Artykuły

Łódź mnie urzekła!

- W 1954 roku powstała Opera Łódzka. Byłem w niej najpierw chórzystą. Potem zachorował aktor grający Damazego w "Strasznym dworze". Zadebiutowałem w tej partii, a za dwa-trzy miesiące zacząłem grać Stefana. Potem zaczęto budować gmach Teatru Wielkiego - opowiada TADEUSZ KOPACKI, tenor Teatru Wielkiego.

Anna Groczewska: Przez całą swoją karierę artystyczną był Pan wierny Teatrowi Wielkiemu w Łodzi. Co jest powodem tej niebywałej wierności?

Tadeusz Kopacki: Dużo by o tym mówić... Jestem absolwentem Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Łodzi, czyli dzisiejszej Akademii Muzycznej. Mieści się ona na ulicy Gdańskiej. Kiedyś byliśmy połączeni ze szkołą aktorską, mieliśmy razem zajęcia. Tam zdobyłem zawodowe ostrogi. Uczyłem się w klasie profesora Grzegorza Orłowa, fantastycznego nauczyciela i człowieka. Ukierunkował mnie, ale też moją żonę Delfinę Ambroziak i wielu moich wspaniałych kolegów, którzy rozjechali się po całej Polsce, wyjechali w świat. Ja zawsze miałem wielki sentyment do Łodzi i uparłem się, że tu zostanę. Dziś, gdy na to patrzę, to szczerze mówiąc nie wiem dlaczego... Po prostu podobało mi się tu. W Teatrze Wielkim był wspaniały, kolorowy zespół. Koleżanki, koledzy, z którymi się wspaniale współpracowało. Mieliśmy cudownych dyrektorów. Przecież Opera Łódzka powstała już w 1954 roku, a ja dyplom uczelni uzyskałem dopiero w 1958 roku.

Debiutował Pan na deskach Opery Łódzkiej jeszcze jako student?

- W zasadzie tak, ale miałem już zaliczone wszystkie przedmioty, brakowało mi tylko dyplomu. Nie chciało mi się go wtedy robić. Uznałem, że koledzy też go nie mają i śpiewałem. Aż w końcu rektor Kiejstut Bacewicz wezwał mnie do siebie i powiedział, że dopóki nie dam słowa, że zrobię dyplom, to nie wyjdę z jego gabinetu. Dotrzymałem słowa i dziś błogosławię tę chwilę. Dziś nie mógłbym wykładać w Akademii Muzycznej, gdybym sam jej nie skończył.

Pamięta Pan początki Teatru Wielkiego...

- Tak. W 1954 roku powstała Opera Łódzka. Byłem w niej najpierw chórzystą. Potem zachorował aktor grający Damazego w "Strasznym dworze". Zadebiutowałem w tej partii, a za dwa-trzy miesiące zacząłem grać Stefana. Potem zaczęto budować gmach Teatru Wielkiego. Profesor Grzegorz Orłow mieszkał na Placu Dąbrowskiego. Nieraz zapraszał nas na brydża, jego żona robiła wspaniałe konfitury z truskawek. Profesor mówił, że naprzeciw jego kamienicy budują teatr, w którym będziemy pracować. Wtedy stała konstrukcja tego gmachu, otoczona wysokim płotem. Przez wiele lat tam jednak nic nie robiono. Trwał bowiem spór, czy ma to być teatr Schillera czy teatr operowy. Obecne piwnice teatru były zalane deszczową wodą. Tam pływały kaczki, ludzie przychodzili łowić ryby. Ale doczekaliśmy się, że podjęto decyzję o tym, iż w tym miejscu będzie się mieściła Opera Łódzka. Przyczyniła się do tego Sabina Nowicka, która była dyrektorem Teatru imienia Stefana Jaracza. Teatr Wielki otwarto 19 stycznia 1967 roku, premierą "Halki". Miałem zaszczyt śpiewać partię Jontka podczas tego premierowego, pięknego przedstawienia.

Uchodził Pan za jednego z najwspanialszych amantów polskiej sceny operowej....

- Podobno tak było...Nie wiem czy to prawda, ale tak wszyscy mówią.

Pochodzi Pan z Łodzi?

- Nie, urodziłem się w Tarnopolu, na dalekim Podolu. Gdy wybuchła wojna, po 17 września 1939 roku, wywieziono nas do Kazachstanu. Mieliśmy to szczęście, że wywieziono nas w drugiej turze. Z pierwszej tury, która wyjeżdżała w grudniu, mało kto dojechał bowiem na miejsce. Ludzie umierali z głodu, zimna, wycieńczenia. Nas wywieziono w kwietniu. Mój tata był przedwojennym policjantem.

Jak więc znalazł się Pan w Łodzi?

- Po wojnie przyjechaliśmy do Łobezu, miasteczka na Pomorzu Zachodnim. Tam odbywała się rekrutacja do szkół muzycznych. Ja przed wojną uczyłem się grać na skrzypcach, miałem ciągoty muzyczne. Przyjechałem wtedy do Łodzi. Dostałem się do szkoły muzycznej przy ulicy Jaracza. Zauroczyłem się Łodzią i tu zostałem. Przyjechałem tu w roku szkolnym 1948/1949-

A jakie miasto Pan wtedy zastał?

- U nas w podwórku kamienicy przy ulicy Jaracza 19, gdzie mieściła się szkoła muzyczna, była farbiarnia. My wiedzieliśmy na jakie kolory farbują tkaniny, bo wszystko potem płynęło rynsztokiem na ulicę... Gdy szło się bocznymi ulicami Łodzi, to fetor był nie do opanowania. Dlatego bardzo chętnie wyjeżdżałem z kolegami na Zdrowie, do Łagiewnik, by tylko znaleźć się na łonie przyrody, odpocząć, pobiegać, grać w różne gry.

W takim razie co Pana w naszej Łodzi najbardziej urzekło?

- Wszystko! Przecież z dzikich stepów przyjechałem do wielkiego miasta i wszystko mi się podobało. Zaimponowała mi łódzka secesja. Uczyłem się między innymi o architekturze. Nauczyciel oprowadził nas po Łodzi, pokazał te piękne zabytki, pałace i tym wszystkim się szczerze zachwyciłem. Stwierdziłem, że muszę zostać w tym mieście, bo tu jest ładnie. Mimo że tak naprawdę ładnie nie było... Gdy dziś jadę ulicą Limanowskiego to z podziwem patrzę, jak pięknie jest zrobiona. Gdy nasz syn po jakimś czasie przyjechał ze Stanów Zjednoczonych to zauważył, że jednak w tej Łodzi coś się dzieje. Nie zawsze to widzimy.

Łódź zatrzymała Pana na dobre i na złe. Nie żałuje Pan dzisiaj, że jednak tutaj został?

- Ma pani rację, na dobre i na złe. Ale nie żałuję, że zostałem w tym mieście, tak jak moja żona. Niedawno Teatr Wielki urządził nam wspaniały benefis. To był cudowny wieczór, jesteśmy za to bardzo wdzięczni.

Czego by Pan życzył Łodzi i jej mieszkańcom?

- Dalszego rozwoju miasta. Cieszę się, że to miasto zmienia się, nie ma już rynsztoków, o których wspominałem, nie ma już chyba mieszkań ze wspólną ubikacją w podwórku. A znam to z ulicy Lutomierskiej, później z ulicy Limanowskiego. Wiem, że łodzian męczą remonty, ale musimy być wyrozumiali, by potem nasze miasto stało się jeszcze piękniejsze. Mam nadzieję, że potem będzie się w Łodzi jeszcze lepiej żyło.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji