Artykuły

Poseł z Huty

- Ja znam każdego mojego wyborcę. Głosowali na mnie ludzie ze środowisk sztuki i mieszkańcy Nowej Huty. Zapowiedzieli, że będą mnie rozliczać ze wszystkich obietnic - mówi JERZY FEDOROWICZ, dyrektor Teatru Ludowego w Krakowie i poseł Platformy Obywatelskiej.

Uważa się Pan za polityka?

- Dopiero wchodzę do wielkiej polityki. Wchodzę do miejsca, o którym rzeczywiście podświadomie marzyłem. Sejm jest obrzucony błotem. Ludzie nie mają zaufania do polityków z parlamentu. Uważa się ich powszechnie za złodziei, za ludzi bez godności. Mówi się, że oni tylko siedzą, zarabiają grube pieniądze i nic nie robią.

Równocześnie w tym parlamencie są tacy ludzie jak Kazimierz Kutz, który jest ikoną Śląska. On nie musi mieć partii, bo cały Śląsk mu ufa i na niego zagłosuje. W jego imieniny ustawiają się kolejki ludzi, którzy chcą złożyć mu życzenia. Niektórzy czekają dwa dni. Takim chciałbym być politykiem. W Nowej Hucie ludzie mówią do mnie: "Pan jest nasz". To samo mówią o Irku Rasiu i Monice Ryniak. Jesteśmy w Sejmie, bo coś zrobiliśmy dla społeczności lokalnej. Ludzie mówili do mnie: "Panie Fedorowicz, my tu w Krakowie wszyscy Pana znamy, ufamy Panu". Zrobię wszystko, by nie musiano oglądać kłótni i korupcyjnych spektakli w wykonaniu ludzi z mojej formacji. Będę mówił głośno o każdym złym zjawisku. Będę prawdopodobnie narażał się wysoko postawionym politykom z Warszawy.

W polityce opłaca się być przyzwoitym?

- Przyzwoitości wymagają ode mnie moi wyborcy. Ja znam każdego mojego wyborcę. Głosowali na mnie ludzie ze środowisk sztuki i mieszkańcy Nowej Huty. Zapowiedzieli, że będą mnie rozliczać ze wszystkich obietnic. Politycy muszą pamiętać,po co zostali wybrani. Przyzwoitość w polityce musi obowiązywać. Trzeba być odpowiedzialnym za słowo, które się rzekło.

A czy polityk powinien być lojalny?

- Wobec swoich wyborców absolutnie tak. To nie podlega żadnej dysuksji. Raz zdarzyło mi się złamać zasadę lojalności wobec ludzi, z którymi działałem w życiu publicznym. Odstąpiłem od Marka Nawary i Wspólnoty Małopolskiej, z której listy dostałem się do sejmiku. Zrobiłem to, bo znalazłem się w sytuacji człowieka, który nie wie, czy jest w opozycji czy koalicji, a musiałem zarządzać kulturą. Moim celem było wejście do parlamentu. Wiedziałem, że nie jestem w stanie tego zrobić startując z listy Wspólnoty i jak się okazało - miałem rację. Cel osiągnąłem, a Nawarze nie udało się zostać senatorem.

Miał Pan wyrzuty sumienia, gdy opuszczał Pan Wspólnotę Małopolską, wybierając miejsce na liście Platformy?

- Miałem. W tym ugrupowaniu byli i są fantastyczni ludzie. Gdy odszedłem, okazano mi zrozumienie. Na sesji sejmiku publicznie przeprosiłem Marka Nawarę i podziękowałem mu, że zaprosił mnie na listę w wyborach samorządowych. Gdyby tego nie zrobił, to taki gość jak ja, który zawsze wygrywa wybory i jest potrzebny, nie miałby żadnych szans, żeby dalej istnieć w polityce lokalnej.

Co Pan zrobi, gdy za cztery lata PO będzie miała śladowe poparcie społeczne i znów otrzyma Pan zaproszenie na listę wyborczą znacznie bardziej popularnego ugrupowania?

- Nie idę na to. Co miałbym powiedzieć ludziom w kampanii wyborczej? Że po co idę do Sejmu? Że zawiodłem i dlatego mają mi dać jeszcze jedną szansę? Musiałoby okazać się, że jestem zupełnie czysty, że zrobiłem wszystko co było w mojej mocy i wtedy mógłbym oddać się w ręce mieszkańców naszego miasta i województwa, tak jak robi to Kaziu Kutz. Mógłbym startować z listy Komitetu Wyborczego Jerzego Fedorowicza. Nie dopuszczam jednak w ogóle takiego scenariusza, bo znam wiele osób, z którymi przyjdzie mi współpracować. Muszę walczyć o to, żeby tym razem jedna formacja rządziła dłużej niż przez cztery lata.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji