Artykuły

Festiwal ciszy, o którym głośno

XIII Międzynarodowy Festiwal Sztuki Mimu w Warszawie. Pisze Jan Bończa-Szabłowski w Rzeczpospolitej.

Tegoroczna edycja warszawskiego Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Mimu była wyjątkowo udana.

Bartłomiej Ostapczuk musi odczuwać satysfakcję. Od kilku lat organizuje w Warszawie festiwal, na który rezerwują sobie czas miłośnicy sztuki mimu z całego świata. W czasie trwania imprezy Teatr na Woli przypomina wieżę Babel. W kuluarach i foyer słychać zażarte dyskusje. zachwyty, uwagi. W takich chwilach nawet mimowie włączają się do dyskusji.

O wadze festiwalu i potrzebie jego istnienia można było przekonać się zwłaszcza w tym roku. Ze względu na kryzys ministerstwo kultury odrzuciło wniosek o dotację. Zmieniło zdanie i sięgnęło do rezerw, gdy miłośnicy imprezy słali listy, maile i sms-y z wielu krajów.

W przeciwieństwie do twórców Warszawskich Spotkań Teatralnych, którym zwłaszcza w poprzednich edycjach zarzucano preferowanie jednego rodzaju teatru, a świadome pomijanie innych Bartłomiej Ostapczuk stara się co roku pokazać koloryt i różnorodność sztuki mimu. I tak było w tym roku.

Spektakl "Szatnia" Wrocławskiego Teatru Pantomimy to piękny gest zespołu stworzonego przez Henryka Tomaszewskiego. Zdarzenie wyjątkowe, bo jak pisano - próba przywołania mitu tego niezapomnianego twórcy. Dla tych, którzy nie mieli okazji obejrzeć spektakli Tomaszewskiego, "Szatnia" o dość zagmatwanej fabule interesująco pokazuje możliwości dzisiejszego zespołu. Dla starszych widzów jest okazją, by przypomnieć sobie najbardziej smakowite cytaty ze spektakli, które wrocławskiej pantomimie Tomaszewskiego przyniosły światowy rozgłos.

Na mnie największe wrażenie robił wieczór czeski. Mirenka Cechova oraz Radim Vizvary w dwóch opowieściach "Śmierć Markiza de Sade" oraz "Dante. Światło w ciemności" zaprezentowali perwersyjny świat ludzkich namiętności, pożądania, lęku przed śmiercią, osamotnienia. Miłości w stanie rozkwitu i pełnego rozkładu. Przemierzając mroczne obszary własnej podświadomości pokazali składały się na nią m.in. kompozycje Bacha, śpiewy chóralne, pulsująca elektronika oraz... ptasie nawoływania.

Interesująco zaprezentowali się także gospodarze festiwalu, czyli prowadzone przez Ostapczuka Warszawskie Centrum Pantomimy. "Aqua de Lagrimas" tajemnicza opowieść z dreszczykiem przypominająca słynne "Pachnidło" Süskinda była hołdem złożonym zarówno Marcelowi Marceau, jak i Henrykowi Tomaszewskiemu. A Bartłomiej Ostapczuk jako nieporadny sługa Frollio wzbudzał zachwyt i wzruszenie.

Objawieniem okazał się kwartet z Ukrainy De Kru. Ci artyści naładowani niezwykłą, pozytywną energią znakomicie łączyli klasykę ze współczesnymi środkami wyrazu. Była w ich opowieściach zarówno poezja, jak i proza życia. Humor i tęsknota. Odwoływali się do współczesnych obserwacji i wartości ponadczasowych. Nie potrzebowali żadnych dekoracji. Te pojawiały się wyłącznie w wyobraźni widzów.

Znakomicie uruchamiał wyobraźnię także Bedecker/Neander - jeden z najbardziej znanych i cenionych duetów pantomimicznych w Europie, który zgrabne połączył świat Chaplina ze światem Marceau. Ta para potrafiła wzruszająco opowiedzieć o żywocie współczesnego trampa i wędrownego artysty. Miną i gestem wyczarować kręcone schody, windy, świetnie nastrojony fortepian. Ci artyści przywoływali z pamięci klasykę kina i przeboje muzyki poważnej, dali spektakl pełen delikatnego komizmu, iluzji, perfekcyjnej choreografii, a przede wszystkim najwyższej klasy aktorstwa.

Mimo zagrożenia trzynasta edycja na szczęście nie okazała się pechowa w dziejach tego festiwalu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji