Artykuły

Dialog. Dzień pierwszy

Pretekstem do dyskusji nad sumieniem Europy stały się trzy spektakle: "Wielka wojna" z holenderskiego Hotel Modern w reżyserii Pauline Kalker oraz "BLACKland" i "Fedra" z Kretakor Szinhaz w reżyserii Arpada Schillinga - pierwszy dzień festiwalu Dialog dla e-teatru relacjonuje Paweł Sztarbowski.

"Wielka wojna" to teatr przedmiotu. Świat sceniczny budowany jest na makietach z przeróżnie i zaskakująco dobranych przedmiotów, które oglądamy w powiększeniu na ekranie. I tak np. warzywa naciowe sprawiają wrażenie gęstego lasu, który jest "bombardowany" przez spryskiwacze do podlewania. Zaczyna się od rozłożenia starej mapy Europy z 1914 roku i nakreślenia ówczesnej sytuacji politycznej, która w pewnym momencie staje się tak zagmatwana, że absurdalna. Na mapie ustawiane są samochody i samoloty-zabawki. Od strzału Gawriło Prinzipa zaczyna się "wielka wojna". Początkowa wizja Europy, która kwitnie, rozwija się w imponujący sposób, nagle staje się pobojowiskiem. Przenosimy się na front, do okopów. Ciągłe bombardowania, strzelaniny i rozszarpane ciała leżące w błocie. Wszystko to tworzone jest na małych makietkach. Mimo że jest to tylko teatrzyk lalkowy, opowiadana historia momentami przeraża, tym bardziej, że komentarzem do tego, co się dzieje są listy żołnierzy pisane z frontu. Także muzyka jest tworzona na żywo przez człowieka orkiestrę, który tworzy komentarz poprzez świsty, postukiwania i przetwarzanie dźwięków.

Na koniec zostaje tylko poryta ziemia, zanieczyszczona przez trujący gaz oraz cmentarz, który stał się jej integralną częścią. Na tym pobojowisku znowu zaczynają powoli wyrastać zielone rośliny. Czy zdążą jednak wyrosnąć nim nadejdzie kolejna wojna, jeszcze głupsza i bardziej brutalna?

Jeszcze bardziej wyrazistą propozycją była "BLACKland" Arpada Schillinga. Przedstawienie powstało w wyniku improwizacji. Pokazuje współczesne społeczeństwo, które chce się uważać za demokratyczne i pluralistyczne. W spektaklu pada kwestia, że Węgrów kojarzy się w Europie stereotypowo z tego, że są serdeczni i sympatyczni, a Węgierki z tego, że chętnie uprawiają seks. Spektakl Schillinga burzy ten obraz i przedstawia potomków Macieja Korwina jako naród zakłamany i nieczuły. Po pokazywanym na "Dialogu" spektaklu Węgry to ostatni kraj, do jakiego ma się ochotę pojechać. Ale czy tylko o Węgrów tu chodzi? Oglądając węgierski spektakl czułem się tak, jakby ze sceny mówiono o Polsce, tylko musiał to zrobić Węgier, bo żaden Polak nie miał odwagi.

Na początku na proscenium wychodzi klarnecistka. Dystyngowana, ubrana w czarną, wieczorową suknię. Zaraz zacznie grać. Bierze instrument do buzi i... zaczyna go lizać. Na początku delikatnie, potem coraz mocniej, wpycha go sobie coraz głębiej do buzi. Po kilkuminutowej etiudzie udaje jej się zagrać fragment "Ody do radości". Kłania się i wychodzi. Ta scena dużo mówi o całym przedstawieniu. W niemal kabaretowej formie dotyka ono głównie hipokryzji społecznej i religijnej (na jednej ze ścian wisi mały krzyżyk). Świetnie pokazuje to scena, gdy przygarniętego uchodźcę myje się, a następnie daje mu świeże ubrania. Jest ich tak dużo, że nie mieszczą się już na niego, ale przecież trzeba odbębnić obowiązek dobroczynności. Na koniec ta ledwie chodząca kukła zostaje wypchnięta na bruk. Wszystkim scenkom towarzyszą napisy na telebimie, które dopowiadają sytuacje.Np. maltretowaniu więźniów z Abu Ghaib towarzyszy komentarz: - W 2004 roku Amerykanie ponownie wybrali George'a W. Busha na prezydenta. Zresztą to maltretowanie odbywa się przy towarzyszeniu kamer. W pewnym momencie kamera zostaje przekazana jednemu z widzów, który dobrowolnie staje się jednym z oprawców. Oprawcami jesteśmy my wszyscy, gdy beznamiętnie oglądajacy ludzką krzywdę, nawet nie próbujemy nic zrobić, by jej zapobiec.

Poruszony też został temat nieufności obywateli starych krajów Unii Europejskiej do mieszkańców nowych państw członkowskich. Czy rzeczywiście jesteśmy nową wspólnotą, czy też nic się nie zmieniło, a tylko wyszły na jaw odwieczne urazy i niesnaski? Węgierski spektakl nie jest jednak tylko politycznym kabaretem. Jest to głównie zasługa aktorów, którzy nie traktują tematu powierzchownie. Wydaje się, że nie ma dla nich rzeczy niemożliwych. Ukazują jak spod dobrze skrojonych sukni i fraków wychodzą zwierzęce instynkty, nad którymi nie sposób zapanować.

Zaskakujący jest jednak sam koniec, gdy podczas sceny tortur na bezbronnej kobiecie do akcji wkracza jeden z aktorów i zaczyna opowiadać jedyną, dopuszczalną interpretację spektaklu. Mówi, że wbrew pozorom jego teatr nie ma do spełnienia żadnej misji. Aktorzy chcieli jedynie zrobić wrażenie na widzach, pokazać, że umieją grać i śpiewać, że są odważni i rozebranie się nie stanowi dla nich żadnego problemu, itp. Ze względu na to, że akcja dzieje się w pokoju dziecięcym, stawia na koniec pytanie: - Czy nasze dzieci mając do dyspozycji takie środki również stworzyłyby aż tak okrutny świat?

Fedra [na zdjęciu] Istvana Tasnadi w reżyserii Schillinga nie była już tak poruszająca. Powstała w dużej mierze na zamówienie festiwalu w Salzburgu. Przedstawienie osadzono w typowym dla stylistyki wspólczesnego teatru niemieckiego wycinku przestrzeni z ustawioną po środku kanapą. Po prawej stronie na trzech ogrodowych krzesełkach siedzą trzy kobiety, będące odpowiednikiem antycznego chóru (okażą się potem prostytutkami). Hipolit siedzi na kanapie ubrany w jaskrawożółtą koszulkę i majtki. Do tego pomieszczenia wchodzi rozmemłana Fedra z żółtym ręcznikiem na głowie. Najbliżej publiczności leży pożółkły Tezeusz. Jest jeszcze narrator całej tej sytuacji, który niczym w reality show siedzi na boku i dopowiada, komentuje, zadaje pytania bohaterom, a czasami miksuje muzykę. Wszystkie postaci działają na bazie pożądań i konieczności fizjologicznych. Hipolit obsesyjnie powraca do tematu wydalania. Nawet jego stosunek z macochą jest czymś w rodzaju zabiegu kosmetycznego, a w roli kochanka zastępuje młodego następcę tronu jego sługa, jurny Sauros. W pewnym momencie z letargu budzi się Tezeusz. Wszystkie jego partie są śpiewane. Napawa się wręcz męskością swojego głosu. Gdy jednak przychodzi do pokazowego stosunku z Fedrą, jego męskość zawodzi. Widzimy bezwładnie zwisającego sztucznego penisa. Oto ironiczny komentarz do mitu o sile kontynentu europejskiego, o jego heroiczności, za którą tak naprawdę kryje się bezład, impotencja polityczna, ideowa i kulturowa. Fedra stawia problem zła, leżącego już u samego źródła mitu o Europie, która powstała w wyniku perfidnie zaplanowanego gwałtu.

Wszystkie trzy spektakle ukazywały Europę jako wspólnotę zła. Sumienie tego kontynentu to z jednej strony poczucie winy i lęk, a z drugiej hipokryzja, która nie pozwala o tym mówić. To natomiast prowadzi do frustracji i wzajemnego oskarżania się, nienawiści. I trzeba pamiętać, do czego ta nienawiść może doprowadzić. Pierwszy dzień Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Dialog jasno i mocno postawił ten problem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji