Artykuły

Warszawska Jesień Teatralna (fragm.)

Co zrobić, jakie zastosować chwyty i środki sceniczne, aby "Wesele", od przeszło pół wie­ku nasz najbardziej wstrzą­sający dramat narodowy, zbliżyć do widza współczesnego, który prze­cież żyje w całkowicie innym kli­macie politycznym i społecznym? Oto pytanie, jakie nasunąć się musi każdemu inscenizatorowi, mającemu ambicje wykraczające poza tradycję, nieco tylko odświeżoną i przewietrzo­ną. Odpowiada na nie w teatrze Powszechnym Adam Hanuszkiewicz w sposób niezwykle śmiały, dla pewne­go typu publiczności wręcz prowoka­cyjny. Dla Hanuszkiewicza ,,Wesele" to jedna wielka szopka, względnie i szopa narodowa w sensie dosłownym. Rozgrywa więc utwór Wyspiańskiego na tle wyolbrzymionej, gigantycznej szopki krakowskiej, sprowadza akto­rów, wyskakujących z wnętrza tej szopki do marionetek, pod których nogami w takt muzyki wiruje jak na karuzeli podłoga. Marionetkom tym coś gra w duszach, bałamucą się narodowo, wizje ich, sny, marze­nia i koszmary mają charakter zbli­żony chwilami do barwnych tańców i układów scenicznych "Mazowsza" czy "Śląska", chwilami do jakiejś wielkiej music-hallowej rewii. W tym karuzelowym wirze, barwnym i sko­cznym, tylko wyjątkowo zdarzają się fragmenty, nie tylko roztańczone, pełne blasku i barwy, ale przepojone również tym wszystkim, co poeta czuł, co go dręczyło i doprowadzało do rozpaczy.

Można mieć do takiego ujęcia mnó­stwo zastrzeżeń, ale nie można mu odmówić tego co najważniejsze: li­czenia się z nowym widzem, w ni­czym nie przypominającym widza sprzed lat pięciu, dziesięciu czy dwu­dziestu pięciu. Z jednym tylko pogo­dzić się niepodobna. Z tym, że tek­sty mówione w akcie drugim przez Wernyhorę, Stańczyka, Branickiego i Szelę wypowiada, i to w sposób mało wyraźny, zamazując wspaniale rytmiczne strofy Chochoł (Wojciech Siemion). Jeżeli Hanuszkiewicz zrobił to dlatego, że w wersji Wyspiańskie­go cały ten akt z duchami z biegiem czasu staje się coraz bardziej mętny i mglisty, to lekarstwo okazało się najmniej stosowne. Niektóre fragmen­ty sprawiają wrażenie wręcz drażnią­ce. I jeszcze jedno: przy tego rodza­ju ujęciu, niestety, nie cały tekst do­chodzi do słuchacza, słowa giną w zgiełku, ruchu i hałasie. Za pomysł szczęśliwy, wytrzymujący całkowicie próbę sceny, uznać należy uczynienie z epizodycznej postaci Nosa figury pierwszoplanowej.

Z wykonawców na czoło wybija się w roli Poety Adam Hanuszkiewicz. Artysta potrafił odnaleźć w stworzo­nej przez siebie karuzeli na pół ro­mantyka, na pół sceptyka, ocalił ca­ły tekst Wyspiańskiego, podaje go w urzekającym rytmie. Barwny, soczy­sty, integralnie związany z wsią i chłopami Wojciech Rajewski w roli Żyda arendarza. Przepyszny, nie przerysowany, nie wpadający w de­lirium tremens Gustaw Lutkiewicz. Głęboko ludzki, pozostający na grani­cy jawy i snu, zagubiony w chłop­skiej karuzeli, Mieczysław Serwiński jako Gospodarz. Tadeusz Janczar wy­łamał się z koncepcji marionetkowo-kukiełkowej. Jego Jasiek ma w so­bie głęboki, wstrząsający tragizm człowieka, który stracił coś nieskoń­czenie ważnego i wartościowego. Pannę Młodą gra z rozmachem i wdziękiem Zofia Kucówna. Charak­terystyczne sylwetki Kliminy i Radczyni udały się Małgorzacie Lorentowicz i Teofili Koronkiewicz. Ewa Wawrzoń wyposażyła swoją Marynę nie tylko w urok młodości, ale i w za­dumę i melancholię.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji