Artykuły

Aktorski show w operze

"Rycerskość wieśniacza" i "Pajace" w reż. Andrzeja Bubienia w Operze Nova w Bydgoszczy. Pisze Joanna Lach w Gazecie Wyborczej - Bydgoszcz.

Na "Rycerskość wieśniaczą" i "Pajace" [na zdjęciu] bydgoska publiczność czekała cztery dekady. Było warto - główną rolę grają tu takie emocje, że porwą każdego.

Śmiech i łzy, miłość i nienawiść, zdrada i zemsta. W librettach obu oper jest dokładnie to, co kochają melomani. Znakomita muzyka z wpadającymi w ucho ariami idą z tym w parze. Takie przedstawienia muszą się udać.

Andrzej Bubień poszukał jednak w tym operowym tandemie wyzwania. Udało mu się stworzyć jedną opowieść o emocjach, które totalnie panują nad ludźmi. Wydawać by się mogło, że na scenie oglądamy dwa różne spektakle, ale reżyser pokazuje, że w gruncie rzeczy chodzi w nich o to samo - o prawdę i emocje.

Obie opery mają wspólną przestrzeń scenograficzną, która nie pozwala na umieszczenie ich w konkretnym miejscu i czasie. Mogą dziać się zarówno przed wiekami, jak i teraz. Dzięki takiej uniwersalizacji "Rycerskość wieśniacza" rozgrywa się w jakimś mitycznym, uświęconym miejscu. Jesteśmy o tym przekonani, gdy na scenie pojawia się wielkanocna procesja z figurą Matki Bożej i Chrystusem na krzyżu. Silne przywiązanie bohaterów do tradycji i religii wyczuwamy od razu.

Dlatego nie dziwi nas rozpacz Santuzzy (świetna dramatyczna kreacja Dariny Gapicz), gdy porzucona i zhańbiona przez Turridu (Tadeusz Szlenkier), niemal na kolanach błaga go o miłość. Ten jednak myśli już tylko o dawnej kochance Loli, żonie woźnicy (Leszek Skrla w świetnej formie). W cieniu świątecznej atmosfery rozgrywa się dramat. Jest zdrada, musi być zemsta. Santuzza prosi o zmiłowanie Boga, ale oszukanego męża oślepia zazdrość, która doprowadzi do tragedii.

Soliści poradzili sobie nie tylko wokalnie, ale przede wszystkim aktorsko. Potrafili stworzyć na scenie bohaterów, którzy nie są czarno-biali. Nikt nie może być idealny, bo każdy ulega emocjom.

Tak samo jest w "Pajacach", które sięgają do motywu teatru w teatrze. To już nie sacrum, a profanum. Kolorowy świat rozrywki, skandali i romansów. Na trybunie siedzi publiczność w dość turystycznych, kiczowatych strojach (skarpety do sandałów, kolorowe okulary). Ludzie idą wprawdzie do kościoła, ale najważniejszy i tak jest wieczorny show. Aktorzy muszą wyjść na scenę i odgrywać banalną komedyjką, mimo że targają nimi emocje. Canio (Sylwester Kostecki) właśnie dowiedział się, że Nedda (Magdalena Polkowska) go zdradza. Gdy na scenie domyśli się, kto jest jej kochankiem, wpadnie w szał i zabije oboje.

Soliści musieli stworzyć tak naprawdę dwie różne postaci. Nedda jest Colombiną, a Canio Pajacem, który słynną arię "Śmiej się pajacu" śpiewa tak, że aż ciarki przechodzą. Dzięki temu na scenie współistnieje z powodzeniem zarówno dramat, jak i komedia. Raz widz zaciska nerwowo dłonie, raz śmieje się do rozpuku, np., gdy Colombina patroszy kurczaka na kolację.

Realizatorzy wyciągnęli z obu oper to, co najlepsze. Postać Colombiny i Santuzzy na pewno na długo zapadnie w pamięć, podobnie jak kreacja Łukasza Golińskiego w roli Tonia (bydgoski bas śpiewa lepiej z premiery na premierę). Jestem też pod wrażeniem rewelacyjnie zaśpiewanych partii chóru (zwłaszcza w pierwszej części), oklaskiwanego podczas premiery równie gorąco, jak popisy solistów. Chórzyści zresztą nie byli tylko śpiewającym tłem, ale dostali od reżysera i choreografa sporo aktorskich zadań. Dzięki temu akcja nie zatrzymuje się nawet na moment, a wir emocji porywa widzów na dobre.

Spektakl można zobaczyć w Operze Nova jeszcze we wtorek (29 października) o godz. 19. Bilety kosztują od 20 do 60 zł - informacja o ich dostępności pod nr. tel. 52 325 16 55.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji