, sztuki plastyczne, orientalistykę, będą też krążyły plotki, że zdawał na aktorstwo, ale on sam zaprzeczał. Bywa w szkole teatralnej z powodu przyjaźni z Leszkiem Herdegenem i obecnych tam studentek. W 1950 r. wygrywa konkurs tygodnika "Szpilki" na żart rysunkowy i humoreskę. Wkrótce potem poeta Adam Włodek, licząca się postać w krakowskim Związku Literatów Polskich, proponuje mu napisanie reportażu z budowy Nowej Huty.

23 lipca 1950 r. ukazuje się świąteczny numer "Przekroju" (dzień wcześniej przypadała rocznica podpisania Manifestu PKWN). Na okładce uśmiechnięte twarze dziarskich robotników, w środku -bogato ilustrowany reportaż "Młode miasto". Podpis: Sławomir Mrożek. Tekst jest wzorcowym przykładem nowomowy. Nieznany autor z zaskakującą u debiutanta zręcznością tworzy kolaż najgorętszych haseł propagandy socjalistycznej.

Tak się zaczyna dla Mrożka kariera. Wstępuje do Partii, dzięki rekomendacji Włodka dostaje maleńkie mieszkanko w słynnym Domu Literatów przy ulicy Krupniczej (za sąsiadów ma m.in. Wisławę Szymborską, Stefana Kisielewskiego czy Macieja Słomczyńskiego), rozpoczyna etatową pracę w "Dzienniku Polskim" ("Ufamy Wielkiemu Stalinowi, ufamy Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. Dlaczego więc nie mielibyśmy być pewni przyszłości?" -pisze w numerze z 30 listopada 1951). W 1953 r. wraz z innymi członkami krakowskiego ZLP podpisuje rezolucję przeciwko duchownym skazanym w sfingowanym procesie krakowskiej kurii.

Ze swym ówczesnym światopoglądem rozliczy się w eseju "Popiół?Diament?" drukowanym w 1983 r. w paryskiej "Kulturze". Przyzna, że z dnia na dzień pokochał Józefa Stalina, i doda: "Dano mi pierścień magiczny, różdżkę czarodziejską, zaklęcie, które rozwiązało mój kryzys i zastąpiło je poczuciem wszechmocy i wszechwiedzy. Jest rzeczywiście coś magicznego w tym, jak totalitaryzm zmienia nieszczęsnego, niedouczonego, sfrustrowanego, zabiedzonego gówniarza w mędrca i giganta".

Pasja dawnego wyznawcy

Zarówno zbiór opowiadań "Półpancerze praktyczne" z 1953 r., jak i wydane kilka miesięcy wcześniej "Opowiadania z Trzmielowej Góry" to książki powstałe jeszcze pod wpływem realnego socjalizmu. W wydanym cztery lata później zbiorze "Słoń" trudno już jednak osądzić, z kogo tak naprawdę Mrożek się naśmiewa.

W tytułowym opowiadaniu dyrektor prowincjonalnego ogrodu zoologicznego zrzeka się długo oczekiwanego przydziału na słonia, gdyż postanawia się wykazać, wysyłając do centrali memoriał z planem uzyskania słonia sposobem gospodarczym. Zwierzę ma być gumowe, choć do złudzenia przypominające prawdziwe. Dmuchanie atrapy idzie jednak powoli. Robotnicy nie mają specjalnej ochoty wyrabiać dodatkowych procent normy, więc postanawiają posłużyć się gazem. W dniu oficjalnej premiery słoń odfruwa na oczach zdumionej wycieczki szkolnej, by skończyć swój żywot na kaktusie w ogrodzie botanicznym. Opowiadanie kończy się słowami: "A uczniowie, którzy byli wtedy w ogrodzie zoologicznym, opuścili się w nauce i stali chuliganami. Podobno piją wódkę i tłuką szyby. W słonie nie wierzą w ogóle".

Już w 1957 r. krytyk Jerzy Kwiatkowski zauważa na łamach "Życia Literackiego", że "pasja, z jaką Mrożek ukazuje nonsensy stalinizmu, może być tylko pasją dawnego wyznawcy, wstrząśniętego i przeżartego rozczarowaniem, broniącego się już tylko drwiną".

Mrożek rezygnuje z etatu w "Dzienniku Polskim", ale na łamach gazety ogłasza w odcinkach satyryczną powieść "Maleńkie lato". W "Echu Krakowa" publikuje recenzje teatralne. Zaczyna współpracę z krakowskim Teatrem Satyryków i Piwnicą pod Baranami, warszawskim Teatrem Syrena i kabaretem "Szpak", wystąpi nawet w malowniczej etiudzie filmowej ("Rondo" Janusza Majewskiego). Najwięcej łączy go jednak z gdańskim teatrem "Bim-Bom". W 1956 r. ze skeczem "Profesor" bierze udział w premierze jego programu "Radość poważna" w reżyserii Zbigniewa Cybulskiego i Bogumiła Kobieli. W autobiografii przyzna, że wydarzenie to miało kluczowy wpływ na jego decyzję o spróbowaniu sił w zawodzie dramaturga.

- Młody Mrożek to było straszne dziwadło - powie o nim kiedyś Stefan Kisielewski. Według jednej z legend, pisarz prawie nie wychodzi ze swojego pokoiku w Domu Literatów. Cały dzień siedzi i pracuje, nawet nie rozpala w piecu, bo szkoda mu na to czasu. Obiad mu podstawiają pod drzwi. Ze Stanisławem Czyczem, który mieszka za ścianą, w ciągu paru lat mają się zobaczyć tylko kilkakrotnie. Mrożek się chowa, bo ma obsesję, że Czycz chce od niego pożyczać pieniądze. Gdy któregoś razu daje się zaskoczyć w piwnicy przy węglu, na wszelki wypadek gasi świecę i pada.

"Policja", czyli sukces

Sztuka nosi tytuł "Policja". Oto ostatni więzień polityczny podpisuje akt lojalnościowy względem Infanta i jego wuja Regenta, choć naczelnik policji próbuje go odwieść od tej decyzji nawet ofertą pomocy w zbieraniu znaczków (więzień to zapalony filatelista). Sierżant, do którego obowiązków należą publiczne prowokacje w celu wykrycia ewentualnych wrogów systemu, zostaje pobity przez lojalny lud. Policja staje się niepotrzebna, ale na koniec wszyscy nawzajem się aresztują.

Na wszelki wypadek Mrożek podkreśla w didaskaliach, że sztuka nie jest żadną metaforą. W 1958 r. drukuje "Policję" w "Dialogu", premiera ma miejsce pod koniec czerwca w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. To ostatni moment przed rychłym końcem odwilży. Mrożek ma, czego chciał. Sukces jest ogromny. "Każdemu neurotykowi, który stale się trapi swoim nędznym losem, polecam napisanie sztuki i wystawienie jej w teatrze" - będzie później żartował. Już w następnym roku "Policja" zostaje wystawiona we Frankfurcie, później sypią się kolejne adaptacje w całej Europie.

Pisarz powoli wyrasta poza Dom Literatów. W 1956 r. pojechał na orbisowską wycieczkę po Związku Radzieckim, gdzie poznał przyszłą żonę, malarkę Marię Obrembę, potem ZLP wysłało go razem z Szymborską i Tadeuszem Nowakiem na stypendium do Paryża. Tam odkrył z niejakim zdumieniem, że w wielkim świecie potrafi sobie poradzić. W Maisons-Laffitte poznał Jerzego Giedroycia. W wakacje 1959 r. przebywał na stypendium uniwersytetu Harvarda w USA, wracając zwiedza Francję i Włochy.

W listopadzie bierze ślub i wkrótce przenosi się do Warszawy. Przed wyjazdem oddaje legitymację partyjną, bez zbędnych manifestacji. Reakcja lokalnych władz okazuje się obojętna. Na zebrania i tak już od dawna nie chodził.

Garbus w Chiavari

"Męczeństwo Piotra Oheya", "Indyk", "Na pełnym morzu", "Karol", "Strip-tease", "Zabawa" - lista publikacji rożnie. Rosnącą renomę Mrożka potwierdzają też nowe premiery oraz nagrody, m.in. Fundacji im. Kościelskich. Mrożek odbiera wyróżnienie w Szwajcarii. Od 1960 r. coraz więcej podróżuje po Europie, a jego utwory zaczynają się ukazywać w przekładach na obce języki. Ma prawo czuć się doceniany. A jednak odwilż się skończyła i sytuacja w Polsce robi się nieciekawa. Podobno to żona Mrożka podejmuje decyzję. Ma powiedzieć: "Wolę być zagranicą sprzątaczką niż w PRL-u panią pisarzową".

Mrożkowie dostają paszporty na wycieczkę po Włoszech. Nikomu nie mówią, że nie zamierzają wracać. Wieczorem 3 czerwca 1963 roku lądują w Rzymie, potem jadą nad morze. Wypisane drukowanymi literami "CHIAVARI" po raz pierwszy pojawia się w "Dzienniku" przy dacie 15 czerwca. Za dwa tygodnie pisarz skończy 33 lata - wiek chrystusowy. Razem z żoną znajduje niedrogie lokum w robotniczej dzielnicy miasteczka. Pieniądze, jakie zarobił na świetnie przyjętej "Policji", wystarczają na razie na codzienne wydatki, a nawet na zakup garbusa. Mrożek pracuje, tu pisze "Tango".

Drugi po Fredrze

W 1964 r. sztuka ukazuje się w "Dialogu", krajowa premiera ma miejsce w czerwcu następnego roku w Bydgoszczy, a już miesiąc później Erwin Axer wystawia ją w Teatrze Współczesnym w Warszawie w obsadzie, która długo cieszyć się będzie opinią najlepszej z możliwych (Wiesław Michnikowski w roli Artura, Mieczysław Czechowicz -Edka). Do 1968 r., kiedy Mrożek trafi na indeks, przedstawienie zagrane zostanie 350 razy. Jeszcze w 1965 r. "Tango" doczeka się adaptacji w Belgradzie i Brnie,kolejne spektakle posypią się błyskawicznie. W zestawieniu najczęściej granych nad Wisłą autorów Mrożek będzie od tej pory zajmował żelazną drugą pozycję, tuż za Fredrą. Przyjechać na premierę do kraju, mimo wahań, jednak się nie zdecyduje.

Mrożek ma teraz wygląd mężczyzny coraz bardziej pewnego siebie. Kilka lat temu zapuścił wąsy, jest wysoki i szczupły (waży tylko 73 kilogramy). Martwi go, że łysieje. Decyduje się w końcu golić z przodu resztki włosów, by w ten sposób "stawić czoło swojemu czołu". Zaczyna nosić kaszkiety i kapelusiki, które staną się z czasem jego znakiem rozpoznawczym. O ile w młodości palił papierosy, teraz wybiera fajkę. Podczas pobytu w USA eksperymentuje z marihuaną. Raz o mało się nie zatruje trefnym towarem.

Jego kariera nabiera wreszcie światowego rozmachu. Jest zapraszany na seminaria i festiwale m.in. do Florencji, Montrealu czy Tours. Coraz częściej przebywa we Francji. "Przeprowadzam się, ze skrajności w skrajność, czyli z Chiavari do Paryża. Ze wsi do Babilonu" - pisze 8 lutego 1968 r. w liście do Stanisława Lema.

Ślepa furia

Jego sytuacja wciąż jest niejasna. Odkąd wyjechał w 1963 r., Polska Ludowa prowadzi z nim dziwną grę. Paszport przedłuża mu zwykle na krótkie okresy lub wcale, zasłaniając się biurokracją. Urzędnicy udają, że nie wiedzą, skąd te opóźnienia -Mrożek udaje, że absolutnie im wierzy. Dwuznaczność takiego stanu rzeczy coraz bardziej go jednak brzydzi. "Swoją porcję gówna zjadłem już wcześniej, nie zdążyłem jeszcze jej zwymiotować i nie miałem ochoty połykać więcej" - napisze w "Moim życiorysie".

Moment przełomowy następuje w sierpniu. Jest piękny, letni dzień. Mrożek słyszy w radiu informację o inwazji wojsk ZSRR, Polski, Węgier, NRD i Bułgarii na "bratni kraj", co ma na celu położyć kres Praskiej Wiośnie. To, co wtedy czuje, nazwie później krótko: "ślepa furia". W "Le Monde" i "Kulturze" paryskiej publikuje list protestacyjny. Zostaje wezwany do natychmiastowego powrotu do kraju, występuje o azyl we Francji i dostaje go bez trudu. Potem będzie zabiegał o francuskie obywatelstwo, otrzyma je ostatecznie w 1978 roku. Jego nazwisko zniknie z afiszy polskich teatrów aż do roku 1973.

Ale za to on sam zaczyna smakować świat. Coraz częściej wyjeżdża, jakby nie mógł usiedzieć w miejscu: Szwajcaria, USA, Kanada. Potrzebuje ciągłych zmian, aby się nie dać depresji. Jego żona umiera nagle w 1969 r., kiedy przebywają akurat w Berlinie Zachodnim. Od czasu zdiagnozowania u niej raka do śmierci minie zaledwie 18 dni. Po latach Mrożek napisze o niej: "Jej jedyne przewinienie polegało na tym, że poznała mnie w czasie, gdy nie byłem jeszcze gotów na kogoś takiego jak ona".

Stypendia, światowe premiery, festiwale teatralne. Mrożek cieszy się coraz większym uznaniem. Można powiedzieć, że zbiera owoce zasłużonej sławy.

Ale to niecała prawda.

Terror sukcesu

Po "Tangu" zaczyna się dla niego - jak ujmie to teatrolog Konstanty Puzyna -"terror sukcesu". Sam Mrożek w 1974 r. przyzna w pierwszym z "Małych listów" drukowanych w "Dialogu": "Biada ci, jeśli napiszesz coś, co odniesie sukces. Nigdy już potem spod tego się nie wygrzebiesz. Będą ci to wypominali do końca życia i zamienisz się w konia, co musi biegać coraz szybciej". Po ilu jałowych dniach wymyśla w końcu dwóch emigrantów próbujących zagadać samotność w sylwestrową noc?

Po kilku latach zakaz druku w Polsce stopniowo zostaje zniesiony (według Mrożka chodzi o to, aby nikt nie zauważył, że w ogóle był). W 1974 r. nakładem Wydawnictwa Literackiego ukazuje się zbiór opowiadań "Dwa listy", jeszcze w tym samym roku "Emigranci" są drukowani w "Dialogu". Światowa prapremiera ma miejsce w Théâtre d'Orsay w Paryżu w reżyserii Rogera Blina. W rolach głównych Gerard Depardieu i Laurent Terzieff. Dramat zostaje przełożony na kilkadziesiąt języków, staje się po "Tangu" drugim najważniejszym utworem w dorobku Mrożka.

Po 15 latach od wyjazdu zaczyna bywać w kraju, ale jest zdecydowany nie wracać. "Bo między Polakami przyznać się, że emigracja to znowu nie taka największa tragedia, to gorzej niż zanieczyścić powietrze w salonie" - pisze w liście do przyjaciela Wojciecha Skalmowskiego. Niespodziewanie ma szansę spróbować czegoś nowego. W drugiej połowie lat 70. dla niemieckiej telewizji Süddeutscher Rundfunk robi dwa filmy - "Amora" i "Powrót" (wcześniej jest scenarzystą "Wyspy róż"). Choć w tym czasie rozważa nawet zarzucenie kariery literackiej na rzecz filmowej, obie produkcje zostaną po latach kompletnie zapomniane.

Co jeszcze mogę

Współpracy z polskimi mediami odmawia po wprowadzeniu stanu wojennego. W "New York Herald Tribune" i "Kulturze" paryskiej publikuje "List do cudzoziemców". Pisze: "Nie jest prawdą, jakoby wojsko polskie było trzecią, neutralną siłą pomiędzy Partią a Solidarnością, czyli między Partią a społeczeństwem, narodem. Po prostu bez użycia wojska Partia nie jest już w stanie nadal uprawiać dyktatury nad społeczeństwem, zbyt już jest słaba". Wtedy powstaje także nieudana sztuka o Lechu Wałęsie -"Alfa".

Mrożek cały czas dużo podróżuje. Berlin Zachodni,Nowy York, Zurych. Pod koniec października 1986 r. spędza kilka dni w Oslo, gdzie spotyka Susanę Osorio Rosas. Meksykanka gości tam u przyjaciół, po trzęsieniu ziemi w jej kraju. Po raz pierwszy spotkali się w 1979 r., kiedy Mrożek został zaproszony do Mexico City z okazji 150. przedstawienia tamtejszych "Emigrantów". Pracowała w teatrze, znała angielski, została jego przewodniczką. Potem pisali do siebie listy.

Teraz wypadki toczą się w szybkim tempie. Mrożka coś gwałtownie wyrywa z apatii. Już wkrótce zaprasza Susanę do siebie. W październiku 1987 r. biorą w Paryżu ślub. On ma wtedy 57 lat, ona - 36.

W Paryżu robi się dla niego duszno. "Europa będzie już tylko kisła" - ma powiedzieć do żony. Razem zaczynają myśleć o nowym miejscu do życia. W Polsce wciąż trwa komunizm. Przychodzi im do głowy ojczyzna Susany. Chcą tam kupić ranczo.

Wyjazd do Meksyku przez wielu badaczy Mrożka interpretowany będzie jako ostateczna ucieczka. Sam pisarz powie, że u progu sześćdziesiątki zaczęło go ciekawić, co jeszcze może. Ale nie w sensie literackim. Po raz kolejny w życiu wskoczył w zupełnie obcy świat i musiał w nim sobie dać radę. Jak bardzo Meksyk różni się od jego dotychczasowych doświadczeń, z pewnością uświadamia Mrożkowi wizyta w Polsce w czerwcu 1990 r., gdzie z wielką pompą odbywa się festiwal z okazji jego 60. urodzin.

Te siedem meksykańskich lat to jednak będzie trudny czas. Przede wszystkim wkrótce po ukończeniu remontu hacjendy, gdzie Mrożkowie mają wieść swój spokojny żywot na uboczu, lekarze zdiagnozują u pisarza tętniaka aorty. Operacja trwa 11 godzin, szanse na przeżycie szacują na jeden do dziesięciu. Wszywają mu teflonowy implant. Mrożek wraca do zdrowia bardzo powoli, nie od razu zaczyna pisać. To wtedy powstaje "Miłości na Krymie" -najbardziej epicki z jego dotychczasowych dramatów.

Jednak 16 stycznia 1996 r. pisze do Jana Błońskiego: "Jestem już starszy od Gombrowicza, mam 66 lat. Czy zauważyłeś, że w tym wieku dramaturgowie już nie żyją, albo się wycofują?".

Susana, która prowadzi w tym czasie biznes (fabrykę konfitur), zostaje oszukana przez wspólników. Na dodatek polityczna sytuacja w Meksyku staje się niespokojna, gwałtownie wzrasta przestępczość. "Paryż czy Kraków?" - pisarz ma któregoś razu zapytać żonę. Susana odpowiada: "Kraków".

Ciemny dziennik

Mrożek wraca w 1996 r. - po 33 latach emigracji. I tutaj czeka go kolejny dramat. 15 maja 2002 r. dostaje udaru mózgu, którego wynikiem jest afazja -utrata zdolności posługiwania się językiem w mowie i w piśmie.

W ramach terapii pisze autobiografię "Baltazar". Stopniowo odzyskuje mowę, ale całkowity powrót nie jest już możliwy. Mrożek sięga do swoich archiwów. Ukazują się kolejne tomy jego korespondencji i wreszcie skrywany dotąd "Dziennik". Odsłaniają nieznane oblicze pisarza -mroczne, depresyjne, niechętne światu.

W intymnych zapiskach Mrożek już nie jest introwertyczny. Po latach nie próbuje się cenzurować - oddaje diariusz bez żadnych ingerencji. Pokazuje twarz mizantropa, każdego dnia walczącego z nicością i nudą. Pisanie przychodzi mu z trudem, nadużywa alkoholu, bywa zawistny i małostkowy. Sukcesom Harolda Pintera przygląda się z jadowitą złośliwością. Okrutnie traktuje kobiety. Wyrzuca im niesamodzielność, nadmierną emocjonalność, a nade wszystko -głupotę. Opisuje kolejne załamania nerwowe (kilkakrotnie rozważał samobójstwo). Któregoś razu zapisuje: "Nie mam z kim rozmawiać, nie mam z kim spać. Nie mam nawet siebie w jako takim stanie, który by mi pozwolił znieść siebie".

W 2008 r. wraz z żoną przeprowadza się do Nicei - jak mówi, "z powodów emerytalnych". Na pytania, co tam robi, odpowiada: "Nic nie robię! Siedzę sobie i patrzę". Po operacji wymiany teflonowej aorty na chwilę odzyskuje siły i pisze jeszcze ostatnią sztukę. "Karnawał" zostaje wystawiony w tym roku. W ostatnim wywiadzie mówi: "Nic już więcej nie będzie".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji