Kiedy piszę na piołunie
"Rzecz dzieje się w zoologu, w gabinetach, na ulicach Warszawy, w domu ogrodnika, w inspektach - słowem wszędzie" - zapowiada w programie autorka i, oczywiście, słowa dotrzymuje. Myślę, że nie jest tu jednak ważne ani miejsce akcji, ani nawet jej konstrukcja. Agnieszka Osiecka prezentuje komedię?, widowisko?, może po prostu scenariusz teatralny?, który jak wszystkie jej wiersze, propozycje teatralne i piosenki zaprawiony jest odrobiną liryki i - goryczy, nutką wspomnień (często osobistych), i niezłomnym przekonaniem, że "nie jest wszystko jedno". Osiecka chce bawić i - bawi, choć nie może i nie potrafi oprzeć się gorzkiej refleksji... "kiedy piszę na piołunie to mnie wtedy świat rozumie...".
Tym razem scenariusz widowiska "Dziś straszy", podobnie jak poprzednie, oparty na zasadzie collage'u grawituje w kierunku groteski, surrealizmu i to surrealizmu witkacowskiego. Świadomy zamysł i sprawna realizacja tegoż pomysłu, sprawna szczególnie w części pierwszej; druga jest już mocno przeciągnięta, nie może dobrnąć do finału, który zresztą przynosi jedną z najpiękniejszych piosenek: "Z białym goździkiem przez ocean". Piosenki są tu w ogóle świetne, zabawne i poetyckie, ironiczne i - takie właśnie po ludzku, prawdziwe, jak to u Osieckiej zwykle bywa.
Muzykę do nich, jak do całego spektaklu, napisał ANDRZEJ ZIELIŃSKI, piękną, melodyjną, której słuchać można by było, gdyby..., no właśnie, gdyby nie nadmierne nagłośnienie niewielkiej sali. Może młodzi to lubią, a przecież Osiecka głosi w "Dziś straszy" apoteozę młodych, bezinteresownych w miłości, wiernych prawdziwie, natomiast dziwnych i niezrozumiałych tylko w odczuciu starszych, osiadłych i dorabiających się - współczesnych mieszczan.
Bohaterką komedii Osieckiej jest Agafia Demonowna Późniak, właściwie jej duch, co to dobrotliwie, choć z ironią, łagodnie, choć ze smutkiem spogląda na życie i tych, których opuściła. Może zdobyć się nawet na pewną dobrotliwość, mimo, że nikt wobec niej, nawet po śmierci nie umie się zdobyć na tę samą postawę. Agafia Demonowna Późniak znała "sekret życia"; o ten sekret rywalizować będą wszyscy i to w sposób raczej bezwzględny.
Rzecz w tym, czy ów sekret istnieje i czy warto uganiać się za tym, co dla każdego przecież jest czymś innym, coś innego oznacza?
"Dziś straszy" ma być zabawą, może dla wielu nią będzie, wnikliwsi odczują ten drobny smuteczek, który krąży po sali, nie opuszcza sceny, kryje się w poezji i całej twórczości Agnieszki Osieckiej.
Widowisko w Teatrze Rozmaitości jest, niestety, niejednolite; jaka szkoda, że Osiecka nie ma swego reżysera! Witold Skaruch starał się jak mógł, nadrabiał i wypełniał pauzy, tuszował zmianę nastrojów, wprowadzał taniec, ruch i dyrygował aktorami, momentami mu się to udawało, nawet dobrze. Sądzę jednak, że powinien przede wszystkim przede wszystkim poprzeć czy pójść za wyobraźnią i intuicją Osieckiej.
Wśród aktorów niezawodna okazała się KRYSTYNA SIENKIEWICZ, Duch Poetki, obserwująca wszystko z pobłażliwym uśmiechem, zadumą, z oddalenia, z nieukrywanym żalem. Duch świetnie śpiewa, wyśmienicie się porusza i - ma dużo wdzięku. Zabawna, charakterystyczna była WANDA MAJERÓWNA jako Pusia Tałataj. Interesujący JAN STANISŁAWSKI w roli Poety Wintazego Końskowodnego. BARBARA MAJEWSKA uprawdopodobniła typ Loli, wąchaczki kitu, Jackiem, narzeczonym poetki był PIOTR GARLICKI.
Widowisko Teatru Rozmaitości nawiązuje swoim nastrojem i charakterem do tradycji STS-u. To dobrze, może węszcie będzie na co chodzić do sali przy Marszałkowskiej 8. W każdym razie widowisko Osieckiej zyska na pewno powodzenie.