Artykuły

Notes Krakowski

W Teatrze im. Słowackiego, dla chwalebnego programu wznowień wybitnych dzieł literatury narodowej, dano z początkiem października ,,Karykatury" Jana Augusta Kisielewskiego. Szliśmy wśród wieczornej deszczowej mgły w stronę placu św. Ducha. Kraków mimo złej pogody kazał znowu myśleć o sobie dobrze... Polubiłem ten stary premierowy trakt. I dekoracje Kazimierza Wiśniaka pięknie nam nasze miasto zachowały. A potem była gra aktorska i nie tylko aktorska, komedia Kisielewskiego została bowiem mocno przez muzykę, śpiew, przez inscenizację między aktami zintensyfikowana. Inscenizacją tą zajęła się Maria Stebnicka, mając do pomocy utalentowaną poetkę Elżbietę. Zechenter-Spławińską, córkę Witolda Zechentera, a wnuczkę Edmunda; reżyserię właściwej sztuki opracował Piotr Paradowski. Dodajmy tu od razu, że wstawki wodewilowe zaważyły na całości przedstawienia. Zaważyły dobrze i źle. Dobrze, ponieważ wykonane zostały zręcznie, zabawnie przez grono artystów utalentowanych z Julianem Jabczyńskim na czele. Nie mogę wyliczyć wszystkich osób świetnego grona, mam ilość miejsca na szpaltach ograniczoną. Jabczyńskiego cytuje. od jakichś dwudziestu pięciu lat przy każdej okazji i gdybym go dziś nie wymienił, przyjaciele moi uznaliby, że złamałem wierność, a przecież zgodne łamanie nie mieści się w strukturze moich obyczajów. A zatem: dobrze, bo wstawki wykonane zostały umiejętnie, źle, ponieważ przytłumiły, a nawet przeinaczyły dramatyczny sens utworu autora, którego bagatelizować się nie powinno. Podzielam tedy żal Krystyny Zbijewskiej, a także zdanie Macieja Szybista, że przecież zmarnowana została okazja przekazania pełni talentu pisarskiego Jana Augusta, talentu bezsprzecznego niezależnie od modernistycznej epoki. Skoro jednak reżyser, Piotr Paradowski, w swej inscenizacji założył parodystyczny cudzysłów, spójrzmy, czy praca aktorska plan ten zrealizowała? Tak, przedstawienie jest na ogół konsekwentne, czyste, używając starego teatralnego żargonu. Spisywały się najlepiej panie, wyborną stylizacje zastosowała zwłaszcza Maria Kościałkowska. Dla roli Zośki i poety Relskiego znalazł reżyser szyfr specjalny. Nie, nie są to - nie mogły być! - postacie groteskowe; aktorzy działali jakby w dyskretnym dla swych dramatycznych ról dystansie. Zośka - to jeszcze jedna interesująca kreacja Anny Sokołowskiej, również Romuald Michalewski, grający Relskiego, zasługuje na szczerą pochwałę.

Ten typ reżyserii, którą zastosował Paradowski, musi w konsekwencji rozbić osobowe właściwości autora. I tak też się stało. Wychodząc po przedstawieniu z teatru pytamy: no dobrze, ale kto to właściwie ten Kisielewski? Jaki jego rodowód? Jakimi drogami trafił w krąg krakowskiej młodzieży dekadenckiej? Wróciwszy do domu sięgnąłem po odpowiednie księgi, żeby z klasykami pamiętnikarstwa i krytyki teatralnej pogawędzić. Najwięcej informacji daje Adam Grzymała-Siedlecki w tomie swym ,,Na orbicie Melpomeny". Ze szkicu o autorze ,,Karykatur: przytoczę mały fragmencik: ,,Dziadek Jana Augusta, Daniel Kisielewski żonaty był z Rościszewską, przyrodnią siostrą Augusta księcia Woronieckiego. Jej matka, więc prababka autora Karykatur, stara księżna Woroniecka, umiała z pańska wynieść się ponad opinie szarego tłumu, a gdy zechciała, to i ponad przesądy arystokracji. Może to po niej atawizmem odzywało się w prawnuku, gdy pokazywał, ze Janowi Augustowi wiele wolno".

Naczytałem się tej nocy popremierowej sporo, biografia Kisielewskiego nie należy do łagodnych; przeto następnego dnia wieczorem wybrałem się na film Zurliniego "Pierwsza spokojna noc". Proszę mojej aluzji i tytułu włoskiego reżysera nie brać na serio. O żadnym spokoju nie ma mowy. Dramat to, co się zowie, natrętny. Film Zurliniego, gdyby włączyć go w jakąś hierarchię, nie znalazłby się wśród utworów wybitnych. Krytycy przyznają mu rangę średnią, a Maria Malatyńska, nasza redakcyjna koleżanka, nazywa "Pierwszą spokojną noc" filmem kiczowatym. Średni czy kiczowaty, nie znaczy to, że nieciekawy. Ciekawy! Spać na nim nie można. Ciekawy nie dzięki zręczności scenariusza czy mistrzostwu reżyserii - w aktorstwie wszystkich postaci odczuwamy autentyczną pasję. Rolę główną gra Alain Delon. Dla tej kreacji warto pójść do kina przy ulicy Stradom. Ale nie tylko. Na ekranie zobaczymy znowu karykaturalne życie młodzieży - będzie to dekadencja zupełnie współczesna. Pytania w tym filmie ważne: Ile wolno człowiekowi? na co w swym rozluźnieniu moralnym może sobie pozwolić, żeby absurdalnie nie przyśpieszyć zguby własnej i zguby tych, których kocha?

Po dekadenckich zdenerwowaniach odetchnąłem w naszej Filharmonii. Kaja Danczowska grała koncert skrzypcowy D-dur Piotra Czajkowskiego. Ewa Bukojemska wykonała partie fortepianowe koncertu B-dur Johannesa Brahmsa. Całością wieczoru - z symfonią G-dur Haydna włącznie - dyrygował Zygmunt Rychert. Wszystka ta bezsporna w swym pięknie muzyka wykonana została świetnie. Publiczność w większości ,,młodzieżowa" nie miała w sobie nie schyłkowego, nie odczuwała tez chyba zawiści, skoro serdecznym mocnym aplauzem rozliczała się z artystami rówieśnymi.

Po trzech muzycznych arcydziełach, po spędzeniu trzech godzin wśród młodzieży, tyleż żywej kulturalnej, zażyłem tylko pół pastylki relanium i zapadłem w długo oczekiwaną pierwszą spokojną noc.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji