Artykuły

Sławomir Mrożek był człowiekiem zbyt delikatnym, by zadać komukolwiek jakieś intymne pytanie

- Publiczny wizerunek Mrożka budował postać człowieka małomównego, mrukliwego, oschłego, trudnego w kontaktach. Natomiast prywatny wizerunek, przekazywany przez bliskich mu ludzi, jest zupełnie inny. Potrafił opowiadać długo i dowcipnie, o czym też sam przekonałem się parokrotnie - mówi BOGDAN CIOSEK w Dzienniku Polskim.

Musi Pan mieć dar przekonywania: namówił Pan Sławomira Mrożka do zasiadania w jury Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych "R@Port" choć ten unikał życia publicznego jak ognia.

- Byłem świadom wielu niesprzyjających okoliczności: tego, że niechętnie udziela się publicznie, że nigdy nie był członkiem jury (choć chcę wierzyć, że nie było tak, że nikt mu tego nigdy nie proponował), a także stanu jego zdrowia. Ale udało się. I było na tyle interesująco, że po odbyciu 10-dniowej tury festiwalowej wspólnie uznaliśmy, że była to dobra decyzja. Dla festiwalu i dla Sławomira Mrożka. Powtarzał wielokrotnie, że nawiązał kontakt z tym zupełnie sobie nieznanym, nowym polskim teatrem.

Naprawdę? Przecież miał powody do narzekania: jeden z najbardziej wziętych polskich reżyserów teatralnych, KrzysztofWarlikowski, powiedział że wolałby pracować w Anglii, sprzątając ulice, niż wystawiać Mrożka. To musiało go boleć.

- Nie zwierzał mi się ze swoich emocji, dzielił się jedynie zdziwieniem. Także wobec aktualnego stanu polskiej sztuki teatralnej, wobec nieobecności w niej literatury. Co do Krzysztofo Warlikowskiego, reżysera z ogromnymi osiągnięciami, trzeba jasno powiedzieć, że występuje w innej kategorii, reprezentuje inny typ teatru: autorski, opowiadający własne historie, przepisane przez dramaturgów.

Mrożek czul się odrzucony przez polski teatr?

- Sławomir Mrożek był człowiekiem zbyt dumnym, by się do tego przyznawać. Można o tym powiedzieć a rebours: bardzo się cieszył, gdy któraś z jego sztuk zawitała na teatralny afisz. Nie zajmował się zupełnie promowaniem siebie - co dziś jest poważnym zaniedbaniem - nie uczestniczył w igrzyskach artystowskiej próżności, nie brał udziału w wyścigu do Nagrody Nobla. Był skromny, także wobec swoich dzieł. Hojnie płodził je i wyprawiał w świat, oczekując, że przysporzą teatrowi pożytku, że wzbudzą zainteresowanie publiczności. Toteż dziwiło go, że jego "Piękny widok" niemal do ostatnich jego dni nie został zaszczycony teatralną prapremierą. Nie mógł zrozumieć, dlaczego tekst, który sam wysoko oceniał, nie znalazł uznania we współczesnym teatrze. Snuł na ten temat różne przypuszczenia, różne interpretacje. Dodać trzeba, że potrafił być wobec swojej twórczości krytyczny i szczery - dobrym na to przykłademjest "łA]fa",o której mówił, że to sztuka "wyraźnie nieudana". Wtedy nie żal mu było jej scenicznej nieobecności. Lubił posłuchać interpretacji rozmówcy, a potym podyskutować. Nie indagowany, nie ingerował w prace reżyserskie,

Irytował go teatr polski?

- To nie tak, choć potrafił mówić o tym, co zobaczył, krytycznie, a nieraz i złośliwie. Szczególnie bolały go zbyt głośne spektakle. Nie znosił hałasu zagłuszającego słowa. Złościł się na teatr agresywny dźwiękowo, bo wtedy cierpiał. Właściwie "cierpiał" to złe słowo, bo on po prostu miał wrażliwy słuch. Słyszał najbardziej delikatne, subtelne dźwięki. Jazgot sprawiał mu ból. Ale to nie cierpienie, to dar. Niewielu wie, że był subtelnym melomanem. Uwielbiał klasykę, nie znosił rocka, choć nie znaczy to wcale, że zamykał się na zjawiska współczesnej kultury.

Nie narzekał na wulgarność współczesnego teatru?

- Opowiem Panu anegdotę; pracując nad nową swą sceniczną wersją "Kontraktu", w scenie rozmowy telefonicznej potrzebowałem, dla współczesnego brzmienia tekstu, wyraźnego wulgaryzmu. Bo Mrożek w oryginale użył francuskiego słowa "merde".

Któż dziś wie, co to znaczy?

-... i do tego jak elegancko brzmi. Oczywistym mocnym akcentem jest polskie słowo "kur".". Ne mogłem go jednak użyć w tekście autora, niestosującego wulgaryzmów, bez zgody. Poprosiłem więc go o to, a Mrożek odpowiedział: "Proszę cię bardzo, to słowo jest bardzo fajne".

Uchodził przecież za człowieka małomównego, stroniącego od ludzi. Pana słowa rysują zupełnie inny jego portret. Który jest prawdziwy?

- Publiczny wizerunek Mrożka budował postać człowieka małomównego, mrukliwego, oschłego, trudnego w kontaktach. Natomiast prywatny wizerunek, przekazywany przez bliskich mu ludzi, jest zupełnie inny. Potrafił opowiadać długo i dowcipnie, o czym też sam przekonałem się parokrotnie. Choćby wtedy gdy towarzyszyłem autorowi "Tanga" w zalecanych mu przez lekarzy wędrówkach brzegiem gdyńskiej zatoki.

Chce mi Pan powiedzieć, że będąc nad morzem, można było zobaczyć taki romantyczny obrazek Sławomir Mrozek wpatrujący się w zachodzące słońce?

- Zachodzące nie. Chadzaliśmy w południe ku zdziwieniu nielicznych spacerowiczów. Nie wszyscy przecież wiedzieli, że w Gdyni odbywa się festiwal, w którym Mrozek jest jurorem.

Czyli ludzie go rozpoznawali?

- Wielu. Niektórzy reagowali w sposób przedziwny - pewna młoda dama, jak się później okazało, studentka polonistyki - widząc go, uklękła i powiedziała, że właśnie spełniło się jedno z jej marzeń. Chciała jeszcze, by spełniło się drugie: poprosiła o wspólną fotografię. Pan Sławomir wyraźnie rozbawiony odpowiedział: "Proszę bardzo".

W Krakowie wywołał burzę oklasków, bo przy okazji obchodów swoich 80, urodzin na Rynku Głównym powiedział: "Dzień dobry".

- Jego żona Susana wpodobnych okolicznościach mówiła: "Sławomir to jest dobry aktor". Teatr był jego żywiołem, ulubioną ze wszystkich dziedzin, w których jako autor zaistniał. Czytelnik schowany jest za mroczną zasłoną stron książki, gdzieś daleko. A widz teatralny siedzi tuż obok, jest kimś, kogo oddech nawet czujemy. Czytelnik był abstrakcją, widz -konkretem.

Pamiętam jego spotkanie z aktorami, cały czas stał i mówił. Rozważał choćby skutki, jakie wywołuje dla sztuki sposób intonacji zdania czy forma siedzenia jednego z bohaterów. To był dowód, jak znakomitym był obserwatorem. Poprzez szczegół potrafił syntetyzować całość. Pomyślałem: "On rozmawia jak Molier czy Szekspir ze swoimi aktorami". Nawiązał błyskawiczny kontakt. Nieraz reżyser musi odbyć kilka prób, by zawiązała się ta nić porozumienia. Czasem do premiery się nie udaje. A on miał dar - od razu się porozumiewał z aktorami. "Żal, że nigdy nie podjął się reżyserii. Może z takiej współpracy urodziłoby się arcydzieło sceniczne" - pomyślałem. Szkoda. - Był świetny mimo wszystkich problemów zdrowotnych, zwłaszcza przejścia przez afazję, czyli utratę zdolności mówienia i pisania.

- Wykonał ogromną pracę, by wrócić do funkcjonowania, choć do końca nie potrafił zawiązać sznurowadeł, nie odczytywał godziny z cyferblatu zegarka,.. W trakcie terapii, by przypomnieć sobie słowa, ich frazeologiczne związki, zapisał tysiące kartek. Wyrazy przywoływały nie tylko znaczenia, ale i emocje związane z minionym, odnajdywanym w strzępkach wspomnień życiem. Gdy Pan Sławomir przyjechał na premierę "Kontraktu", który reżyserowałem wTeatrze Śląskim w Katowicach, chodziliśmy po chorzowskim parku. To była sobota, marzec, piękna pogoda. Sporo ludzi spacerujących, a wśródnich on - w czapeczce i długim popielatym trenczu. Było widać radość, jaką sprawiają mu przywołane przez tę obecność wspomnienia z młodości. Trzeba pamiętać, że afazja, sprawiła, iż jego umysł pracował w sposób nieprzewidziany, biegał krętymi torami. A wtedy właśnie przypomniał sobie tutejsze wizyty w planetarium ze swoją ówczesną narzeczoną Marią Obrembą. Otwierały mu się klapki pamięci, i to w sposób charakterystyczny, niezwykle uszczegółowiony. Kojarzył drobiazgi jak kolor sukienki czy watę cukrową. Wyraźnie był wzruszony

Wróćmy do Mrożka aktora. Chce mi Pan powiedzieć, że kokietował, że potrafił "reżyserować" sytuacje, w których występował publicznie?

- Powiedziałem, że był świetnym aktorem, bo miał świadomość swojej osobowości, siły oddziaływania na innych. Wiedział, kiedy przykuwa uwagę i kiedy ją traci. Gdy czuł, że rozmówca się nim męczy, tracił zainteresowanie, "zwijał się" w sobie. Byłem świadkiem wywiadu telewizyjnego, w którym dziennikarka zadawała pytania i oczekiwała krótkich, błyskotliwych ripost, najchętniej dowcipnych. Próbowała wymóc takie właśnie tempo, sportowe wręcz. Ale pan Sławomir miał swój rytm. Nie dał sobie innego narzucić. Aż - zupełnie zniechęcony -zaczął po prostu odburkiwać. Później widziałem rezultat na antenie i muszę powiedzieć, że zrobiło mi się smutno.

Dzisiejsza telewizja to jest fest food myśli, nie ma w niej czasu na sytuację typu "to doskonałe pytanie. Muszę się chwilę zastanowić". Czas antenowy liczony jest w sekundach. Może Sławomir Mrozek nie pasował do współczesnych czasów?

- To prawda, ale trzeba się liczyć z tym, że ten tryb rozmowy nie pasuje do takiego typu osobowości. Wielu wybitnych ludzi w nim się po prostu nie mieści. Mam wrażenie, że - zwłaszcza w ostatnich latach - nie zadano sobie wystarczającego trudu, by znaleźć formę telewizyjną dla osobowości Mrożka. Poszukać sposobu pokazania go w całym jego niepasującym do dzisiejszych czasów bogactwie ekscentryzmu.

A gdyby usiadł teraz zamiast mnie, naprzeciw Pana, i zapytał, o czym właściwie jest "Karnawał...", który przygotowuje Pan w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, to co by mu Pan odpowiedział?

- Był człowiekiem zbyt delikatnym, by zadać tak intymne pytanie.

***

CV

Bogdan Ciosek to reżyser teatralny, który ze zmarłym Sławomirem Mrożkiem spotykał się wielokrotnie. Podobnie jak zj ego twórczością-zrealizował m.in. "Kontrakt", "Pieszo", "Rzeźnię", "Tango" i "Piękny widok".

21 października na deskach Teatru im. Julisza Słowackiego w Krakowie odbędzie się premiera ostatniej sztuki Sławomira Mrożka - "Karnawał albo pierwsza żona Adama".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji