Artykuły

Siła Mistrza

Spektakl, który jeszcze kilka lat temu określiłabym mianem mistrzowskiego, nie absorbuje tak, jak tego oczekiwałam - o "Mistrzu i Małgorzacie" w reż. Wojciecha Kościelniaka w Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu pisze Agnieszka Serlikowska z Nowej Siły Krytycznej.

Teatr Muzyczny Capitol po ponad dwóch latach tułaczki powraca do swojej siedziby. Przez ten czas nie próżnował. Spektaklami takimi jak "Frankenstein" w reż. Wojciecha Kościelniaka, "Jerry Springer - The Opera" w reż. Jana Klaty czy "Ja, Piotr Rivire" w reż. Agaty Dudy-Gracz ugruntował pozycję najciekawszego teatru muzycznego, a zarazem wysoko podniósł poprzeczkę konkurencji. Tym większe oczekiwania wiązano z przedstawieniem otwierającym nowy-stary Capitol - muzyczną inscenizację powieści Michaiła Bułhakowa - "Mistrz i Małgorzata" w reżyserii i adaptacji Wojciecha Kościelniaka z muzyką Piotra Dziubka, tekstami Rafała Dziwisza i choreografią Jarosława Stańka.

O tym, jak karkołomnym zadaniem jest przeniesienie na scenę muzyczną "Mistrza i Małgorzaty", można się było boleśnie przekonać, oglądając inscenizację warszawskiego teatru Rampa z 2012 r. Reżyserowi i adaptatorowi Michałowi Konarskiemu udało się wówczas przedstawić jedynie początek powieści - rozmowę na Patriarszych Prudach, dalej czekała widzów już tylko nieudana gonitwa za logicznym zakończeniem. Tymczasem adaptacja Kościelniaka jest kompletna, zgrabnie oddaje też humor powieści.

Pomiędzy widowiskowymi scenami zbiorowymi, kuglarskimi sztuczkami w teatrze Variétés, Wojciech Kościelniak opowiada historie ludzi - odwracając otwierający powieść cytat z "Fausta" - którzy wieczne dobra pragnąc, zło czynią. Reżyser przedstawia zblazowany świat, w którym liczy się prestiż, władza i pieniądze. Sprawiedliwość w tym społeczeństwie wymierza - zaskakująco szlachetny i wielkoduszny - Szatan (w końcu jak śpiewają jego słudzy: Noblesse oblige). Towarzyszą mu zaś bestialskie, choć skrywające ludzkie (o ironio!) odruchy demony. Najważniejsza dla reżysera wydaje się jednak czysta - choć nie niewinna - miłość pisarza i jego wiernej wielbicielki. Poszczególne sceny łączy tajemnicza postać Kobiety - współczującego, współcierpiącego z bohaterami narratora, którego tożsamość jest zagadką, ujawnioną ostatecznie w finale przedstawienia.

W inscenizacyjnym tle błyszczy historia zbyt surowo ocenionego przez religię Poncjusza Piłata - ofiary i kata, umywającego ręce narzędzia prawa i społeczeństwa. Konradowi Imieli udaje się stworzyć kolejną intrygującą, wielowymiarową choć drugoplanową postać. Nie zawodzi cały zespół Capitolu oraz goście z Teatru Polskiego we Wrocławiu oraz Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Właściwie każdy z aktorów tworzy zapamiętywalną kreację. Przyciąga uwagę Tomasz Wysocki jako Woland i Rafał Dziwisz - autor tekstów piosenek obsadzony (zapewne po warunkach) w roli Mistrza. W aktorskich popisach prym wiedzie Justyna Szafran (Kobieta), Mariusz Kiljan (Iwan Bezdomny) i Mikołaj Woubishet jako Behemot.

"Mistrz i Małgorzata" jest muzycznym popisem Piotra Dziubka. Muzyka w spektaklu w swojej różnorodności okazuje się jeszcze ciekawsza niż w gdyńskich "Chłopach". Zaskakuje piosenka do słów słynnego pierwszego zdania z "Mistrza i Małgorzata" i utwory brzmiące jak napisane na operowy chór (scena śmierci Jeszui). Pobrzmiewa "Lalką" - piosenka o Gribojedowie, otwierając przy tym popisową sekwencję jazzbandową śpiewaną przez Jazz-Murzynkę (Emose Uhunmwangho). Urzeka liryczna piosenka Małgorzaty i wprowadzający w trans utwór "Nazywam się Frieda", śpiewany przez dzieciobójczynię (Bogna Woźniak-Joostberens) na balu u Wolanda.

Jest jednak jedno "ale". Spektakl, który jeszcze kilka lat temu określiłabym mianem mistrzowskiego, nie absorbuje tak, jak tego oczekiwałam. "Mistrz i Małgorzata" Capitolu jest muzycznie niezwykły i adaptacyjnie błyskotliwy, ale nie powala widza na kolana. Być może zabrakło tu jakiegoś rysu interpretacyjnego, który nie wynikałby bezpośrednio z powieści - elementu przecież charakterystycznego dla Wojciecha Kościelniaka. Nawet dodatkowa, tajemnicza postać Kobiety zdaje się przede wszystkim narratorem potrzebnym dla rozwoju akcji, a nie mistycznym obserwatorem, fascynującym duchem igrającym z losem bohaterów. Rozpędzona machina "Mistrza i Małgorzaty" raz po raz traci też tempo - nie do końca udało się skutecznie zbalansować oszałamiające sceny popisów Wolanda i trupy oraz wątek Jerozolimski z liryczną historią Mistrza i jego ukochanej. Premierze spektaklu towarzyszyły drobne problemy techniczne, na skutek których nie wszystkie teksty piosenek w pełni wybrzmiały. Niedociągnięcia te jednak zrekompensowała rzadka możliwość obserwowania Piotra Dziubka podczas dyrygowania orkiestrą.

Gruntownie odnowiony budynek Capitolu (z jednej strony nowoczesny i innowacyjny, z drugiej - ciepły i gościnny) wydaje się miejscem, w którym każdy znajdzie coś dla siebie. Podobnie jest z "Mistrzem i Małgorzatą". To spektakl, w którym chyba każdy wielbiciel powieści Bułhakowa znajdzie motyw, za który pokochał książkę, adaptacja muzycznie fascynująca i w poszczególnych scenach błyskotliwa. Mimo drobnych wad, to teatr muzyczny z wysokiej półki, który zdecydowanie warty jest obejrzenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji