Pożądanie i Petruszka
BALET warszawskiego Teatru Wielkiego wyraźnie ożywił swą działalność. Po niedawnej premierze pięciu kameralnych przedstawień choreograficznych na małej scenie, na afisz weszły dwie nowe pozycje, lecz już nie na eksperymentalnej w jakimś sensie a reprezentacyjnej wielkiej scenie. Jedna z nich jest nowością zupełną: prapremiera ostatniej kompozycji Grażyny Bacewicz, niedokończonej już przez autorkę, osnutego na sztuce Pabla Picassa (!) baletu "Pożądanie"; druga pozycja - to od bardzo dawna nie wystawiany w Warszawie balet "Petruszka" Igora Strawińskiego, którego tytuł mówi sam za siebie.
Dodatkową atrakcja nowej premiery jest to, iż prezentuje ona jak gdyby dwie różne epoki polskiej sztuki choreograficznej. Trudnego zadania pierwszej realizacji baletu Bacewiczówny podjął się młody tancerz i choreograf, Jerzy Makarowski, który już wcześniej dał znać o swym wybitnym talencie w spektaklach na scenie kameralnej Teatru Wielkiego; "Petruszkę" zrealizował natomiast słynny baletmistrz Leon Wójcikowski, który w swoim czasie należał do zespołu Diagilewa i brał udział w pierwszych inscenizacjach baletu Strawińskiego.
Widz, który spektakl ten obejrzy nie będzie mógł się uskarżać na monotonię. W "Pożądaniu" zarówno choreograf Jerzy Makarowski, jak i scenograf Andrzej Majewski, nadali widowisku rozmach niezwykły: od strony wizualnej mamy tu do czynienia z istną feerią barw, z nadzwyczaj efektownym i wyrazistym tańcem, z zaskakującymi i trochę niesamowitymi sytuacjami scenicznymi... Świetnie spisują się soliści: Renata Smukała, Marta Bochenek, Dariusz Blajer, a towarzyszy im liczny bardzo, doskonale ustawiony zespół.
Doskonale spisująca się w pierwszej części wieczoru orkiestra Teatru Wielkiego (dyryguje gościnnie Mieczysław Nowakowski) znajduje prawdziwe pole do popisu po przerwie: w słynnej i arcytrudnej partyturze "Petruszki". Z przyjemnością można skonstatować, iż wykonanie muzyczne było znakomite, co w wypadku tego dzieła nie należy do zdarzeń częstych!
"Petruszka" - to po trosze baśń, po trosze moralitet, po trosze zaś - żart. Całość dzieła jest wręcz zachwycająca w swej doskonałości i równowadze wszystkich elementów. Leon Wójcikowski, realizując
klasyczna inscenizację Fokina, bardzo trafnie podkreślił tę równowagę: taniec nigdy nie staje się u niego popisem samym w sobie, lecz wespół z muzyką - opowiada, wyraża, opisuje... Stąd też wywodzi się niemal absolutna harmonia pomiędzy tym co widzimy na scenie i tym co równocześnie słyszymy, a również i takie wydarzenie nie jest częstym zjawiskiem w naszych teatrach baletowych.
Wykonawcy "Petruszki" - a jest ich wielu - dobrze wywiązali się ze swych niełatwych partii. Odtwórca roli tytułowej, Witold Gruca, zaimponował wyrazistością swych przemian: raz był postacią z teatru kukiełkowego, kiedy indziej - żywym, cierpiącym człowiekiem. Sugestywnym Maurem był Zbigniew Strzałkowski, efektowną Baleriną - Elżbieta Jaroń. Spośród licznego zespołu wszyscy właściwie zasłużyli na uznanie: wymieńmy tu Barbarę Sier jako Uliczną Tancerkę oraz żywiołowe Cyganki.
Nowa premiera jest więc dużym sukcesem Teatru Wielkiego. Oby tak dalej!