Artykuły

Zbigniew Rybczyński: Nie jestem Don Kichotem

- Oddałem sprawę do prokuratury także dlatego, że czuję się zobowiązany wobec setek ludzi, którzy mogą znaleźć się w podobnej sytuacji, a bez statuetki Oscara, która daje mojej sprawie medialny wymiar, są skazani na zgnojenie i totalną klęskę. A często boją się rozpocząć walkę - Zbigniew Rybczyński w rozmowie z Magdą Piekarską z Gazety Wyborczej - Wrocław.

Magda Piekarska: Dostał pan odpowiedź na list z żądaniem publicznych przeprosin od ministra kultury?

Zbigniew Rybczyński*: Dostałem. Nie było przeprosin, tylko kolejne inwektywy. Przeczytałem w nim, że fakt, że dowodów popełnienia przeze mnie przestępstwa nie ma w dokumentach audytowych, nie świadczy wcale, że nie jestem sprawcą malwersacji. I że to ja rozpętałem kampanię medialną przeciwko ministrowi, więc pewnie - w domyśle - sam powinienem przepraszać. Było jeszcze kilka zdań tak skomplikowanych składniowo, że trudno było cokolwiek z nich zrozumieć. Ale zdążyłem się zorientować, że w formułowaniu takich okrągłych fraz, z których absolutnie nic nie wynika, minister Zdrojewski jest mistrzem.

Teraz zrobił pan kolejny krok, oddając sprawę do prokuratury przeciwko ministrowi i dyrektorowi CeTA Robertowi Banasiakowi. Czego pan się spodziewa?

- Dla siebie - niczego. Bo mnie już boleśnie uświadomiono, że nie mam się czego tu spodziewać. Zostałem zmieszany z błotem przez obu panów i nie mam złudzeń, że te plamy da się kiedykolwiek sprać. Mimo to, a może właśnie dlatego, nie mogę sobie pozwolić na złożenie broni. O malwersacjach w dawnej wytwórni, których sprawcą był Robert Gawłowski, a w których wyniku według mojej oceny wyprowadzono nawet połowę pieniędzy przyznanych CeTA, wie od półtora roku cała masa urzędników, zarówno w ministerstwie, jak i w samej CeTA. Półtora roku i nic! Rozumiem jeszcze, że od kwietnia ubiegłego roku do marca bieżącego cały audyt musiał przejść jakąś skomplikowaną drogę administracyjną, to potem minęło kolejnych sześć długich miesięcy. I nie mam złudzeń, że gdybym nie odbezpieczył granatu, opowiadając o sprawie publicznie, dalej panowałoby wokół niej milczenie.

Poza tym czuję się zobowiązany wobec setek ludzi, którzy mogą znaleźć się w podobnej sytuacji, a nie mając statuetki Oscara, która daje mojej sprawie medialny wymiar, są skazani na zgnojenie i totalną klęskę. A często boją się rozpocząć walkę.

A pan się nie boi?

- Czego? Oczywiście zdaję sobie sprawę, że w podobnym zamkniętym układzie na każdego w razie potrzeby znajdzie się paragraf. W sprawę tych malwersacji zamieszanych było tyle różnych osób, że zarówno minister, jak i pan Banasiak mogli dojść do wniosku, że do wniosku do prokuratury mogą wpisać dowolnie wybrane nazwisko. Tyle że na mnie nie mają nic. Ja jestem odpowiedzialnym człowiekiem, gdybym kiedykolwiek brał udział w takich nadużyciach, już dawno straciłbym twarz i zaufanie, a przecież podobne studia zakładałem w różnych krajach.

Nie czuje się pan jak Don Kichot walczący z wiatrakami? Żąda pan przeprosin od ministra, grozi oddaniem polskiego obywatelstwa, o każdym kroku informuje na Facebooku, a jednocześnie w środowisku artystycznym wokół pana sprawy panuje cisza.

- W części może tak - wielu artystów w Polsce jest zależnych od ministra. Ale tutaj po raz kolejny moim sprzymierzeńcem stały się nowe technologie, internet, wspomniany przez panią Facebook. Dzięki temu mam świadomość, że nie jestem sam. Na Facebooku powstały dwa profile w mojej obronie, pod petycją do premiera w sprawie przywrócenia mnie na stanowisko podpisało się ponad 600 osób. Dostaję głosy wsparcia z całego świata. Przede wszystkim jednak internet daje gwarancję, że cała sprawa odbywa się przy otwartej kurtynie - wszystkie dokumenty w sprawie malwersacji w wytwórni i mojego zwolnienia z pracy są tam dostępne.

Złapałam pana na lotnisku. Dokąd się pan wybiera?

- Do Turynu. To paradoks - jadę tam reprezentować Polskę podczas dni innowacji. Konkretniej - zostałem zaproszony, żeby zaprezentować mój pomysł na studio filmowe, który do niedawna realizowałem w CeTA.

I co pan powie gospodarzom?

- Naprawdę nie wiem. Z jednej strony trochę wstyd wywlekać na międzynarodowym forum nasze lokalne awantury. Z drugiej - muszę się liczyć z tym, że wiadomość o mojej dymisji już tam dotarła. I jeśli padnie pytanie o nią, będę musiał na nie odpowiedzieć.

Jak?

- Opowiem, jaki jest stosunek polskich władz do nowych technologii i ich twórców.

* Zbigniew Rybczyński - ur. 1949 r. w Łodzi, reżyser, operator, twórca multimedialny, laureat Oscara w 1983 r. za film "Tango". Od stycznia 2011 r. dyrektor artystyczny i programowy Wytwórni Filmów Fabularnych we Wrocławiu, przekształconej później przez ministra kultury w Centrum Technologii Audiowizualnych. Zwolniony z pracy przez szefa CeTA Roberta Banasiaka 8 października.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji