Artykuły

W teatrze dotykamy prawdy

- Zawodowe obracanie się w dramaturgii, w literaturze, to wspaniała ucieczka od chropowatej codzienności - mówi EMILIA KRAKOWSKA.

Justyna Hofman - Wiśniewska: W twoim głosie zawsze jest uśmiech. Jak ty to robisz?!

Emilia Krakowska: Tego trzeba się nauczyć i do tego trzeba dojść. Może przychodzi z wiekiem? Życie mnie nie rozpieszcza. Dostaję często tęgie baty i muszę to znieść. A z uśmiechem na ustach łatwiej połknąć łzy. Są trochę gorzkawe, ale można je przełknąć - w samotności i ciszy - i iść dalej. Człowiek rozbeczany, rozmemłany sam dla siebie jest nie do zniesienia. A ja ze sobą muszę być przez 24 godziny. Mamy bardzo mało słońca, uśmiechu jeszcze mniej. Często jesteśmy smutni, dookoła jest szaro, ulice tętnią nerwowym pośpiechem, a nie życiem - trzeba się przeciw tej szarości buntować. Gdy założę na siebie coś kolorowego, to plecy się same prostują, biust wypycha do przodu, brzuch wciąga, krok staje się sprężysty, w oczach pojawiają się iskierki dobrego humoru. Gdy ubiorę się w elegancką szarość, to jestem cała sklęśnięta, przygarbiam się i przybywa mi lat. A poza tym - gdy ja jestem uśmiechnięta, to i do mnie świat i ludzie się uśmiechają. Często mówią mi na ulicy serdecznie "witam panią", "cieszę się, że panią widzę" i czuję, że im to sprawia przyjemność. Jak się do nich nie uśmiechać?!

Masz niespożytą energię i wspaniałą kondycję...

Nikt mnie nie widzi, jak zdycham. Tyle lat pracy nauczyło mnie bycia w ciągłej gotowości. Grałam z bardzo wysoką gorączką i nikt z widzów nie miał prawa tego zauważyć.

Najważniejsza w twoim życiu jest...

Miłość, i tylko ona. Miłość jest motorem wszystkiego, co mnie otacza. Od początku życia do samego końca - mam nadzieję. Od urodzenia byłam otoczona mądrą miłością, choć jednostronną, bo tylko matczyną. Ojciec zginął, w Starobielsku zanim zdążyłam się urodzić. Ładunek miłości, hart ducha i ciała - byłam wysportowana - miały osłonić mnie przed zimnem tego świata.

I osłoniły

Tak. Mimo wielu zawodów, rozczarowań, niepowodzeń - tak. Zawsze zostają dzieci (mam dwie córki] i sztuka. Jako wielka miłość, nadzieja, radość i "pas ratunkowy".

Od dziecka biegałaś, pływałaś, skakałaś...

Owszem, zdobyłam wiele umiejętności sportowych. Wiosłowałam, jeździłam na łyżwach... Nawet moja pierwsza głęboka miłość, szczeniacka, ale wielka, łączyła się z wyczynem sportowym. To był popis dla NIEGO.

Poznań - tam się urodziłam i wychowałam. Pawełek stał na brzegu. Ja wiosłowałam w "stylu wielkim" na jeziorku. Postanowiłam mu jeszcze bardziej zaimponować. Wlazłam na wieżę spadochronową i... skoczyłam. Wspaniale skoczyłam! Ale Pawełka na dole nie było. Nie podziwiał mnie. "Coś nie tak" - pomyślałam i przestałam być takim fajnym kumplem w spódnicy, co to wszystkich rozumie, i musi imponować. Skończyły się trampki, piłka, włóczęgi, itp.

Na pierwszy plan wyszła kobiecość ?

"Chłopczycę zlikwidowałam w sobie definitywnie i na zawsze. Przede wszystkim jestem kobietą, potem ewentualnie kumplem czy przyjacielem. Świat męski i kobiecy ustawiłam

Teatr w życiu prywatnym jest przeszkodą ?

Ogromną. Aktorstwo, jeśli traktuje się je poważnie i a miłością i dom, jeśli się go także traktuje poważnie i z miłością - bardzo rzadko udaje się harmonijnie pogodzić. Jeżeli odniosłam sukces zawodowy, to płacę za niego cenę w życiu prywatnym. Nie można mieć wszystkiego. Chciałam zachować higienę psychiczną i w domu, i w zawodzie. Ocalał zawód, i ja z córkami. Nie obroniły się "związki".

Nie ma ludzi, których nie lubisz?

Ależ są! Ale czy muszę z nimi utrzymywać kontakty ?

Czym dla ciebie jest teatr?

Możliwością wypowiedzenia tego, czego nie mogę z siebie wyszarpać w życiu, i sztuką. Bardzo dobrze żyje się nam w świecie fikcji. Zawodowe obracanie się w dramaturgii, w literaturze, to wspaniała ucieczka od chropowatej codzienności. W dramacie, w teatrze, doskonale są te wszystkie klocki poukładane. Jest konflikt i jest rozwiązanie. W życiu nie jest to takie jasne. Często się mówi, że życie jest teatrem. Tak. Bez jego prostoty, niestety.

Grasz dużo poza Warszawą. Traktujesz to jak wygnanie?

Nic podobnego! Gram, to najważniejsze. A że nie w stolicy ? Nagrałam się już w Warszawie.

Pracuję, gram, jestem na scenie - czego więcej może pragnąć aktorka?

Szczęścia?

Jestem szczęśliwa. Mam wspaniałe córki i wspaniały zawód, jestem zdrowa, z wzajemnością lubię ludzi, zwierzęta, przyrodę -czuję się pod każdym względem spełniona.

Czy dla wielu obcych osób jesteś Emilią Krakowską czy np. Gabrysią?

Gabrysią, panią Natalią... Jednak, jeżeli ktoś mówi "przepraszam, czy ja się nie mylę...", to wymienia moje nazwisko, nie zaś imię telenowelowej postaci.

Moja twarz jest więc związana z moim nazwiskiem.

Bywa, że do aktora twarz serialowa przylepia się na wiele lat i czego by nie zagrał, zawsze będzie postacią z danego serialu...

Bardzo trudno jest ten obraz w świadomości widzów zagłuszyć. Myślę, że tu winę ponosi przede wszystkim sam aktor, któremu powodzenie w danej roli tak zaimponowało, że przy każdej okazji wykorzystuje gesty, sposób mówienia czy choćby tembr głosu tamtej postaci.

Twoje życie to życie na gorąco, w nieustannej gonitwie, nieustannym ruchu. Kiedy zwolnisz?

Jak umrę! Może nie dosłownie, ale gdy na mnie zobojętnieją. Cieszę się, że kalendarz mam wypełniony, że ludzie chcą mnie oglądać w teatrze, telenoweli, na estradzie, w kabarecie, przedstawieniach szkolnych, a nawet przedszkolnych. Mam córkę studentkę, psa, kota - muszę tę gromadkę utrzymać. Ale pieniądze nigdy nie były i nie są najważniejsze. Ja kocham swój zawód.

Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji