Artykuły

Warszawa. Szykuje się "Szklana pułapka 10"

"Nosorożec" dopiero teraz nabiera w Polsce aktualności - mówi Artur Tyszkiewicz, który w stołecznym Teatrze Dramatycznym wystawia głośną sztukę Eugene'a Ionesco. Premiera już jutro.

Tym samym "Nosorożec" wraca na deski tej stołecznej sceny po ponad pól wieku od spektaklu Wandy Laskowskiej, w którym wystąpili m.in. Jan Świderski, Lucyna Winnicka i Wiesław Golas. W postać Berengera - niezadowolonego z codziennej rutyny pracownika dużej firmy, który postanawia pozostać sobą, mimo iż wszyscy dookoła zamieniaj ą się w nosorożce - wciela się Paweł Domagała. Nowy przekład, uwspółcześniający język napisanej w 1959 roku sztuki, przygotował Piotr Kamiński.

Z Arturem Tyszkiewiczem rozmawia Piotr Guszkowski

Punkt wyjścia "Nosorożca" wydaje się kluczowy - chyba warto go przywołać?

- Zaczyna się od niecodziennego wydarzenia: ulicami miasta przebiega nosorożec. Potem są dwa, trzy i coraz więcej. Aż w pewnym momencie - ku trwodze wszystkich - okazuje się, że nosorożce to tak naprawdę ludzie, którzy w nosorożce się przemienili. Epidemia nosorożców, jak to się tu nazywa, rozlewa się na całe miasto.

"Nosorożca" odczytywano jako metaforę totalitaryzmu i sprzeciw wobec złu, jakie niesie, Ionesco ukazał proces "zarazy umysłowej", którą pan - jak rozumiem - odnosi nie I do II wojny światowej, lecz czasów

współczesnych?

- Ta sztuka pozostaje niestety bardzo aktualna. Mówi o niebezpiecznym mechanizmie, który jest w człowieku. Chcę więc zrobić spektakl nie tyle o systemie politycznym, co o totalitaryzmie masy. Mam bowiem poczucie, że przestajemy samodzielnie myśleć i coraz bardziej identyfikujemy się ze zbiorowością. We współczesnym świecie zanika indywidualizm - czyli coś, co stanowi istotę człowieczeństwa. Stanie się nosorożcem to zrzeczenie się własnego myślenia na rzecz myślenia stadnego. A przecież dziś wszyscy zaczynamy myśleć w ten sposób. Jesteśmy manipulowani przez media, które kształtują nasz światopogląd. Przestajemy rozmawiać, jedynie pomrukujemy do siebie -jak rzeczone nosorożce. Następuje degradacja tego, co nazywa się humanizmem. Coraz rzadziej używamy nawet samego słowa "człowiek", powoli usuwamy je z codziennego języka. Mówimy "klient", "partner" itd. Nawet jeśli już to piękne skądinąd słowo pada, staje się patetyczne. Szykuje pan zatem ostrzeżenie przed zagrażającą nam epidemią nosorożców?

- Nie chcę wartościować postaw. Wolałbym, żeby widz sam odpowiedział sobie na pytanie, czy lepiej pozostać człowiekiem, czy może doprowadziliśmy do sytuacji, w której tak naprawdę nie sposób nie zamienić się w nosorożca. "Nosorożec" dopiero teraz nabiera w Polsce aktualności: my dopiero dorośliśmy czy dorastamy do rzeczywistości Zachodu tamtych czasów.

Nowy przekład Piotra Kamińskiego ma w tym pomóc?

- Ionesco zależało na tym, by język jego postaci był bardzo współczesny. Sposób mówienia, komunikacja międzyludzka i w ogóle rzeczywistość od lat 60. w znacznym stopniu się zmieniły. Zwłaszcza w Polsce, która przeszła transformację ustrojową. Stare przekłady są trochę archaiczne. Jednak odświeżony przez Kamińskiego "Nosorożec" brzmi bardzo współcześnie. Czytając go, ma się poczucie, jakby był to tekst napisany niedawno.

W ostatnich latach trzykrotnie wystawiał pan Hanocha Levina, którego twórczość często porównuje się do Ionesco. Wybór "Nosorożca" wydaje się naturalną konsekwencją pana poszukiwań w teatrze.

- Ionesco łączy z Levinem poczucie, że świat można opisać w pełni jedynie wtedy, gdy zastosuje się do tego absurd. Patrzę na otaczającą nas rzeczywistość podobnie jak oni. Dlatego też wcześniej sięgałem chociażby po Gombrowicza. Jadąc metrem czy samochodem, widzę absurdalność naszej egzystencji, zwłaszcza w kontekście finału, którym zawsze jest przecież śmierć. Każde działanie wydaje się absurdalne, zważywszy na to, że wszystko kończy się zawsze w ten sam sposób.

Wybór padł na Ionesco także dlatego, że bywa rzadko wystawiany

- wraz z Genetem i Duerrenmattem zostali niesłusznie zapomniani dla polskiego teatru. Należałoby się ich tekstom przyjrzeć, oczywiście po ówczesnym działaniu tłumacza, i na nowo zinterpretować. Mam nadzieję, że nasz spektakl zainspiruje kolejne inscenizacje. Szkoda byłoby odkładać Ionesco do lamusa. No, chyba że po premierze okaże się, że słusznie został zapomniany. Będziemy mogli wtedy powiedzieć jak bohater "Lotu nad kukułczym gniazdem" Keseya: "Przynajmniej próbowaliśmy".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji