Artykuły

A "Karykatury"?

"Dramat jego skupia się na paru scenach, ale te sceny tętnią życiem. Kisielewski jest urodzonym pisarzem teatralnym. Utwory jego... są jak libretto bez muzyki. Wszystko u niego jest ruchem To się nazywa czuć teatr!- tak pisał Tadeusz Boy-Żelenski w 1920 roku po przedstawieniu ,,Karykatur" Jana Augusta Kisielewskiego w "Bagateli" - była to ostatnia inscenizacja tej sztuki w Krakowie z rozpoczynająca artystyczną drogę Marią Malicką w roli Stefci. Dziś po pół przeszło wieku ,,Karykatury" otrzymały muzykę...

W nowej krakowskiej inscenizacji sztuka Kisielewskiego stała się pretekstem do wyczarowania na scenie znakomitego teatru ulicznego: "Zespołu podwórkowego" (scenariusz i inscenizacja Marty Stebnickiej, muzyka Lesława Lica). Czteroosobowa orkiestra z trójką bezimiennych muzyków (urokliwa, także aktorsko, młodziutka skrzypaczka) i Elżbietą Dankiewicz, która podobna charakteryzacją do Marti Duleby z pamiętnego przedstawienia "Wariatka z Chaillot" - zarówno uderzając w mosiężne talerze i rzucając wokalne pointy, jak też występując solo w balladzie o gołąbkach, stała się bezapelacyjnie czołową gwiazdą wieczoru. Czteroosobowa grupa śpiewacza, przedowcipna i w całości doskonała aktorsko tudzież wokalnie (Julian Jabczyński, Halina Wyrodek, Renata Kretówna i Stanisław Elsner). Obie te grupy: instrumentalna i wokalna - tworzyły widowisko łączące w sobie echa andrusowsko-sentymentalnych popisów dawnych krakowskich "artystów podwórkowych", - swoistą atmosferę Krakowa przeszłości - z kabaretowym nerwem jak najbardziej współczesnym, nowoczesnym.

Marta Stebnicka, diva "Jamy Michalika" świetna interpretatorka piosenek, odniosła tu wielkie zwycięstwo jako ich inscenizatorka. Zwycięstwo to dzieli z autorką ich tekstów poetyckich, cudownie utrzymanych w nastroju i stylu ballad: Elżbietą Zechenter - Spławińską. Oczywiście nie byłoby krakowskiego "Zespołu podwórkowego" bez krakowskiej dekoracji. Podwórkowe ramy, stworzone przez szczyty kamienic, pokrytych fin-de-sicle'owymi reklamami z wyrastającymi spoza murów wieżycami Wawelu i mariackiego kościoła oraz oczywiście z nastrojowym księżycem na bladym niebie - wyczarował Kazimierz Wiśniak

W sumie: wielkie brawa dla "Zespołu podwórkowego" na scenie im. Słowackiego.

A "Karykatury"? "Libretto" Kisielewskiego nie wyszło w tej inscenizacyjnej koncepcji poza funkcje - pretekstu. Nie pozostało nic - lub prawie nic - ze sztuki, która przed 75 laty wstrząsnęła Krakowem, utwierdzając (na krótki okres) zdobytą przez autora niedawnym debiutem ("W sieci") przodującą pozycję w polskiej dramaturgii. A było to tuż po ukazaniu się na scenie "Warszawianki" Wyspiańskiego, w dobie twórczości Przybyszewskiego i "Zaczarowanego koła" Rydla

Wynik to nie tylko rezygnacji z elementów społeczno-politycznych (na przykład skreślenia postaci Wojciecha Migdała). Sprawa nie tylko perspektywy czasu, który bez wątpienia osłabił i po trosze zdewaluował moralne problemy sztuki. Skutek to samego inscenizacyjnego potraktowania "Karykatur": pół serio, pół parodystycznie; pół sentymentalnie, kpiąco-farsowo; a w sumie - niepoważnie.

Nie chodzi tu o powagę dramatu; "Karykatury" są przecież komedią i sam autor nie poskąpił sztuce tonów satyrycznych. Chodzi o konsekwentny styl sztuki, o jej - stylowość. Tylko chyba pokazanie "Karykatur" w kształcie takim, jak pan Jan August przykazał (a jej treści nie są dziś mimo wszystko zbyt dalekie czy anachroniczne), usprawiedliwiałoby satyryczny komentarz ,,podwórka". Gdy bohaterowie sztuki w większości sami kpią z siebie - podwójne "zmrużenie oka" staje się po prostu nielogiczne.

W tej koncepcji inscenizatorskiej trudno oceniać wysiłek aktorskich realizatorów spektaklu. Jedni grają serio (np. Zosia; w realistycznej konwencji piękną by to była, przejmująca rola Anny Sokołowskiej). Inni zdecydowanie szarżują (Laura - wykonaniu Joanny Bogackiej). Jedni tworzą komiczne sylwetki rodem z krotochwil Bałuckiego (przezabawny w tym stylu Jerzy Woźniak jako Kalenicki, Leszek Kubanek - Borkowski, Henryk Matwiszyn-Radowski). Drudzy jako żywo przywodzą na myśl sztuki Zapolskiej, która notabene występowała w prapremierowym spektaklu "Karykatur" jako Laura (Maria Kościałkowska la Dulska-Borkowska, Paweł Galia - Ignaś, Hesia w spodniach, Halina Zaczek - Matka, Małgorzata Darecka - Walentowa). Są i tacy, którzy obrali drogę: reżyserowi (Piotrowi Paradowskiemu) świeczka i autorowi ogarek. Grają miejscami serio, miejscami z dystansem (Relski - w realizacji Romualda Michalewskiego, student Jesz Mariana Dziedzięla). Tu ciekawostka: na, reprodukowanym w teatralnym programie prapremierowym afiszu w miejscu obsady tej postaci widnieją trzy gwiazdki: Jesza grał specjalnie sprowadzony z Berlina student tamtejszej szkoły dramatycznej, kolega Kisielewskiego - nazwiskiem Jeżower... - prototyp tej postaci sztuki.

Oto i trafiamy w sedno ,,Karykatur". Były one (jak w dwa lata później "Wesele") po prostu dramaturgicznym reportażem z życia. Podobnie jak "W sieci", wiele jest i w tej drugiej sztuce Kisielewskiego elementów autobiograficznych. Przede wszystkim sprawa zasadnicza: stosunek autora do własnego środowiska do studenckiej młodzieży artystycznej. Tam apoteoza, wywyższenie ponad filiisterskich zjadaczy chleba; tutaj ostra, surowa krytyka. Dwa lata dzieliły powstanie "Karykatur" od "W sieci" Kisielewski - zachłyśnięty akademickim życiem i działalnością w radykalnym stowarzyszeniu "Zjednoczenie", przeżył widoczne rozczarowanie. Przekonał się o pozerstwie, kabotyństwie i fanfaronadzie poważnego odłamu ówczesnej młodzieży, głównie tej spod znaku artystycznej cyganerii, co to "mózgi z bibuły, w żyłach czarna kawa". "Karykatury", stanowiące niejako ideowe dopełnienie "W sieci" ( są tu nawet zbieżności fabularne: Stefcia to przecież duchowa siostra "szalonej Julci"), odegrały w ówczesnym Krakowie rolę - kija w mrowisku. Były wyzwaniem, policzkiem wymierzonym przez niewiele ponad 20 lat liczącego autora - silnej, zawadiackiej bohemie krakowskiej.

Nic niemal z tych spraw nie ostało się w krakowskim przedstawieniu, w którym z tekstu Kisielewskiego najbardziej przekonująco brzmią odautorskie didaskalia, wykorzystane jako główne narratorskie tworzywo "podwórkowego" komentarza. (Pierwszy krok w tym kierunku zrobił przed dwoma laty inscenizator "W sieci" na tej samej scenie, Bronisław Dąbrowski, wprowadzając - właśnie w oparciu o suty, dowcipny komentarz autora, - aktorskiego Narratora.)

Aż prosi się kalambur, że ujrzeliśmy na scenie... karykaturę "Karykatur" Ot, życie! Życie sztuki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji