Artykuły

Zewnętrzne zagrożenie

JEDNOAKTÓWKA Harolda Pitnera "Samoobsługa" pochodzi z wczesnego okresu twórczości dramaturga. Na scenę Starego Teatru przysposobił ją Jacek Gąsiorowski. W zamyśle teatralny wieczór składać miał się z dwóch Pinterowskich jednoaktówek, lecz w trakcie pracy wyrosły one na pełnospektaklowe dzieła. Premiera drugiej, "Lekkiego bólu" odbędzie się już po Świętach.

W piwnicy przy ul. Sławkowskiej spotykamy dwóch mężczyzn zamkniętych w bardzo klaustrofobicznej przestrzeni. Powierzchnia gry jest niewielka, zagrodzona dwojgiem metalowych drzwi i metalową prostokątną pionową rurą, która okazuje się kuchenną windą. Dwóch mężczyzn, Ben (Mieczysław Grabka) i Gus (Jerzy Grałek) prowadzi dialog, leżąc przez większość czasu na metalowych łóżkach. Przytłaczającą atmosferę wnętrza podkreśla jeszcze brak jakichkolwiek żywych kolorów (wyjąwszy czerwoną rurę - tubę do komunikacji z wyższym piętrem). Już sama scenografia stworzona przez Barbarę Hanicką buduje poczucie zagrożenia.

Ben i Gus są partnerami, lecz początkowo nie wiadomo w jakiej profesji pracują. Narastająca absurdalność pozornie prostych i codziennych rozmów zaczyna z czasem nieść trwogę. Ben i Gus są kimś w rodzaju płatnych morderców.

Przerażający, brzmiący raz po raz huk windy, rosnące napięcie między aktorami, wciąż większe poczucie pustki, narastająca pewność, iż stanie się nieszczęście, stanowią materię tego spektaklu.

Gus Jerzego Grałka, bezpardonowo rządzący Benem, to zgrywający się na twardziela niezbyt silny człowiek, zaś Ben Mieczysława Grabki sprawia wrażenie zagubionego mężczyzny, w którym rodzą się wątpliwości. Nad nimi wisi i przytłacza ich niedosiężne widmo szefa. Ich życie skurczyło się wyłącznie do "roboty".

Końcowa scena łamie konwencję przedstawienia. Dosłowność i realizm (choć nadzwyczaj absurdalny) nagle przełamuje bezsłowna sytuacja, w zamierzeniu bardzo dramatyczna. Lecz

prowokuje ona przede wszystkim do pytania dlaczego Gus wszedł nie tymi drzwiami, którymi wyszedł, a nie jest kulminacją, ku której zmierzało całe przedstawienie. Konsekwentnie budowane napięcie zagrożenia nagle zamarło w niedokończonym geście.

Aktorzy robili co mogli, lecz to chyba trochę wina tekstu Pintera. który nieco się zestarzał, że spektakl trafił w obojętną próżnię. Widzowie spędzili jeszcze jeden, owszem, dość miły wieczór w teatrze, oglądając spektakl na przyzwoitym poziomie. Lecz to przeklęte pytanie - po co?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji