Artykuły

W sprawie "Lilli Wenedy"

Szanowny Panie Redaktorze, muszę wystąpić do Pana w spra­wie prawdy i obiektywizmu rze­czy, jakie kieruje Pan do druku.

Otóż pan dyrektor Teatru No­wego w Warszawie Adam Hanu­szkiewicz wystąpił, dopiero co w Teatrze na Wyspie (nie na żadnej "Wodzie", jak piszecie Państwo w swojej gazecie) w Łazienkach Królewskich, z premierą widowi­ska zatytułowanego "Stronami deszcze, stronami pogoda".

Przedstawienie oparte jest na wierszach Iwaszkiewicza i frag­mentach "Lilli Wenedy" Słowac­kiego. Z tej okazji reżyser Hanu­szkiewicz w licznych wypowie­dziach dla prasy i radia uparcie i z właściwą sobie apodyktycznością, twierdził, że "Lilla Weneda" to utwór całkowicie zapomniany, przez nikogo nie grany, i temu po­dobne - przepraszam za ostre sło­wo - opowiadał brednie. Gdy usłyszałem to przez radio - mach­nąłem ręką. Ale kiedy zacytowa­ła taką wypowiedź, biorąc ją za dobrą monetę, "Gazeta Wybor­cza" ("Stołeczna"), nie prostując i nie komentując - to już nie wy­trzymałem i postanowiłem zare­agować.

Uczyniła to "Gazeta" w przed­premierowym artykule pod tytu­łem "Słowacki na wesoło", pod­pisanym (les), w numerze z 13 sierpnia 93 r. W zacytowanych przez autora (bo ujętych w cu­dzysłów) zdaniach dyrektor Te­atru Nowego mówi o "Lilli Wenedzie", "której nie grano w Warszawie od 30 lat". Z tego wy­nika, że pan dyrektor Hanusz­kiewicz za ostatnią inscenizację tego dramatu Słowackiego w Warszawie uznaje przedstawie­nie w Teatrze Ateneum, wyre­żyserowane przed laty przez Ja­na Kulczyńskiego (widziałem: bardzo marne to było przedsta­wienie). Przypomnę na margine­sie, że "Lillą Wenedą" właśnie otworzył Arnold Szyfman odbu­dowany błyskawicznie Teatr Polski, a było to 17 stycznia 1946 roku. No, to już więcej niż 30 lat temu!

Ale przecież "Lilla Weneda" gościła po raz ostatni w Warsza­wie nie tak znowu dawno - bo w roku 1984 - na scenie Teatru Na­rodowego. I było to nowatorskie, naprawdę odkrywcze przedsta­wienie Krystyny Skuszanki, po­wtórzone zresztą przez nią w Warszawie za "prapremierą" krakowską w Teatrze im. Sło­wackiego. Prawda i to, że było nie tak dobre, jak to pierwsze, w Krakowie, ale tak to w teatrze bywa, że "powtórki" insceniza­cyjne są na ogół mniej udane niż wersja pierwotna. Lecz przecież zachowało główne walory rewe­lacyjnej koncepcji ogólnej i roz­wiązań scenicznych będących majstersztykiem reżyserskim.

Nieładnie więc, bardzo nie­ładnie. Panie Adamie, tak upar­cie i z taką - zwykłą zresztą u Pa­na - pewnością siebie głosić wszem wobec nieprawdę!

Adam Hanuszkiewicz na pew­no doskonale wie, że było takie przedstawienie w Teatrze Naro­dowym w 1984 roku. Ja z kolei równie dobrze wiem, dlaczego pomija je milczeniem. Po prostu nie lubi nazwisk artystów, którzy wtedy kierowali Teatrem Narodowym. Nie lubi - i ma do tego oczywiście dobre prawo jak każdy normalny człowiek. A nie lubi dlatego, że Jerzy Krasso­wski i Krystyna Skuszanka zgo­dzili się objąć dyrekcję Teatru Narodowego po jego, Hanusz­kiewicza, dymisji. Nie wchodzę w tej chwili w to, czy ta dymisja, która nastąpiła w 1982 roku (da­ta jest wiele mówiąca), była słu­szna i usprawiedliwiona. To cał­kiem inna sprawa.

Dyrektor Hanuszkiewicz ma pełne prawo mieć Krassowskim za złe, że przyjęli propozycję ówczesnej WŁADZY (ministrem kultury i sztuki był wtedy prof. Żygulski, nie wiem zresztą, czy sprawa tylko od niego zależa­ła...). Znam wiele innych osób z tak zwanego środowiska (bezpo­średnio przecież nie zaintereso­wanych), które myślały, i myślą nadal, tak jak sam Adam Hanuszkiewicz. To znaczy, że Krysty­na Skuszanka i Jerzy Krasso­wski postąpili wtedy niewłaści­wie, a nawet haniebnie. Wolno im tak sądzić - i wszystko jest jak dotąd w porządku.

Ale żeby zaraz, jak to robi dziś dyr. Hanuszkiewicz, tendencyj­nie rozmijać się z prawdą i tak sobie, niefrasobliwie przemil­czać wybitne, moim i nie tylko moim zdaniem, przedstawienie Skuszanki, udawać, że tej jej "Lilli Wenedy" w ogóle nie było - to już chyba nie fair...

Umiejmy zdobyć się w końcu na odrobinę obiektywizmu. I mo­że bądźmy wreszcie poważniejsi! A były dyrektor Teatru Narodo­wego niechże sobie łaskawie przypomni, w jakich okoliczno­ściach sam obejmował tę dy­rekcję w roku 1968. To też zna­mienna data. Coś tam wtedy dzia­ło się z "Dziadami" na scenie Na­rodowego, i coś się wydarzyło, co miało ścisły związek z nazwi­skiem Kazimierz Dejmek... - (Andrzej Władysław KRAL, wieloletni krytyk i recenzent dwutygodnika, potem miesięcz­nika, "Teatr" w Warszawie)

O tym, że spektakl odbędzie się w "Teatrze na Wodzie", dowiedziałam się z zaproszenia przysłanego do redakcji przez Teatr Nowy. Ser­decznie przepraszam Czytelników. - (Agnieszka LESIAK)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji