Nie narzekam
LESŁAW ŻUREK. Ostatnio oglądaliśmy aktora w serialach "Przyjaciółki" (Wojtek) i "Mała Moskwa" (porucznik Michał Janicki). Za rolę w drugim z wymienionych został nominowany do nagrody im. Zbyszka Cybulskiego. Na koncie ma 32 różnorodne role.
Co czuje pan, czytając recenzję pełną uznania dla pańskiej pracy?
- Aktorzy, z uwagi na charakter swego zawodu, muszą egzystować w świecie opinii, recenzji, ocen, kwestią jest tylko to, jak się do nich podchodzi i czy ma się do tego dystans, którego trzeba się nauczyć, bo wtedy lepiej i przyjemniej się żyje.
Na stale osiadł pan w Warszawie. Dlaczego wybrał pan dzielnicę Praga?
- To Praga wybrała mnie. Z biegiem czasu spodobała mi się dzikość tej dzielnicy, jej niepokój, niewymierność.
Także pewna agresja tam panująca...
- Praga nie jest miejscem, którym była kiedyś. Dzisiaj przeważa tam prawość i chęć budowania czegoś jasnego, nowego.
Ma pan spore doświadczenie życiowe, bo przez pół roku mieszkał pan w Ameryce.
- Było to w czasie między jednymi studiami (ekonomia) a drugimi (aktorstwo). O takich historiach kręci się filmy, myją przeżyliśmy. Nie wiedzieliśmy, czego można się spodziewać, ale byliśmy w ciekawych rejonach. Pomimo różnych doświadczeń dobrze ten okres wspominam.
Nie myślał pan mimo wszystko o pozostaniu w USA?
- Nie, byłem za bardzo przejęty tym, że studiuję w szkole teatralnej. Nie myślałem poważnie o propozycjach, które mi składano.
Podobno, gdy kończył pan studia aktorskie, myślał pan, że nie będzie pracował w zawodzie aktora?
- Są koledzy, którzy mają dyplomy aktorskie, a zajmują się czymś innym, dzięki czemu ich świat jest szerszy.
Kiedy poczuł pan, że kariera aktora w Polsce to sinusoida?
- Cały czas to odczuwam i myślę, że z innymi aktorami jest podobnie.
Jak traktuje pan nowy projekt?
- Jak kolejną rozpoczynającą się przygodę, po której nie wiem, czego się spodziewać i jak się zakończy.
Zauważyłem, że przyjmuje pan także mniejsze role, jak choćby Wojtka w serialu "Przyjaciółki". To bardzo dobra pana rola, zagrana inaczej aniżeli dotychczasowe.
- Nie zastanawiałem się nad tym, żeby być innym, po prostu ta rola została tak, a nie inaczej napisana. Wojtek sprawia, że fajnie się bawię podczas pracy nad scenami w tym serialu. Najwięcej scen mam z Anitą Sokołowską, z którą dobrze się dogadujemy.
Niedawno TVP przypomniała dawny pana film "Mała Moskwa". Gra pan w nim porucznika Michała Janickiego, dzięki któremu obwołano pana jednym z najbardziej obiecujących i interesujących aktorów młodego pokolenia.
- To było bardzo dawno, początki, dobre wspomnienia. Dzisiaj patrzę na ten film z sentymentem.
Serial "Londyńczycy" też oglądaliśmy po raz kolejny. Proszę przypomnieć, czy Andrzej znalazł w końcu szczęście w Londynie?
- Nie pamiętam. Ostatnio byliśmy tam ze sztuką "Single i remiksy", graliśmy dla Polonii i przypominano mi ten serial, i moją rolę. Bardzo miłe przyjęcie naszego zespołu.
Poznał pan Londyn?
- Kilka razy tam pracowałem i wydeptałem swoje ścieżki.
Mówi pan ogólnie i niechętnie o tym, co robił pan wcześniej. Czyżby nie przywiązywał się pan do granych postaci?
- Może... Sam nie wiem.
Są już nowe propozycje?
- Są, jutro wyjeżdżam do Lizbony. Nie mogę powiedzieć, co to ma być.
Podobno trudno jest cokolwiek zaplanować w tym zawodzie?
- Staram się nie narzekać na swój zawód. Nie analizuję. Cieszę się z chwili i z tego, że mogę uprawiać niezwykłą profesję.
Czy poznał pan reguły showbiznesu?
- Nie zamierzam ich do końca poznawać. Showbiznes źle brzmi w polskim wydaniu i staram się go unikać, jak mogę.
Jak pan reaguje na sensacje w pismach plotkarskich na swój temat?
- Nie reaguję.
W jaki sposób odreagowuje pan stresy?
- Mam swoje sposoby, ale nigdy ich nie ujawniam, chcę coś zachować dla siebie.