Artykuły

Jeździec burzy

Jim Morrison, jako legenda, jako mit wciąż jest żywy - uważa Arkadiusz Jakubik, reżyser musicalu "Jeździec burzy". - Jego przesłanie, poezja i muzyka sprawdzają się i dzisiaj. Ilu jest takich wykonawców, którzy wytrzymali próbę czasu? Od jego śmierci minęło 30 lat, a na wszystkich prywatkach ludzie - bez względu na to, czy mają 15, czy 50 lat - słuchają zespołu The Doors.

Sława i samotność

"Jeździec burzy" - to opowieść o Jimie Morrisonie, jego karierze, przyjaźni, miłości, szukaniu i niespełnieniu. To sinusoida przeżyć wiecznego kontestatora, którego sława pijaka, narkomana i skandalisty przyćmiła obraz nieśmiałego, wrażliwego człowieka, nie radzącego sobie z samym sobą. A jednocześnie jest to historia o samotności artysty, którego machina przemysłu rozrywkowego sprowadziła do cielesnego symbolu sex-idola, zupełnie zniekształcając postać genialnego poety. Jego oryginalne wizje wyprzedziły swój czas i dopiero po jego śmierci stały się wzorcem naśladowanym do dzisiaj. "Jeździec burzy", to ponadto opowieść o pragnieniu miłości i przyjaźni oraz o konieczności odrzucenia ich w imię sztuki.

Wszystko wskazuje na to, że Arkadiusz Jakubik, znany przede wszystkim z systematycznego demolowania najpopularniejszego krajowego Posterunku nr 13, teraz zasłynie jako sceniczny biograf jednego z najważniejszych rockowych kontestatorów. Wielbiciele Jima Morrisona spoza Warszawy nie muszą się martwić, bo musical "Jeździec burzy" A. Jakubika, którego premierę przewidziano na 22 września w stołecznym Teatrze Rampa, zostanie sfilmowany przez Wojciecha Smarzowskiego, a następnie pokazany w TVP.

Istotnym elementem musicalu są odtwórcy głównych ról. Kompletując obsadę, Arkadiusz Jakubik przymierzał się do kilku osób z rodzimej sceny rockowej. - Udział gwiazd rockowych jest swego rodzaju dowodem autentyczności tego przedstawienia - powiada Jakubik. - Były plany związane z Kazikiem Staszewskim, Markiem Piekarczykiem i Grzegorzem Markowskim, który rozpoczynał karierę w Teatrze Rampa jako solista chóru. Rozmawiałem też z Muńkiem Staszczykiem, który ku mojej radości przyjął rolę Vana Morrisona. Zagranie Nico proponowałem Agnieszce Chylińskiej, Edycie Bartosiewicz i Kasi Nosowskiej, ale ostatecznie rola ta przypadła Ewie Lorskiej.

Największy problem miałem ze znalezieniem odtwórcy głównej postaci. W końcu stanęło na dwóch wykonawcach. Cieszę się, że właśnie te dwa nazwiska, czyli Robert Janowski i Marcin Rychcik będą na zmianę kreowały rolę Jima. Po drodze pojawiła się też kandydatura Roberta Gawlińskiego, który bardzo chciałby się zmierzyć z tą postacią. Ale doszedłem do wniosku, że Robert, o ile nie miałby problemu z zaśpiewaniem, o tyle nie dałby sobie rady z zadaniem aktorskim. Natomiast o Marcinie Rychciku, który - podobnie jak Robert Janowski - znany jest z musicalu "Metro", śmiało mogę powiedzieć: "Proszę państwa, oto prawdziwe wcielenie Morrisona".

Pamelę Courson, czyli najważniejszą kobietę w życiu Morrisona, zagra Maria Seweryn.

The Doors po polsku

Co ciekawe, odtwórcy roli Jima Morrisona będą wykonywali polskie wersje klasycznych utworów The Doors.

- Spektakl grany w języku polskim nie może być połączony z piosenkami wykonywanymi po angielsku - uważa Jakubik. - Taki podział byłby niewybaczalnym błędem. Na pewno niektórzy fani będą mieli mieszane uczucia, że zabiera się im oryginalne szlagworty piosenek, ale z drugiej strony - inni dowiedzą się, o czym śpiewał Jim Morrison. Może pierwszy utwór będzie lekkim szokiem, ale później nie powinno być kłopotów z wysłuchaniem polskich przekładów.

Jim nie umarł

Wiadomo, że biografia Morrisona jest utkana ze skandalizujących ekscesów. Narkotyki, orgie seksualne, czarna magia i obnażanie się na scenie... Czy pomysł na fabułę spektaklu, to po prostu wyjątki z życiorysu Morrisona?

- Teza wyjściowa jest taka: Jim nie umarł - opowiada Jakubik. - Cały czas żyje i właśnie teraz wraca, opowiadając nam swoją historię. Nie zamierzamy robić żadnego skandalu na siłę. Ekscesy Morrisona nie są najważniejsze w tym przedstawieniu. Odczytywanie biografii Jima przez pryzmat orgiastyczny, seksualny i Bachusowy trąci schematem, z którym on przez całe życie walczył.

- Jim Morrison jest moim bohaterem - dodaje reżyser musicalu. - Jego losy, postawa i twórczość są mi bliskie, i dlatego chciałem się z nimi zmierzyć na deskach teatru. Postawa wiecznego poszukiwania, kontestowania, ciągłego niepokoju jest w pewnym sensie moją postawą. W jakiś sposób utożsamiam się z jego pomysłem na życie. Może z wyjąt-

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji