Artykuły

ABC Sławomira Mrożka

Genialny dramaturg tym się różnił od wielu wybitnych pisarzy, że był naprawdę lubiany, a nie tylko poważany - pisze Magdalena Miecznicka w tygodniku W Sieci.

Jeszcze w latach 90., kiedy chodziłam do szkoły, należał do tych nielicznych autorów, których czytało się chętnie. Oczywiście jeśli ktoś w ogóle cokolwiek czytał. Lubiliśmy go, bo był zwięzły, ironiczny i autoironiczny, zabawny i kompletnie pozbawiony pompatyczności. Tropiciel absurdów. Bawiły nas jego rysunki. Wiele lat później miałam okazję kilka razy przeprowadzać z nim wywiady. Podczas ostatniego spotkania, w 2009 r. w Nicei, choć był schorowany, zmęczony, choć na Zachodzie już od dawna nie wystawiano jego dramatów, promieniał. "Czuję się człowiekiem spełnionym" - usłyszałam od niego...

A jak absurd. Mrożek dramatopisarz od końca lat 50. zasłynął jako surrealista i twórca teatru absurdu. Nurt ten święcił wówczas triumfy na Zachodzie. W 2OOO r. Mrozek tak wróci do tej sprawy: "Była jednak różnica, nie w metodzie, ale w intencji, między zachodnim a naszym teatrem absurdu. Zachodni wychodził z założenia, że życie jest absurdalne (patrz: egzystencjalizm), a my, że ustrój, który nami rządzi, jest absurdalny i gdyby nie on, nasze życie miałoby sens. [...] Dziś nie ma już ustroju i jeśli gaśnie światło albo spóźnia się pociąg, to nie ma w tym żadnej metafizyki. Przerwa w dostawie prądu nie jest żadną metaforą, a pociąg, który się spóźnia - żadną polityczną aluzją. I nie ma żadnego absurdu, bywa tylko nieudolność, głupota, zła wola, niedostatki infrastruktury albo po prostu przypadek. Nie opiszę więc polskiego absurdu, gdyż uważam, że nie ma takiego. Nie wierzę, że teraz jesteśmy Absurdem Narodów, jak kiedyś byliśmy "Chrystusem Narodów, Sumieniem Europy i "Przedmurzem Chrześcijaństwa. Nie bądźmy megalomanami, tym razem w negatywie, jeśli w pozytywie się nie da".

B jak "Baltazar". Autobiografia Mrożka napisana po udarze mózgu przebytym w 2002 r. Udar spowodował afazję, czyli (na szczęście czasową} utratę umiejętności posługiwania się językiem. Pisanie książki miało cel terapeutyczny.

B jak Borzęcin. Wieś w województwie krakowskim, w której urodził się Mrozek. Pochodzenie z chłopów miało wpływ na jego twórczość. W 2009 r. tak o tym mówił w jednym z wywiadów: "Ja nie kocham prostego człowieka, jak to się mówi, przy czym takie mówienie zakłada spojrzenie z góry. Nie kocham - bo go znam. Myślę zresztą, że dlatego ludzie lubili mnie czytać. Bo ich znałem. Ja pochodzę z małej wsi".

C jak Chiavari. Miejscowość na włoskiej Riwierze, gdzie Mrozek zamieszkał ze swoją pierwszą żoną Marią Obrembą po wyjeździe z Polski w 1963 r.

D jak "Dzienniki". Mrozek zdecydował się wydać swoje dzienniki w 2009 r., przyznając przy tym, że nie były pisane do wydania. Zapytany, dlaczego je w takim razie wydaje, wyjaśnił: "Nie ma w tym żadnej tajemnicy. Dla pieniędzy". Niedawno ukazał się ich trzeci i ostatni tom. Liczne fragmenty pokazały nieznane dotąd oblicze Mrożka - człowieka podatnego na depresję, cierpiącego na alkoholizm, chorobliwie autokrytycznego, narzekającego na ludzi, świat, kobiety etc. Był to szok dla czytelników przyzwyczajonych do jego doskonale skomponowanych, eleganckich, powściągliwych satyr społecznych.

E jak "Emigranci". Jedna z najważniejszych sztuk Mrożka (1974) o dwóch Polakach - prostaku i inteligencie, przebywających na emigracji zarobkowej. To także wspaniała rozprawa o losie emigranta i relacji Polska-Zachód.

F jak Francja. Kraj, w którym Mrozek uzyskał azyl polityczny i mieszkał przez dwadzieścia jeden lat (1968-1989) plus pięć pod koniec życia.

G jak Gombrowicz. Mrożek, jak wielu polskich pisarzy, był pod wpływem twórczości Witolda Gombrowicza. Poznali się

osobiście w Chiavari. W 1964 r. Mrozek napisał: "Dzisiaj przyjechał Gombrowicz. [...] Zaledwie przyjechał, widział się z nami nie dłużej niż pół godziny. Przez niego nie śpię teraz w nocy". Nazywa Gombrowicza "szefem" i "padrone". Później będzie próbował uwolnić się od tego wpływu. W 1972 r. w jednym z listów napisze: "Co on [Gombrowicz] wie o wysokiej fali szumowin, o prawdziwym wstrząsie ciemności. Wciąż, do ostatnich swoich dni, widział świat na tyle stabilny i solidny, że mógł nawoływać do jego upragnionego rozpadu i zniszczenia, był na tyle daleko od końca świata, że mógł pragnąć jego nastania i zbudować swoją ostateczną propozycję katastrofy, od której zawsze żył w bezpiecznym dystansie. Dlatego właśnie mówię, że jest poetą de luxe".

I jak "Indyk". Jeden z najważniejszych dramatów Mrożka (1960). Był satyrą na życie w PRL i pokazaniem, jak mit romantyczny zostaje utopiony w beznadziei. "POETA: O, utrzymanie mamy w tej karczmie zapewnione. Choć skromne, ale zapewnione, wystarczy, żeby żyć. Widoków na przyszłość niewiele, ot, aby, aby. Za to jest ciepło, choć trochę śmierdzi, ale nie za bardzo. Zresztą uciec stąd nie można, choćby się chciało, bo nie ma dokąd, drogi złe, pustkowie wokół straszne. Owszem, można by się wziąć do tego czy owego, ale po co?". A także: "CHŁOP II: Może by zasiać co... CHŁOP I: Jjiii tam...".

Sławomir Mrożek zasłynął jako surrealista i twórca teatru absurdu. Nurt ten od końca lat 50. święcił triumfy na Zachodzie

K jak komunista. Po wojnie młody Mrozek uwierzył w komunizm. W wieku dwudziestu lat debiutował reportażem o Nowej Hucie w "Przekroju". Potem zaczął pracować jako dziennikarz w reżimowym "Dzienniku Polskim". W 1953 r. podpisał tzw. Apel Krakowski, popierający władze w sfingowanym procesie duchowych katolickich. Po kilku latach wycofał jednak swoje poparcie dla komunizmu i w 1959 r. oddał legitymację PZPR. Później wielokrotnie rozliczał się ze swoją przeszłością i nie próbował jej ukrywać, a po latach tak wyjaśniał swoje motywacje: "Mając dwadzieścia lat, byłem gotowy do przyjęcia każdej propozycji ideologicznej, byle tylko była rewolucyjna. Mistrzowie doskonale o tym wiedzieli. Manipulowanie młodością należało do ich rutyny".

K jak konserwatysta. Mrozek miał podejrzliwy stosunek do postępu. "Postęp, proszę pana. - Ale jaki postęp? - Postępowy. Do przodu. [...] - A tył? - Tył też do przodu. - Ale wtedy przód będzie z tyłu? - Zależy, jak patrzeć. Jak od tyłu do przodu, to wtedy przód będzie z przodu, choć do tyłu. - To jakieś mętne. - Ale postępowe, proszę pana". To "Tango". Ze szkoły wszyscy znamy też jego satyrę na postęp, "Wesele w Atomicach".

K jak Kraków. Miasto, z którym Mrozek był najbardziej związany. "Tu winkiel przylegał do mnie, a ja do winkla" - napisał kiedyś.

K jak kobiety. Opisujących je fragmentów jest w "Dziennikach" Mrożka wiele: "Z notatnika mizantropa, szczególnie zaś antyfeministy. Kobiety zajęte są wyłącznie budowaniem swego ego. Nic w tym dziwnego, ponieważ kierują się wyłącznie uczuciami, a uczucia to materiał, z którego ego - par excellence. Kobiety nie zajmują się polityką po to tylko, żeby ego budować. Trudno sobie wyobrazić a public servant kobietę - jak Bismarck. Zamiast kierować, urządzać, kolonizować społeczeństwa, urządzają, podbijają, kolonizują mężczyzn. To im wystarcza [...] Jaka przesada: niechęć do gen. Jaruzelskiego i do kobiet - równie silna. Roszczenia i pretensje: główne kobiece zajęcie". Mrożek miał dwie żony - Marię Obrembę, która umarła w 1969 r., i Meksykankę Susanę Osorio Rosas. Oraz kilka romansów.

L jak listy. Mrożek epistolograf to kolejne oblicze dramatopisarza. Jego listy do Jana Błońskiego, Stanisława Lema, Wojciecha Skalmowskiego, Adama Tarna bywają literackimi majstersztykami.

L jak La Epifania. Ranczo w Meksyku, na którym mieszkał Mrozek wraz z żoną, często ryzykując życie, co opisał malowniczo w "Dzienniku powrotu". W Meksyku przebywał w latach 1989-1996.

M jak mizantrop. Mrozek był pesymistą w swojej ocenie człowieka. "Obecnie lubię wszystko, co żyje, a nie jest człowiekiem. Coraz mniejszą widzę różnicę między sobą a czymkolwiek, co się rusza albo nawet i nie rusza, jak np. rośliny. Chyba że chodzi o różnice pod względem etyki, estetyki i moralności, które są znaczne i niekoniecznie na korzyść człowieka".

N jak Nicea. Miejsce, które wybrał na mieszkanie pod koniec życia, w 2008 r., ze względów zdrowotnych oraz dlatego, że miał francuski paszport. Tu zmarł 15 sierpnia.

O jak obcy. "Jednym z moich sekretów, które dopiero teraz mogą pójść do archiwum, było poczucie obcości, dręczące mnie w Polsce od dzieciństwa. Nie jest to na pewno i nigdy nie była obcość poszczególna, odnosząca się tylko do Polski. Byłbym obcy, gdybym urodził się gdziekolwiek. Ale w Polsce szczególnie trudno jest być obcym. Więc teraz, kiedy mogę być obcym jawnie, brutalnie, po prostu kiedy mam status obcego i kiedy nie mówię językiem społeczeństwa, w którym żyję, sytuacja jest jasna i niefałszywa. Dlatego też, będąc na emigracji, jestem nareszcie na swoim miejscu" - pisał w 1971 r.

P jak "Policja". Pierwsza sztuka Mrożka (1958), świetna groteska obnażająca mechanizmy władzy. Literacki dowód, że Mrozek wyzwolił się od ideologii komunistycznej. Premiera w Teatrze Dramatycznym w Warszawie była wielkim sukcesem. "Każdemu neurotykowi, który stale trapi się swoim nędznym losem, polecam napisanie sztuki i wystawienie jej w teatrze" - napisał później, wspominając to triumfalne wydarzenie.

P jak Polska. Mrożek zasłynął jako pisarz szczególnie wyczulony na polskie przywary, śmieszności. Emigracja nie zmieniła tej pasji. Po powrocie do Polski z Meksyku pisał np: "Polska ochota do życia, polska pazerność, często jest nieprzyjemna albo wręcz paskudna, ale to sprawa form i reguł, z którymi w naszym kraju, zdziczałym od złej przeszłości, jest krucho. Nikt mi jednak nie powie - a jak powie, to mu nie uwierzę - że Polska jest krajem dekadentów" (1997). Dziesięć lat później nadal drążył temat: "Wreszcie odkryłem, czego się Polacy boją - siebie samych. I podtrzymuję to zdanie. [...] To jest cecha ogólnonarodowa, polska. Powiem inaczej: jak nie można naszych najbliższych sąsiadów, Rosji czy Niemiec, to można nas samych". A w 2009 r. wspominał: "Przestałem się bić z polskością dzięki Jaruzelskiemu. Zresztą nienawidzę go za to. Bo zmusił mnie do pozytywnych uczuć wobec Polaków, do tego zespolenia się z Polską".

R jak rysownik. Mrozek debiutował jako rysownik w 1950 r. Jego prace satyryczne publikowane były m.in. w "Szpilkach", "Przekroju", "Rzeczpospolitej".

S jak satyra. Ulubiony gatunek Mrożka. Kształtował się jako satyryk, współpracując także z teatrzykiem satyrycznym Bim-Bom i Piwnicą pod Baranami.

T jak "Tango". Najsłynniejszy dramat Mrożka (1964), który przyniósł mu światową sławę. Wielokrotnie wystawiany, także na międzynarodowych scenach, jest m.in. satyrą na "dyktaturę ciemniaków". To w nim babcia leży na katafalku, jeden z bohaterów zaś, Edek, stał się w języku polskim synonimem brutalnego chama, odnoszącego zwycięstwo dzięki swojej bezczelności.

W jak Witkacy. Mrożek utożsamiał się z pesymistyczną wizją rozwoju naszej cywilizacji prezentowaną przez autora "Szewców".

W jak wyjazdy. Mrożek w jednym z wywiadów mówił: "Jestem człowiekiem zmiany". Pierwszy wyjazd - z Krakowa do Warszawy - w 1959 r. Później emigracja z Polski do Włoch (1963). Stamtąd do Paryża (1968). Potem do Meksyku (1989). Znowu do Krakowa (1996). I na koniec do Nicei (2008). Do tego wyjazdy na stypendia, m.in. do Stanów Zjednoczonych.

Z jak Zachód. Mrożek był bystrym krytykiem nie tylko Polski, lecz i Zachodu. "Po co w ogóle zachodnim państwom żołnierze? Żołnierz jest żołnierzem, bo jest gotów umrzeć w walce. Nie widać takiej gotowości w mentalności Zachodu. Jaki w takim razie jest pożytek z tych armii? Jeśli zdarzy się, że żołnierz umrze - wszystkie kraje krzyczą z oburzenia. Jesteśmy bezbronni ze wszystkimi pozorami obronności. Jesteśmy gotowi tylko na jedno: żyć wiecznie i szczęśliwie. My - zachodnia cywilizacja" - pisał w 1982 r.

Magdalena Miecznicka

***

Jan Englert

dyrektor artystyczny Teatru Narodowego:

Nie rozpatrywałbym twórczości Mrożka w czasie przeszłym. Większość jego utworów prędzej czy później wróci na scenę. Jest zbyt dobrze skonstruowana dramaturgicznie i posługuje się zbyt dobrym dialogiem, by zniknęła niepostrzeżenie. Kultura rozwija się spiralnie, a nie rewolucyjnie, więc ogłaszanie, że Mrozek się skończył, co przydarza się niektórym młodym gniewnym, jest co najmniej nadużyciem. Większość jego utworów pisanych w XX w. to już klasyka, a klasyka, która wytrzymuje próbę czasu, jest permanentnie współczesna. Najlepszym dowodem na to, że Mrożka można grać współcześnie, jest "Tango" Jerzego Jarockiego. Młodzi reżyserzy przechodzą obojętnie obok twórczości Mrożka, ponieważ zagubili umiejętność czytania dialogu, zwłaszcza dialogu z abstrakcyjnym, inteligentnym poczuciem humoru. Przeczy to dzisiejszym reżyserskim trendom, w których reżyser musi być lepszy od autora, poprawić i ulepszyć jego utwór. Mrozek, jako dramaturg, ma swoje miejsce wśród najwybitniejszych pisarzy europejskich. Teatr będzie się żywił jego dramatami przez wiele pokoleń.

Jarosław Gajewski

dyrektor artystyczny Teatru Polskiego w Warszawie:

Wielkość Mrożka objawili mi dwaj giganci polskiego teatru: Kazimierz Dejmek i Jerzy Jarocki. Trzy wyreżyserowane przez nich przedstawienia - "Vatzlav" w reżyserii Dejmka, "Pieszo" i "Portret" w reżyserii Jarockiego - należały do szczytowych osiągnięć polskiej sztuki teatralnej ostatnich dekad XX w. Organicznie włączały teatr w dyskurs społeczny i narodowy. Poprzez Mrożka przywracały naszemu teatrowi formę i rangę, a kulturze polskiej dodawały mocy. Wielu z nas, widzów, przeżywało te przedstawienia bardzo osobiście i głęboko. Większość dzieł Mrożka to teksty boleśnie i nieuleczalnie lokalne. Nigdzie na świecie nie mogą być tak rozumiane i odczuwane jak tu. A jeśli "Tango" i "Emigranci" wystawiane są na całym świecie, to po pierwsze nie odbierają autorowi wielkości, po drugie - zaświadczają przez niego o sile naszej kultury i jej więzi z innymi kulturami.

Jerzy Trela

aktor, zagrał m.in. w "Zabawie" i "Na pełnym morzu":

To, że Mrożek był bardzo ważną postacią w polskiej dramaturgii, jest oczywiste. To, że potrafił na rzeczywistość patrzeć z ironią i goryczą, już zostało powiedziane. To, że był wybitny, też wiadomo. Może ja po prostu opowiem takie zdarzenie: brałem udział w "Miłości na Krymie", do której Mrożek napisał słynne "Dziesięć punktów", nie pozwalając na żadne ingerencje w tekście. Grałem Zachedryńskiego i przez trzy godziny nie schodziłem ze sceny. Po premierze w Starym Teatrze Mrożek przyszedł do garderoby, stanął koło mnie i stoi. I milczy. Patrzę na niego. On milczy dalej. W pewnym momencie chciałem przerwać to milczenie i mówię do niego: "Nie mógł pan napisać tego tak, żebym miał przynajmniej chwilkę przerwy, by zejść ze sceny i się wysikać?". Długie milczenie. W końcu Mrozek mówi bardzo serio: "To ja dopiszę taką jedną scenę, żeby pan miał chwilkę przerwy". Po tej rozmowie odbył się po premie rowy bankiet, na którym Mrożek nawet śpiewał.

WYPOWIEDZI ZEBRAŁA KAMILA ŁAPICKA

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji