Artykuły

Sukces bez miary

Próbowałam zmierzyć, jak długo trwają oklaski warszawskiej publiczności po spektaklu "Czerwone nosy", ale zegarek mi stanął. I dobrze! Sama mogłam bić brawo i cie­szyć się sukcesem ulubionego spe­ktaklu na Warszawskich Spotka­niach Teatralnych.

Tamtejsza publiczność podo­bno nie urządza stojących owa­cji, więc i teraz nie wstała. Nie wiem, czy ma to świadczyć o wy­robieniu, czy o powściągliwości.

Ilu widzów, tyle odbiorów przedstawienia. Czasem jednak ludzie po obu stronach rampy mają poczucie, że staje się coś ważnego, że się spotykają. Myślę, że tak właśnie było poniedziałko­wego wieczoru w warszawskim Teatrze Dramatycznym. Poz­nański Teatr Nowy pokazał war­szawiakom "Czerwone nosy" Pe­tera Bernsa w reżyserii Eugeniu­sza Korina. W pospektaklowych rozmowach pojawiały się głosy, że to najważniejsze przedstawienie Spotkań, bo jest w stanie dotknąć widzów, powiedzieć im o świecie coś ważnego. Małżeństwo w średnim wieku ucieszyło się, że na scenie pokazano ich życiową filozofię. Podkreślano świetną grę całego zespołu. Jeden z warsza­wskich aktorów powiedział, że nieczęsto zdarza się w teatrze taka bliskość aktorów i widzów.

Krytycy byli powściągliwsi w ocenach. Paweł Konic stwierdził, że Spotkania jeszcze się nie skończyły i trudno je podsumo­wywać. Studenci Wiedzy o Te­atrze (zdaniem zaprzyjaźnionego reżysera) nie umieli sobie z tym spektaklem poradzić. Od jednego z nich usłyszałam, że inscenizacja była zbyt rozbuchana, że on chciałby kameralnego przedsta­wienia. Wydało mi się to dużym nieporozumieniem.

Po spektaklu poznański zespół odpowiadał na pytania widzów. Organizatorów spotkań naj­bardziej interesowało przyjęcie bulwersującego spektaklu przez "stateczny i szacowny" Poznań.

Krystyna Feldman odpowiedziała anegdotą: - Mój znajomy ksiądz pro­fesor powiedział, że jest to piękny spektakl o miłości. Takie są też opi­nie innych moich znajomych księży. Na szczęście nie znam żadnej dewot­ki - dodała. Eugeniusz Korin skomplementował warszawską publi­czność: Poza chóralnymi wybucha­mi śmiechu zdarzały się momenty prawdziwej teatralnej ciszy, kiedy aktor może usłyszeć własne serce. Warszawskich recenzji jeszcze nie ma. W gazetach miejsca na kul­turę jest mało i trzeba czekać na podsumowanie całego przeglądu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji