Artykuły

Znakomita inscenizacja "My Fair Lady". Namiętność panny Elizy

Od czasu "Skrzypka na dachu" sprzed 14 lat we wrocławskim teatrze muzycznym nie było spektaklu tak ewidentnie skazanego na sukces

Dla tych, którzy do repertuarowego i stylistycznego wizerunku zreformowanego Capitolu mają zastrzeżenia, ważna jest informacja, że "My Fair Lady" Anny Kękuś to w dalszym ciągu "stary, dobry musical" z popisowymi numerami wokalnymi i tanecznymi, klarownie poprowadzoną fabułą i popisowo zrealizowany przez wszystkich biorących w nim udział artystów.

Jest tu też pointa, którą można czytać jako konwencjonalny happy end, a można też - i tu leży, jak sądzę, istota zamiaru reżyserki - potraktować jako ostateczne wzięcie w nawias wszystkiego, cośmy właśnie zobaczyli. Wybór opcji należy wyłącznie do widza, różnie przecież usposobionego, raz rozrywkowo, raz analitycznie, i to też jest siłą tego spektaklu, lekkiego i pogodnego, podszytego jednak kobiecą mądrością oraz... po babsku przewrotnego.

Rzecz jest znana. Egocentryczny, mało czarujący, za to sławny i bogaty językoznawca Higgins (doskonały Konrad Imiela) zakłada się z kolegą po fachu Pickeringiem (po brytyjsku usztywniony Jacek Poks), że w ciągu pół roku nauczy Elizę Doolittle, nieokrzesaną kwiaciarkę uliczną z dzielnicy My Fair), poprawnej wymowy i pałacowych manier (świetna w obu wcieleniach, zjawiskowo piękna Magdalena Szczerbowska). Higgins wygrywa zakład, ale okazuje się, że Eliza stała się dla niego - i nie tylko dla niego - kimś więcej niż obiektem eksperymentu. Zakończenie, jak wiadomo, jest szczęśliwe, choć nie dla wszystkich. Odmieniona panna Doolittle rozkochała bowiem w sobie jeszcze co najmniej dwóch dżentelmenów (w słynnym filmie George'a Cukora z Audrey Hepburn ten wątek został pominięty) i niespodziewanie dla siebie samej zmuszona jest grać rolę kobiety fatalnej, co zupełnie nie leży w jej naturze.

Podtekstów można się tu zresztą doszukiwać bez końca: czy kostyczna, choć emanująca paraliżującym seksapilem szefowa służby w domu Higginsa, pani Pierce (Małgorzata Szeptycka), nie jest w istocie powodem mizoginicznych kompleksów swego pracodawcy? Czy rozpoetyzowany Freddy, nieszczęsny absztyfikant Elizy, nie jest odbiciem prawdziwej natury cynicznego Higginsa? Albo czy matka profesora, wyrozumiała arystokratka (Ewa Klaniecka), nie prowadzi ze swoim synem bezpardonowej walki o wyprostowanie jego charakteru? Czyż wielką, monstrualną drwiną z naszej skłonności do słuchania fałszywych moralistów nie jest postać zapijaczonego pasożyta, pana Alfreda Doolittle'a (charakterystyczna i jak zwykle przerysowana rola Cezarego Studniaka)?

Konwencja "My Fair Lady", musicalu tkwiącego korzeniami w klasycznej operetce, rządzi się swoimi prawami. I Kękuś tych reguł przestrzega, z wdziękiem sobie z nich żartując. Beztroski balecik okraszony zostaje dawką surrealizmu, dialog, w którym poznajemy istotę intrygi, zilustrowany burleskowymi wyczynami trojga mimów.

Wrocławska "My Fair Lady" - przy całej swoje przebojowości i gładkości odbioru - nie jest spektaklem realistycznym, w którym przepych inscenizacji ma wyłącznie cieszyć oczy. Tu wszystko czemuś służy. Zbędnych ozdób brak. O tym, że akcja rozgrywa się w minionej, acz nieodległej epoce, informują stylizowane kostiumy - wyjątkiem jest współczesna, czerwona suknia balowa Elizy. Czerwień pojawia się zresztą co chwila. Kwiaty, które sprzedaje Eliza, podszewka szarego uniformu pani Pierce, krawat Higginsa, rękawiczki wodzireja na balu... To chyba nie jest przypadkowy kaprys autorki kostiumów i rekwizytów. Choć idąca za tym sugestia, że światem rządzi nieokiełznana namiętność, wydawać się może, jak na teatr, bądź co bądź, mieszczański, cokolwiek szokująca. Jako widz pełnoletni sugestię tę przyjmuję jednak bez oburzenia. Co więcej - słynne melodie z "My Fair Lady" nucę od piątku bez przerwy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji