Artykuły

Warszawa. Cezary Kosiński - nowy Nosferatu

Makbet, książę Myszkin, Sydney Price z "Bzika tropikalnego", Albin w "Magnetyzmie serca". Wszystkie najważniejsze teatralne role zagrał w TR Warszawa, w spektaklach Grzegorza Jarzyny. Od tego sezonu dołączył do zespołu Teatru Narodowego.

Cezarego Kosińskiego na narodowej scenie zobaczymy już w piątek. Jednak nie w nowej produkcji tego teatru, ale w spektaklu Grzegorza Jarzyny.

Wystąpi w tytułowej roli w "Nosferatu" według Brama Stokera - wspólnej produkcji TR Warszawa. i Teatru Narodowego. Zrobił nagłe zastępstwo za niemieckiego aktora Wolfganga Michaela.

Rozmowa z Cezarym Kosińskim

Dorota Wyżyńska: Na studiach. powtarzano ci, że jesteś aktorem komediowym. Przerażony tym, spytałeś ponoć swojego profesora, ówczesnego rektora Jana Englerta: "To co ja będę grał w teatrze?". A on odpowiedział: "Wszystko". Sprawdziło się! Makbet, książę Myszkin, Sydney. Price z "Bzika tropikalnego", Albin w "Magnetyzmie serca", a teraz Nosferatu.

Cezary Kosiński: To jedna z dwóch uroczych anegdot, do których chętnie powracam. Przypomniałem ją niedawno dyrektorowi Janowi Englertowi. Uśmialiśmy się.

A druga anegdota? To ta jak Grzegorz Jarzyna szukał odtwórcy głównej roli w "Bziku tropikalnym"?

- Tak, Maja Ostaszewska namówiła go, żeby wybrał się do Teatru Dramatycznego na "Hamleta" - miał się przyjrzeć jednemu z aktorów, ale zapomniał któremu.

Znalazłam fragment z wywiadu, w którym Grzegorz Jarzyna opowiadał o tym: "Zwróciłem uwagę na aktora, który stał z tyłu, robił duże oczy, gestykulował. Nagle brał głęboki oddech i jego oczy napełniały się łzami. Przypominał mi Pierrota". Od razu zaproponował ci rolę?

- Tak, ale kiedy pojawiłem się na próbie "Bzika", Maja Ostaszewska była bardzo zdziwiona: "Przecież to nie ten aktor". Obie anegdoty są prawdziwe. Nawiasem mówiąc, te dwa przypadki w dużej mierze zadecydowały o moich dalszych zawodowych losach.

Od czterech lat nie jesteś już w zespole TR Warszawa, ale pozostałeś aktorem z teatru Jarzyny.

- Rzeczywiście, mam łatkę aktora Jarzyny, z czym nie zamierzam się spierać. Gdybym go nie spotkał na swojej drodze, z pewnością byłbym kimś innym. Mimo że cztery lata temu zrezygnowałem z etatu w TR Warszawa, nie przestałem czuć się aktorem tego teatru. Grałem tam nadal Makbeta, Leporella w "Giovannim", Krisa Kelvina w "Solaris", byłem z "Uroczystością " w Nowym Jorku, wziąłem udział w akcji TR Warszawa "Kup sobie teatr" - mającej na celu ratowanie siedziby przy Marszałkowskiej. Jestem bardzo związany z tym miejscem i z ludźmi, którzy je tworzą.

To dlaczego odszedłeś? Tak nagle, w trakcie sezonu?

- Po Makbecie byłem bardzo wyczerpany. Fizycznie, psychicznie i emocjonalnie. Przez kolejny sezon nic nowego nie zagrałem. Nie byłem w stanie. Nie przyjmowałem nowych ról. Czułem, że nie mam z czym wyjść na scenę. W pewnym momencie uznałem, że nie mogę tak dłużej. I z dnia na dzień, bez specjalnego zastanowienia się nad konsekwencjami, poszedłem do Grzegorza i poprosiłem o rozwiązanie umowy. On zbaraniał, zaczął mnie wypytywać, o co chodzi, myślał, że coś między nami nie tak. Wytłumaczyłem mu, że potrzebuję czasu, oddechu, nowego spojrzenia. Przez kolejne cztery lata grałem w wielu stołecznych teatrach: w Teatrze Polonia, Buffo, Powszechnym, Imce i Ochu. Przewietrzyłem się. W końcu przyszła myśl, że pora osiąść gdzieś na stałe. I tak znalazłem się w Teatrze Narodowym.

Na scenie Teatru Narodowego zobaczymy cię teraz... w spektaklu Grzegorza Jarzyny. To nagłe zastępstwo w "Nosferatu". Odważna decyzja, żeby w tak krótkim czasie przygotować tak trudną rolę. Nie miałeś wątpliwości?

- O tym, że mam zagrać Nosferatu, dowiedziałem się półtora miesiąca przed wyjazdem ze spektaklem do Australii. "Nosferatu" pokazywany był jako jedno z najważniejszych wydarzeń Adelaide Festival. Samych prób miałem niewiele: trzy-cztery w Warszawie., cztery w Australii. Czy się wahałem? Podejmujesz wyzwanie, skupiasz się na pracy. i dopiero po fakcie widzisz, że to był skok na główkę do basenu, z którego wypompowano wodę. Myślę, że gdyby to nie był spektakl Grzegorza, nigdy bym się nie zdecydował. Mamy do siebie zaufanie, za sobą wspólne przygody teatralne. To procentuje, daje siłę.

Nosferatu to...

...zmęczony życiem, rozczarowany współczesnością, chcący umrzeć 400-letni człowiek. Celowo używam słowa człowiek. W tym przedstawieniu i w zamyśle Grzegorza Jarzyny Nosferatu jest najbardziej ludzki ze wszystkich bohaterów. To z pozoru paradoks, a może właśnie figura współczesności. Wampir to obcy, który nie pasuje do świata, w którym się pojawia.

Po pokazach w Australii recenzje były bardzo dobre.

- Odniosłem wrażenie, że tamtejsza publiczność dobrze odczytała konwencję tego spektaklu. Widzowie wychwytywali niuanse i reagowali żywiołowo. Podkreślano, że przedstawienie jest magnetyczne, transowe. To nie jest kino akcji, a jednak intensywność tego spektaklu jest niezwykła. I to zostało dostrzeżone przez recenzentów w Australii.

Teraz w Narodowym grasz Nosferatu, a już w październiku zobaczymy cię w premierze spektaklu "Milczenie o Hiobie" innego ważnego dla ciebie reżysera, z którym pracowałeś wielokrotnie - Piotra Cieplaka.

- Spotkaliśmy się przy "Testamencie psa" w Teatrze Rozmaitości, przy "Wątpliwości" w Teatrze Polonia, a ostatnio w "Nieskończonej historii" w Powszechnym. Praca z Piotrem jest szalenie inspirująca. Poruszamy się zwykle w obrębie starych jak świat tematów, ale za każdym razem jest to nieco inne spojrzenie. Tym razem punktem wyjścia jest Księga Hioba. Piotr Cieplak zaprosił do współpracy swoją stałą ekipę: Leszka Bzdyla, scenografa Andrzeja Witkowskiego i zespół muzyczny Kormorany. Mnie przypadła w udziale rola narratora i komentatora, który próbuje rozgryźć, o co z tym Hiobem chodzi, co to za dziwna historia.

Kiedy umawialiśmy się na wywiad, właśnie dowiedziałeś się, że zagrasz w nowej sztuce Macieja Wojtyszki - "Dowód na istnienie drugiego". Premiera w Teatrze Narodowym na wiosnę.

- Tekst jest bardzo intrygujący. Dotyczy spotkania Sławomira Mrożka z Witoldem Gombrowiczem, do którego doszło w 1965 roku we Francji. Dwóch wielkich pisarzy, o tak różnych temperamentach, poglądach, upodobaniach. Podejrzewam, że było to dla obu niezwykłe przeżycie. Znali przecież swoje prace, czytali jeden drugiego. Myślę, że spotka mnie kolejna ciekawa teatralna przygoda.

Narodowy to nowe wyzwanie? Teatr, który zobowiązuje?

- Z pewnością, zwłaszcza że zbliża się rocznica 250-lecia Teatru Narodowego. To wyzwanie inspiruje. W tym sezonie mam przed sobą dwie premiery i to zobowiązuje. Poza tym duża scena to duże wyzwanie. Gdy stałem na scenie TR, to miałem wrażenie, że wystarczy rozłożyć szeroko ręce, żeby dotknąć kulis, tu będzie inaczej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji