Artykuły

Nowy początek Gardzienic

- Cofnąłem historię tego miejsca o dwa wieki. Oddano je mnie - szaleńcowi - po to, bym wywołał ducha tej ziemi - mówi Włodzimierz Staniewski, twórca otwieranego w tym tygodniu Europejskiego Ośrodka Praktyk Teatralnych "Gardzienice".

36 lat temu, zrywając kontakty ze światowej sławy wrocławskim Teatrem Laboratorium, Włodzimierz Staniewski postanowił przenieść się do miejsca odciętego od reszty świata. Szukał matecznika, w którym mógłby rozpocząć pracę z nowym zespołem. Wybór padł na Gardzienice, wieś koło Piask i kompletnie zniszczony zespół pałacowo-parkowy.

Na efekty nie trzeba było długo czekać - sława zbudowanego tam od podstaw teatru szybko wyszła poza granice Polski. Stworzona zaś przez reżysera doktryna "ekologii teatru" stała się jedną z ważniejszych w XX w. Do tej pory w Gardzienicach wystawiono siedem premierowych spektakli wyreżyserowanych przez Staniewskiego, w tym m.in. słynne "Gusła", czy "Metamorfozy". Większość z nich pokazywano też w wielu krajach świata, m.in. na Festiwalu Teatru Narodów w USA, na Seul Olimpic Arts Festival w Korei Południowej, czy Toga Theater Festival w Japonii. Sam reżyser prowadził wykłady i klasy mistrzowskie m.in. w teatrach i ośrodkach akademickich w Wielkiej Brytanii, Rosji i Meksyku.

Gardzienice zapraszają na Festiwal Otwarcia Europejskiego Ośrodka Praktyk Teatralnych, oddanego do użytku po gruntownym remoncie. Uroczystości połączone są ze świętowaniem 35+1-lecia Teatru "Gardzienice". W trwających do niedzieli obchodach zaplanowano m.in. premierowy pokaz "Oratorium Pytyjskiego" w reżyserii Włodzimierza Staniewskiego. Na spektakl składają się teksty siedmiu mędrców z Delf w tłumaczeniu Cezarego Wodzińskiego i Krzysztofa Bielawskiego.

Od ruiny do magii

Ale od początku. W 2008 roku władze województwa lubelskiego przekazały ośrodkowi pałac w Gardzienicach wraz z małą oficyną. Staniewski postanowił uratować je przed zniszczeniem i stworzyć przestrzeń na działalność artystyczną. Na remont udało się mu zdobyć 15 mln zł ze środków Unii Europejskiej.

Osobiście pilnował budowy. Zajmujący się renowacją pracownicy nie mieli z nim łatwego życia - wszystko musiało być dopracowane w najdrobniejszym szczególe - od schodów po klamki. Dzięki temu powstało miejsce magiczne, czyli Europejski Ośrodek Praktyk Teatralnych w Gardzienicach.

- To moja największa symfonia teatralna, jaką kiedykolwiek stworzyłem. Zaczynamy uwerturą w formie sonaty - trochę nostalgii, smętku i księżyca, w zależności od tego, jak niebo zaślubia się z ziemią. Poprzez muzykę przyrody, natury i sfer jesteśmy wprowadzeni w pewnego rodzaju atmosferę - rozpoczyna opowieść Staniewski, kiedy stawiamy pierwszy krok w Ogrodzie Magicznym. To miejsce, od którego rozpoczynamy zwiedzanie Gardzienic.

To także pierwszy etap teatralnego maratonu, w którym w sobotę udział wezmą widzowie podczas premiery "Oratorium Pytyjskiego". - Wszędzie mijamy łęgi różnorodnych i różnorakich traw, w których, parafrazując Adama Mickiewicza, gość "nurza się w zieloność i jak łódka brodzi" - mówi reżyser. Podkreśla, że w ostatnim czasie trawa stała się dla niego najważniejszym elementem w tworzeniu spektakli. Przecinając drogę dojazdową wchodzimy w gęsty brzozowy zagajnik - a przynajmniej taki będzie za jakiś czas. - Pora przesadzania drzewek brzozowych zaczyna się dopiero na przełomie września i października, więc nie chcę dokonać tutaj jakiegoś aktu przemocy na przyrodzie. Na razie zostawiam to waszej wyobraźni - mówi Staniewski. W tym miejscu rozpoczyna się druga część symfonii. Znajdujące się przed nami dwa sztuczne pagórki będące swojego rodzaju Scyllą i Charybdą (z "Odysei" Homera, w mitologii greckiej potwory morskie czyhające na żeglarzy po obu stronach cieśniny) to już prawdopodobnie scherzo (gatunek muzyczny, w formie podobne do menueta, ale grane w szybszym tempie).

Docieramy do ścian gęsto zarośniętej laurami, wiciokrzewami i winoroślami. - Mamy poczucie, że doszliśmy do jakiegoś kresu. Musimy więc znaleźć przesmyk, po którego przejściu otworzy się przed nami właściwa część symfonii. Staniewski podkreśla jednak, ze ogród został wymyślony i zaprojektowany kilka miesięcy temu, dlatego dopiero za jakiś czas zacznie się tutaj toczyć prawdziwa gra przyrody. Najstarszą częścią ogrodu jest odnowiony biały mur z trzema furtami, będący częścią reliktu fortalicyjnego. Znalazły się na nim starogreckie, antyczne rośliny, które na czas zimy będą chowane do oranżerii. Niedaleko znajdują się byliny - miejscowa tubylcza roślinność oraz mała scena z postawioną na środku kopią Omfalosa z Delf. - W ramach tej sonaty gramy rondo i wariacje czyli jest to scena szybka symfonii. Myślę o symfonii teatralnej czyli o materializujących się duchach, które wywołuje muzyka.

Teatralna archeologia

Staniewski, oprowadzając widza po ośrodku, uprawia wymyśloną przed 36 laty doktrynę teatralną zwaną "ekologią teatru". - Przychodzi taki moment, kiedy podchodzimy do mieniącej się w pięknym błękicie śródziemnomorskiej wymalowanej - tak jak to było w Grecji - furty w białym murze. Zresztą Grecja jest zbudowana na białym kamieniu, dlatego twierdzę, że byli tu jej mieszkańcy, którzy przeszli traktem bursztynowym ze swoich kolonii, forpoczt i misji nad Morzem Czarnym aż po Bałtyk - mówi. Opuszczając ogród, dochodzimy do miejsca, w którym główną rolę zaczyna odgrywać architektura. Po obu stronach znajdują się XIX-wieczne oficyny, które przed remontem były kompletną ruiną. W PRL był tu chlew, wychodek i lamusy. Teraz mała oficyna służy jako pracownia, większa przeznaczona jest na koncerty i konferencje.

Mijamy je, kierując się w stronę pałacu. Jeszcze niedawno uważano, że powstał w XVII w., ale badania archeologiczne pozwoliły odkryć fragmenty późnośredniowiecznego założenia obronnego z dwiema kamiennymi wieżami. Przebudowywany dwieście lat później XV-wieczny zamek zyskał m.in. Kaplicę Ariańską. Zatrzymujemy się na skarpie zachodniej, która jeszcze półtora roku temu w ogóle nie istniała. Przenosząc się w czasie znajdowalibyśmy się jakieś 5 metrów pod ziemią.

- To jest mój wkład w historię, w teatralną archeologię tego miejsca. Kiedy z pierwszych odwiertów i kopań dowiedziałem się, że pod częścią parterową mogą być relikty starych murów, postanowiłem je odkopać. Znaleźliśmy szczątki wieży fortalicyjnej, w tej chwili historycy i archeolodzy próbują datować fragmenty wieży - mówi Staniewski. Obie wieże ustawione są symetrycznie, ale na jednej z nich znajduje się naczółek, dobudowany prawdopodobnie jakieś 200 lat temu. - Postanowiłem to zachować, aczkolwiek jeżeli chodzi o wyraz estetyczny, trochę kontrastuje i razi. Uzyskaliśmy natomiast wspaniały taras, przepiękne piwnice ekspozycyjne w środku i mnóstwo powierzchni użytkowo-artystycznej. To wszystko służy teatrowi - dodaje dyrektor.

Obmacując skrawek ziemi

Cała magia ośrodka w Gardzienicach polega też na tym, że w zależności od miejsca, w którym staniemy, odsłaniają się inne elementy pejzażu. Zieleń, drzewa, cudowne łęgi, rozległy horyzont z przepięknym zachodem słońca, pejzaż w dolinie Giełczewki wyglądający jak Avon pod Stratford - tego nie da się opisać słowami, to trzeba zobaczyć.

Staniewski tłumaczy, że by stworzyć takie trakty, trzeba było powymyślać przejścia przez kaniony, nierówności terenu i skarpy, zwłaszcza, że do połowy lat 90. wszystko było zarośnięte potwornymi chaszczami, w które wrzucano popegeerowskie pozostałości i badziewie. - Obmacując ten skrawek ziemi, przez kilkadziesiąt lat zastanawiałem się, czego potrzeba, by spiąć to miejsce jedną klamrą i ściągnąć energię. Oprócz muru, który postawiliśmy, postanowiłem zrobić dwa ogrody - japoński po stronie zachodniej i magiczny po stronie wschodniej.

Wchodzimy do pałacu. Uwagę zwraca fantastyczna akustyka, przypominająca akustykę średniowiecznych kościołów na Gotlandii.

W piwnicach odnajdujemy natomiast część wykopalisk, wydobytych podczas budowy. - W szafie pancernej mamy nawet fibulę scytyjską z IV wieku n.e. - tłumaczy Staniewski i znowu wraca do Greków: - Jak scytowie to sarmaci, a jak sarmaci to kłania się nam się biskup Wincenty Kadłubek, czyli starożytni Rzymianie. Jak wreszcie starożytni Rzymianie to też starożytni Grecy znad Morza Czarnego. Warto zauważyć też, że w pałacu archaiczność łączy się z nowoczesnością. Jednym z jej elementów jest maszyneria klimatyzacyjna, która dba o dobrą kondycję murów. Zwłaszcza, że przez najbliższe dwa lata właścicieli czeka wysalanie i odwadnianie się murów. Oddzielną historią jest winda, o którą Staniewski musiał stoczyć prawdziwy bój. - Zgodnie z ciągle istniejącym bardzo głupim prawem i przepisami konserwatorskimi nie wolno instalować nowoczesnych urządzeń w miejscach, które restauruje się jako dziedzictwo narodowe. Natomiast na zachodzie od stu lat robi się takie połączenia.

Pójść tam, gdzie młodzież

W XIX-wiecznym spichlerzu znajduje się sala teatralna. By tam dotrzeć, musimy przejść przez przepiękny park. - W swoich fantasmagorycznych działaniach i wysiłkach wyobrażałem sobie tę wędrówkę jako wyjście w podateński las do Akademii Platońskiej. Trzeba opuścić mury - miejsce wspólnoty i pójść tam, gdzie urzęduje młodzież - mówi Staniewski.

Zanim spichlerz zyskał swój blask, znajdował się w bardzo złym stanie technicznym. Przez półtorej dekady gardzienicki ośrodek wynajmował go od właścicieli, czyli pegeeru. Potem za symboliczną złotówkę spichlerz trafił w ręce miejscowego rolnika, który regularnie wypożyczał go teatrowi. By jednak scalić ten cały przedwojenny kompleks pałacowy, Staniewski odkupił od niego cały budynek. Częściowo został odrestaurowany, ale niektóre mury trzeba było zbudować na nowo.

Zanim jednak wejdziemy do środka, musimy przejść przez scenę zewnętrzną. - We wspaniałej procesji idzie z nami setka widzów. Zatrzymują się tutaj i gramy przed spichlerzem uwerturę przed następnym, prawdopodobnie już ostatnim spektaklem. W spichlerzu zagramy oratorium - opowiada dyrektor ośrodka.

Wnętrze spichlerza ma charakter industrialny z wieloma elementami nowoczesności. Budynek, oprócz sceny głównej i widowni, ma dwa poziomy balkonów, na górze gra też orkiestra. Na pierwszym poziomie znajduje się dodatkowo druga galeria, na której występują aktorzy. Kiedy stajemy na niej okazuje się, że wciąż jesteśmy... na parterze. - Dokonaliśmy tego samego cudu, jak w pałacu, czyli znów wkopaliśmy się kilka metrów w ziemię. Główna scena jest na poziomie podziemnym, czyli w części piwnicznej. My w tej chwili jesteśmy na pierwszej galerii, która tak naprawdę jest parterem, wchodząc od strony północnej - wyjaśnia Staniewski. Spichlerz posiada też pokoje gościnne dla aktorów, których standard porównywany jest z pięciogwiazdkowym hotelem.

Wizytę w Gardzienicach kończymy w miejscu medytacji, czyli Ogrodzie Japońskim, który powstał, by spiąć dwoma silnymi akcentami całe wzgórze fortalicyjne.

***

Spektakle Włodzimierza Staniewskiego Spektakl Wieczorny (1977)

Gusła (1981)

Żywot protopopa Awwakuma (1983)

Carmina Burana (1990)

Metamorfozy (1997)

Elektra (2004)

Ifigenia w A... (2007)

Oratorium Pytyjskie (2013)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji