Artykuły

Nie wszystko na sprzedaż/Kulisy kąpieliska

Spotkanie rodziny staje się rodza­jem teatru prowokacji i spowie­dzi, z głów i dusz wylewają się emo­cje, ukryte pragnienia, zadawnione pretensje, niepokoje o przyszłość. Oglądamy ludzi, po których przeje­chał się freudowski walec, a podep­tał odciskając wyraźne piętno Duch Historii zwanej najnowszą.

Spotkanie frustratów, którzy nie wie­dzą, co zrobić z rodzinnym domem, symbolem ich dawnej świetności a te­raz przedmiotem utrapienia, nie wiedzą, jak najkorzystniej sprzedać czy podjąć wysiłek zachowania rodowego dziedzic­twa, nieoczekiwanie poczyna działać jak katharsis...

To co przetrwa zawieruchy, nie jest na sprzedaż - pada ze sceny.

"Kąpielisko Ostrów" w reżyserii Krzysztofa Babickiego, spektakl, któ­rego prapremiera odbyła się w sobotę w Teatrze im. Juliusza Osterwy, jest sztuką wielowymiarową i bogatą zna­czeniowo, wartką, ze świetnymi dialo­gami, nie za ciężką, nie za lekką, pół komedią, pół dramatem. Specjalnie dla lubelskiej sceny napisał ją Paweł Huelle, jeden z najciekawszych polskich pi­sarzy i dramaturgów. Dla Teatru Oster­wy rzecz jest wielkim wydarzeniem. I nie bez powodu: powstała bardzo do­bra inscenizacja, która jednak wymaga "ogrania", aby dała się nazwać teatral­ną perełką.

Tytułowe kąpielisko to nieco zrujno­wana rodowa posiadłość ze starym do­mem. Mieszka w nim Matka (Nina Skołuba-Uryga); kiedy ją poznajemy, dy­styngowanie jeździ nu inwalidzkim wózku i nic nie mówi, bo jest wściekła na niemal wszystkich z rodziny, a naj­bardziej na swego męża czyli Ojca (Ludwik Paczyński). Ojciec, arystokra­tyczny luzak i oryginał, popija szampa­na, śmiga junakiem z ładną, ekscen­tryczną młódką Elą (Olga Borys), co starszemu panu dodaje wigoru, opty­mizmu, pomaga zachować dystans wo­bec nieubłaganie upływającego czasu. W domu rezyduje rubaszny Pan Wła­dysław (Włodzimierz Wiszniewski), pewnie niegdyś zarządca w ich mająt­ku a może fabryce. Przy Matce jest cór­ka Ewa (Grażyna Jakubecka); ma prob­lemy osobiste, rozwodzi się. Kondycja jej braci również nie jest najlepsza, co osoba to nowe problemy: ascetycznego Piotra (Andrzej Redosz) księdza, nie­pokoi jakimiś pretensjami proboszcz, a wrażliwy Błażej (Andrzej Golejewski) stres życia likwiduje alkoholem. Właśnie do domu po wielu latach po­bytu za granicą przyjeżdża trzeci brat - Julian (Henryk Sobiechart), rozpiesz­czany i hołubiony w dzieciństwie i mło­dości przez rodziców, ich oczko w głowie. Julian zdaje się być jako tako za­dowolony; za jego przyjazdem stoją jednak nie sentymenty rodzinne - przyjeż­dża, gdyż myśli o ubiciu jakiegoś ciem­nego interesu z nowobogackim Trybu-lakiem (Jerzy Rogalski), może chcą razem sprzedać kąpielisko i dom albo zainwestować w supermarket.

Polski wiśniowy sad

Kąpielisko Ostrów, dom ludzi wyso­ko urodzonych, lecz zubożałych mate­rialnie i podupadłych duchowo, nosi już tylko ślady dawnej świetności. Dom gi­nie, tak jak w przeszłość odeszły dobre czasy. Widocznie z tymi czasami mu­szą odejść, tak jak dom - i ludzie tych czasów. Są skazani na bycie w rozedr­ganiu między wspomnieniem radosne­go, sielskiego dzieciństwa i poczuciem niesmaku z dnia dzisiejszego.

Czy jest sens, aby ocalić dom? Czy nie lepiej sprzedać wszystko, zbudować tu supermarket, pozbyć się kłopotów i napełnić portfele? Jak każdy wielki problem, ten również z pozoru wydaje się banalny, a w istocie jest fundamen­talny: na ile determinuje nas zakorze­nienie w historii, w przeszłości. Skoja­rzenia z "Wiśniowym sadem" Antonie­go Czechowa są oczywiste. Jednakże ten stosowany często przez Huellego po­mysł użycia kalki literackiej najzupeł­niej nie odbiera "Kąpielisku" oryginal­ności, dopełnia je mgiełką dodatkowych kontekstów i pytań.

Co ciekawe, zdaje się, że Huelle i Babicki nie dają ani jasnych, ani jednoz­nacznych odpowiedzi. W kraju między Odrą a Bugiem tak identyfikowanym jako katolicki, pojęcie rodziny - i oczywi­ście domu - ma znaczenie niebywałe, o czym pisać nie trzeba. Wydaje się, iż kąpielisko Ostrów przetrwa, bo na po­wrót w jakiś sposób pogodzi się rodzi­na. Tymczasem finał igra z nami prze­wrotnością i ironią. Trybulak daje Julia­nowi reklamówkę z pieniędzmi, bo tak się umówili, teraz Julian ma do tego ja­kiegoś szemranego interesu dołożyć swo­ją część. Nagle Trybulak umiera, a Ju­lian - po przeżyciu wewnętrznej skruchy - pieniądze oddaje siostrze Ewie, aby ta uratowała dom. A więc dom przetrwa nie dzięki wewnętrznej motywacji, sile du­cha jego mieszkańców i rodziny, lecz - za sprawą pieniędzy, które zjawiają się jak z nieba, a dokładniej - jak z finału lekkiej, obyczajowo-kryminalnej kome­dyjki. Jakoś ta pointa śmieszna; ci bio­rący rzeczy świata nazbyt poważnie mo­gą czuć się wystrychnięci na dudka.

Bez manieryzmu i krzyków

Miło zauważyć, iż nowa dyrekcja lu­belskiego teatru dała się aktorom we znaki wzrostem oczekiwań; zresztą no­we z samej swej natury motywuje. Na scenie jest już mniej krzyczenia albo re­cytowania oraz mniej manieryczności, a pewne role zasługują na miano krea­cji lub są jej blisko. Postacie są krwiste i wyraziste, wiele scen zachwyca syntezą słowa, samej gry i scenografii. To zostaje w pamięci, dlatego słabsze partie, ciągnące się jakby donikąd i nie posu­wające naprzód fabuły polemiki, wyda­ją się czymś do naprawienia.

Ninie Skołubie-Urydze przypadła ro­la bez słów, rolę Matki tworzy kamienno-złośliwym spokojem, i tak jak w ży­ciu bywa, pokazuje zarazem, że kobie­ta nie może milczeć, więc czuje się, że za chwilę jednak wybuchnie i nie tylko komentarzami na kartkach włączy się do rozmów. Rolę córki Ewy Grażyna Ja­kubecka przekonująco zbudowała, gra­jąc kobietę "po przejściach", w zacho­waniu i w słowie jakby stonowaną, przy­tłumioną kłopotami, ale zarazem roz­sądną i uczynną. Doprawdy, świetnie za­prezentował się Ludwik Paczyński w ro­li Ojca. Nic tu dodać, nic tu ująć! W tej postaci jest i dystans do świata, i radość ze świata, zdecydowanie i łagodność, kontaktowość i wyniosłość właściwa do­brze urodzonym szajbusom z klasą. Bu­dzi sympatię. Gra równo, głosu nie pod­nosi, jest swobodny. Całkiem dobrze do­stosowała się doń partnerka Olga Borys, na scenie Ela, wnosząca klimat młodzie­żowego luzu, panienka rozsądnie roz­rywkowa, do pewnych granic wyuzda­na. Nietrudno zgadnąć, iż Włodzimierz Wiszniewski daje sobie radę zawsze, tak jest i tu. Równy, dobry jest Andrzej Re­dosz, ksiądz patrzący w głąb siebie, trochę jakby nieobecny, wyciszony i subtelny, dobrze wychowany. Charaktery­styczny Jerzy Rogalski trochę początko­wo mówi do nikogo, ale rozkręca się ze spektaklem, jego Trybulak ma coś z chciwego, pazernego agenta.

Jeżeli z tego doborowego grona trze­ba by kogoś specjalnie wyróżnić to pro­ponuję Andrzeja Golejewskiego. To jest kreacja, to jest gra, a nie odtwarzanie schematu. Obserwujemy, jak Błażej, człek w koszuli w kratkę z butelką w rę­ku, lekko skwaszony luzak, powoli oka­zuje się osobą niezwykle wrażliwą, ciepłym człowiekiem, który czuje świat wartości, potrafi demaskować zakłama­nie innych bez wchodzenia im z kopy­tami do duszy. Dzięki tej roli zdarza się ów dreszcz, sygnalizujący, iż jesteśmy w dobrym teatrze, i że dotykane są waż­ne sprawy. Niejednoznaczny aktorsko charakter dał istotnej dla "Kąpieliska" postaci Juliana Henryk Sobiechart. Ni­by trochę zagubiony, popadający w za­dumę, a zarazem zarozumiały i pewny siebie. Niby wszystko w porządku - lecz trudno pozbyć się wrażenia, iż aktor gra grę, jakby sam nie mógł się zdecydo­wać, jak grać, że rozmamłuje rolę.

Tanio, ale ze smakiem

Sprawdziła się scenografia, choć jest niskobudżetowa, plakatowa. Niemniej bar­dzo interesująco podkreśla pewne osie konfliktów i przeciwstawność pewnych stanów rzeczy. Dom jest ciemny, jakby był siedliskiem jakichś złych sił. Nato­miast ogród jest rozkosznie jasny, świet­listy, przestrzeń życia sięga tu niemal do samego nieba. Z tym co na scenie i z cha­rakterem postaci dobrze współgrają ko­stiumy. Natomiast trudno jednoznacznie ocenić muzykę, świetnego skądinąd Marka Kuczyńskiego; jakby jej tu nie było, a kiedy wchodzi ona na tekst, to nie wiadomo, po co, gdyż chyba nie speł­nia swej funkcji, nie pointuje, nie komen­tuje, nie nastraja, nie zestraja, po prostu - nic nie mówi. Co by jednak nie maru­dzić, "Kąpielisko Ostrów" jest bardzo dobrym spektaklem.

"Kąpielisko" trafiło do polskiego te­atru tuż przed jutrzejszym Międzyna­rodowym Dniem Teatru - co niech bę­dzie usprawiedliwieniem jeszcze tej po­niższej uwagi. Otóż utarł się ostatnio dziwaczny zwyczaj, iż na premierach przy Kapucyńskiej nie ma nikogo z władz miasta, czy też jakiejś solidnej reprezentacji prawej strony lokalnej sce­ny politycznej. Czyżby prawica nie chciała siedzieć w jednym teatrze z panią poseł Izabellą Sierakowską i pa­nem posłem Zdzisławem Podkańskim? A może ci z prawej nie dostają zapro­szeń na premiery? Jeżeli nie dostają, to źle, jeżeli dostają, a nie przychodzą, to jeszcze gorzej, bo jeżeli nie są w stanie porozumieć się w teatrze, to niewiele w życiu pomogą kulturze.

Kulisy kąpieliska

Ostatnie dni przed premierą były go­rączkowe. Aktorzy próbowali dwa razy dziennie i nikt nie wychodził z te­atru przed 22. Scenograf chodził niewy­spany. Ciągle zawodziło coś, co miało działać. Wszyscy pracowali do skutku. Pani kostiumolog przebiegła tysiące scho­dów pomiędzy magazynami a pracow­niami. Dobierała buty, dodatki, szale. Pla­stycy wyprodukowali dwa kosze czere­śni (udawały prawdziwe). I szpaka, co stracił życie dla przykładu, bo zajadał się owocami przeznaczonymi na kompoty. W "Kąpielisku Ostrów" z rzeczy praw­dziwych był kompot z czereśni, obiad, i jak obiecał szóstoklasiście grającemu chłopca dyrektor Babicki, zawsze praw­dziwe będą ciastka. Dobre, z marmolad­ką, które dzieciak podjada, buszując po domu na początku i w finale przedsta­wienia. Ludwik Paczyński (ojciec w spektaklu) zapewniał, że równie praw­dziwą jest dereniówka, którą zamierza ugościć po premierze autora sztuki Pa­wła Huelle. Za postać, jaką stworzył dla niego i z sympatii dla pisarza. (DUH)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji