Artykuły

Stworzenia sceniczne - studium psychologiczne

Teatr Lalek Pleciuga wystawił "Stworzenia sceniczne" April de Angelis w reż. Pawła Aignera. To rzecz o pierwszych kobietach, które zostały aktorkami, kiedy w XVII wieku pozwolono im grać na scenie. Pięć ról, pięć aktorek, pięć historii. Był czas, że grały te kopciuszki, księżniczki, królewienki, potem przyszedł czas na różne czarownice i wiedźmy. - My w Pleciudze jesteśmy zespołem - mówią. Paulina Lenart, Grażyna Nieciecka-Puchalik, Katarzyna Klimek, Danuta Kamińska, Edyta Niewińska-Van Der Moeren.

Akcja "Stworzeń scenicznych" April de Angelis rozgrywa się w XVII-wiecznej Anglii, w czasie, kiedy kobiety po raz pierwszy mogły występować w teatrze zawodowo. Środowisko aktorek jest bardzo zróżnicowane, znajdują się tutaj kobiety lepiej i gorzej wykształcone, mężatki i zubożałe panny, córki pastorów i dziewczęta z najniższych warstw społecznych. Ale nierzadko traktowane były jak kobiety lekkich obyczajów. - Jest to bardzo ciekawe studium psychologiczne pięciu zupełnie różnych kobiet, które w świecie zdominowanym przez mężczyzn próbują zrobić karierę - mówił o sztuce Paweł Aigner, reżyser "Stworzeń scenicznych". Najbliższe spektakle "Stworzeń scenicznych" w Pleciudze 5 i 11 października.

Paulina Lenart - nie jestem małą dziewczynką

Przyjechał do mnie tata. Siadł z tyłu na "Niebieskim Piesku" i usłyszał komentarze dzieci. Jest taka scena w przedstawieniu, kiedy psy mnie pobiły. Ja mówię: "Ojej, jak mnie boli tutaj strasznie, dlaczego mnie to spotyka, dlaczegoja obrywam". A jakaś dziewczynka krzyczy: "To trzeba rozmasować!". Powiedział: "Paula, nie wiem, jak to wytrzymujesz, ale to jest fascynujące".

Lalka to jest nasza integralna część, przedłużenie ręki. Przejmuje ruchy. Jak ktoś patrzy na lalkę, to tak, jakby patrzył na nas z drugiej strony parawanu. Na studiach uczono nas, że przedmioty żyją i mają duszę.

Najbardziej bałam się "Stworzeń scenicznych". Bo to był mój pierwszy spektakl dla dorosłych. Musiałam zmienić sposób grania, że niejestem małą dziewczynką, Calineczką, Niebieskim Pieskiem, Kopciuszkiem, Małą Syrenką. Jestem kobietą.

Do Szczecina przyjechałam z Rafałem Hajdukiewiczem. Dowiedzieliśmy się, że dyrektor potrzebuje do zespołu chłopaka i dziewczyny. Myśleliśmy, że będziemy musieli do siebie przekonywać, a dyrektor już wiedział o nas wszystko. Bardzo mało osób z naszego roku dostało się do teatru.

W Szczecinie było mi na początku niesamowicie ciężko. Miałam momenty samotności. Zajęcia od godz. 9 do 13, jeżeli się gra spektakle, a potem od 16 do 20, jeżeli wchodzi się w następne. Te dziury, które ja musiałam sobie wypełnić, były ogromne. Nie znałam nikogo, bo to jest 700 km od mojej rodzinnej Łomży. Wtedy podjęłam decyzję, że muszę mieć coś dodatkowego. Poszłam na studia, na architekturę wnętrz (malowanie ścian mnie tak uspokaja, jak nic innego). Związałam i się z zespołem Szczecinianie. I w końcu się odnalazłam. W mieście się zakochałam. Tam, skąd pochodzę, nie ma takiej architektury, rond. Dla mnie to jest taki mary Paryż, a ja kocham Paryż.

Czasami obserwuję ludzi, jak idą do pracy, wyraz ich twarzy bywa straszny, praca dla nich tojest obowiązek. A dla mnie teatr jest radością. Dla mnie teatrjest chwilą dla siebie.

Grażyna Nieciecka-Puchalik - ostatnia królewna

W duszy mi to grało od małego. Mam starszego o dziewięć lat brata Romana, on już w szkole średniej interesował się teatrem. Nagrywał "Podwieczorki przy mikrofonie" na magnetofon szpulowy, po czym spisywał teksty i uczył mnie ich na pamięć. Jako sześciolatka deklamowałam pikantne teksty Brusikiewicza, nie mając świadomości, o czym mówię. W liceum, jak deklamowałam wiersze, to koleżankom łzy płynęły.

Urodziłam się w Tykocinie. Jestem z chłopskiej rodziny. Moje dzieciństwo to bułki drożdżowe prosto z pieca, mleko od krowy i miód prosto z ula. Z mężem poznaliśmy się na wycieczce w Sankt Petersburgu. Samemu w dużym mieście ciężko. Przyjechałam za nim do Szczecina.

Zbliżam się do 20-lecia pracy na scenie w Pleciudze. Premier było ponad 50. Jak wróciłam po urodzeniu córki, dyrektor mówi: - Zagrasz w "Śpiącej królewnie". Ja mówię: "Boże, po trzydziestce, królewnę...". A on mówi: "Ale to już ostatni raz".

Trzeba bazować na tym, co w duszy gra. Najwięcej satysfakcji dał mi monodram "Balladyna", przy którym musiałam pracować sama jako aktorka, pod okiem Tatiany Malinowskiej-Tyszkiewicz. Ale ta praca zaowocowała rozwojem, odkrywaniem różnych emocji w sobie, pozbyciem się strachu, że aktor sam na scenie tojest wyzwanie, któremu nie dam rady.

Nas lalkarzy traktuje się jako aktorów drugiej kategorii, a tak naprawdę lalka może pokazać o wiele więcej. Poprzez lalkę w "Duvelorze" można było zagrać mnóstwo rubaszności, które w żywym planie są nie do pomyślenia. Lalka jest takim środkiem przekazu, o wiele bardziej interesującym niż sam człowiek.

Moją ulubioną lalka jest pacynka i jawajka. Nie przepadam za marionetką, ale to ze względu na mój temperament. Nie wykona się marionetką szybkich gestów.

Katarzyna Klimek - to jest mój teatr

Miasto jest przeze mnie jeszcze niezbadane. Tyle urokliwych zakątków. Na początku trochę się bałam Szczecina, bo taki duży i te obskurne kamienice w centrum. Później zaczęłam się tym kamienicom przyglądać. Jaki wnichjest kunszt, jakie tojest piękne. A teraz co chwilę jakaś kamienica zostaje odrestaurowana, nareszcie, nareszcie!

Zdradzę takie miejsce, w którym zbieram z dziećmi kasztany. To jest za pomnikiem Czynu Polaków, gdzie jest Psia Polana. Obok są stare schody, tam kiedyś był basen przeciwpożarowy. Dokoła rosną kasztanowce. Magiczne miejsce.

Nas, lalkarzy, traktuje się jako aktorów drugiej kategorii, a tak naprawdę lalka może pokazać o wiele więcej

Z Piotrem tworzymy taką artystyczną rodzinę. Jasio ma 5 lat i już od paru lat jeździ z tatą na próby do teatrów. Potrafi przez te cztery godziny grzecznie siedzieć i patrzeć.

Nie chcę wyróżniać ról. Wspominam "Korozję" Leszka Mądzika. To prawda, nie było nas widać, ale energia była super. Byliśmy jednością.

My w Pleciudze jesteśmy zespołem. Nawet jakjest małe wejście na scenę, do podtrzymania nóżki lalce, to ono jest po coś, pracuje na działania innej osoby. Czasami te pięć zdań ze sceny jest ważniejszych, bo one coś sklejają. Wspólnie pracujemy na efekt. To jest przyjemność współpracy z ludźmi.

Pleciuga to miejsce, w którym mam dużą rodzinę. Przytoczę taką historię: nasz teatr pojechał do Rzymu i na płycie lotniska stali w autobusie. Upał. Ściśnięci w parędziesiąt osób. Nasi ludzie rozsiani w autokarze, wiadomo, kto wszedł, tak stał. I w pewnym momencie Krzysiu Tarasiuk zaintonował "Podmoskownyje wieczera". Podłapała jedna, druga, bo są u nas osoby, które fajnie umieją śpiewać na głosy. I nagle cały autobus zaczął śpiewać. Wszyscy byli w szoku. Skąd? A to z nami w autobusie był chór z Niemiec, który też znał tę pieśń. Wystarczyła jedna melodia i całe napięcie się rozładowało. Tojest mój teatr.

Danuta Kaminska - ten teatr daje młodość

Pierwszy teatr w Szczecinie. Na czwartym roku studiów przyjechaliśmy robić dyplomy. Paczką przyjaciół, bo chcieliśmy tworzyć nasz teatr. Dyrektor Dobromilski zaryzykował i przyjął nas. Zrobiliśmy razem parę fajnych spektakli, m.in. "Żywoty świętych", które przeszły do historii teatru, nie tylko lalkowego, ale polskiego. Ale potem towarzystwo się rozpierzchło.

Nie mam sentymentu co dojakiejś roli Był czas, że grałam te kopciuszki, księżniczki, królewienki, potem przyszedł czas na różne czarownice i wiedźmy.

Każda lalkajest zawsze inna. Nie ma niczego powtarzalnego. Czasami jest większe zadanie, czasami mniejsze. Zawsze się przykładam. Każde wyjście na scenę tak samo traktuję. Czy jest 20 osób czy 500 na widowni. Tak jest profesjonalnie.

Syn też jest w "bandzie". Też skończył szkołę białostocką. Zabroniliśmy, żeby się starał o pracę w Szczecinie. Trzech Kamińskich w jednym teatrze troszeczkę byłoby za dużo i miałby bagaż rodziców nad sobą. Znalazł pracę w Guliwerze w Warszawie i tam sobie fajnie radzi.

Czy łatwo było wej ść w rolę Pani Betterton w "Stworzeniach scenicznych"? Jest bliska moim problemom. W czerwcu miałam 30-lecie pracy. Choć nie czuję się tak stara, żeby być wyautowana. I nie czuję, że jak przyjdzie czas rozstania z teatrem, to dla mnie będzie jakaś tragedia. A przy tym w tym naszym teatrze ja w planie lalkowym mogę dalej grać w miarę młodą osobę za maską, lalką. Gram tak 17-letnią syrenkę.

Ja jestem zafascynowana osobowością Krystyny Jandy, śledzę jej blog i to, co robi. Jak się w tym wszystkim znajduje.

Edyta Niewińska-Van Der Moeren - katharsis

Ja pochodzę z Bielska Podlaskiego. Z tzw. rodziny mieszanej, tata z katolickiej, mama z prawosławnej. W domu były dwa święta, katolickie, a dwa tygodnie później prawosławne. Dziadek na harmosz-ce grał. Od dziecka chciałam być piosenkarką albo aktorką. Warszawa? Myślałam, że potem będę musiała nago grać w filmach. Białystok był w zasięgu ręki. Po zakupy sięjeżdziło do Białegostoku.

Na studiach większość z nas zauważyła, że nie dość, że możemy grać sobą, to możemy ożywić krzesło, kartkę, długopis. Dostrzegliśmy siłę naszego teatru.

Role, które sobie cenię, prowokują mnie do odnalezienia czegoś, czego nie ma we mnie na co dzień. Teraz przy pani Marshall była praca na nerwie, ale po takim katharsis człowiek czuje, że się czegoś nauczył, coś w sobie przezwyciężył, do czegoś w sobie doszedł. Reżyser krzyczał, że jestem za miękka, za miła, "Masz tego faceta nienawidzić", "Bądź suką". A ja pozytywnie patrzę na ludzi. Moi byli faceci też mnie czegoś nauczyli.

Zaraz po studiach strasznie chciałam się wyrwać. W wakacje poznałam miłość mą. Wyjechaliśmy do Belgii. Po półtora roku skończyło się z mą miłością. Uczyłam sięjęzyka. Próbowałam tam grać. Przyszła refleksja, że to chyba nie mój świat, żeby wrócić do Polski. Mój profesor usłyszał, że jest miejsce w Szczecinie. W Szczecinie poznałam mojego męża, Belga.

Dzisiaj skończyłam grać poranny spektakl, ugotowałam rosół, w międzyczasie zrobiłam małe tłumaczenie, jestem tłumaczem przysięgłym z niderlandzkiego, o godz. 14 rozpoczęła się próba z panią Augustynowicz. Po próbie będę mogła zająć się dziećmi, domem.

Życie jest wielkim teatrem. Jestem w gronie dobrze nakręconych ludzi. Wariatów, którzy tylko pobudzają moją radość życia. A moja córka się zdziwiła: - Mamo, ty dostajesz za to pieniądze?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji