Artykuły

Inauguracja p.o. sezonu

Zaczął się ten sezon blado. Ale w końcu, niczego innego się nie spodziewano. Spór tedy o zasadność wyboru dwóch pierwszych pozycji repertuarowych, o to, czy wzięte zostały one z kanonu teatralnego, czy też z kanonu lektur szkolnych - można sobie podarować. Bo mogło wcale nie być ani premiery "Antygony" Sofoklesa ani "Zemsty" Fredry, ani niczego innego.

Premiera "Antygony" towarzyszyła XXI Rzeszowskim Spotkaniom Teatralnym. Właśnie: towarzyszyła... Skromniutko, na małej scenie, gdy już opadły z karnetowej publiczności emocje, po plebiscycie na najlepsze przedstawienie i kreacje. Jakby się gospodarze wstydzili swojej pracy... No cóż, nie umywało się to przedstawienie do warszawskiego "Skiza", do baletu Drzewieckiego, do monodramu Nowaka. Ale nie wszystko na tych Spotkaniach było "Skizem" czy teatrem tańca; niektórzy goście przywieźli wszak banał, teatralną tandetę. Rzeszowska "Antygona" nie musiała być w tym towarzystwie najgorszym przedstawień łom...

Reżyser Jacek Andrucki zamierzył nie tyle instruktaż dla młodzieży o kształcie teatru klasycznego, co pochwałę wiecznej wartości i aktualności prawd moralnych przez ten teatr głoszonych. Klasyczność ma tu wymiar dość sformalizowany i uproszczony w zasadzie do sztafażu scenograficzno-kostiumowego. Makiety potężnych kolumn, ołtarz wotywny, szaty mające coś z greckich (oj czasy, czasy!) - określają wyraźnie, choć nie natrętnie, autora i jego epokę. Chór wykonuje partie rzeczywiście wokalne, obecność jego ma charakter bardziej rytualny, niźli komentatorski wobec wydarzeń.

Reżyser poczynił daleko idące skróty w tekście, w zamian to i owo dodał. Główny problem moralny - - konflikt racji politycznej i ludzkiej został wypreparowany z naturalnj tkanki dramatu, podany niejako "na talerzu". Reżyser zdjął zatem z widza większość obowiązku intelektualnego. Nie miał wiary w cierpliwość współczesnego odbiorcy i w jego przygotowanie do takich wysiłków, chyba nie bez powodu... Finał zaproponowany przez Andruckiego jest sugestywny. Gdy wchodzi w grę racja stanu, muszą iść w kąt ludzkie namiętności - miłość, przywiązanie, ból i rozpacz. Władca ukarany przez bogów za gwałcenie praw zwyczajowych, opuszczony przez bliskich i lud, nie zostaje na scenie ze swoim sponiewieraniem, z poczuciem klęski moralnej i politycznej. Podnosi się, otrzepuje jednym gestem (dobrze przez aktora zagranym), odcina się od tamtego. Wychodzi z odzyskaną energią, sprężystym krokiem, a za nim gwardia łomoce buciorami. Finał jednoznaczny czy wieloznaczny; pesymistyczny czy optymistyczny? Jak się komu podoba...

W przedstawieniu tym na plan pierwszy wybiła się postać Kreona. Jego racji broni sugestywnym aktorstwem, bogatym w rozliczne środki wyrazu Hubert Bielawski. Niedostatek, tych środków u Bożeny Germańskiej spowodował, że racje antagonistki - Antygeny, wypadły nieprzekonująco. Dość bezbarwna jest również Ismena Małgorzaty Włodarskiej. Józef Chrobak z kapłańskim namaszczeniem celebruje partię Terezjasza, zaś Jerzy Kulicki potraktował swego Strażnika trochę filozoficznie, a trochę groteskowo, wnosząc chwile odprężenia do smutnej dramy. W przedstawieniu licznie zagrała młódź aktorska z tegorocznego "zaciągu" - absolwenci łódzkiej PWSTiF. Para antagonistów Eteokles i Polinejkes (Mirosław Połatyński i Marek Pączek) wypadła nie najgorzej, choć bardziej jednak mogli się podobać subtelni kochankowie bez imion (wprowadzeni przez reżysera), których zagrali Elżbieta Jabłonka i Wojciech Kwiatkowski. Ich obecność wprowadza do sztuki chwile ciepłej, sympatycznej poetyczności. A ponieważ kochanków spędzają ze sceny pijani gwardziści Kreona, reżyser zdaje się zadawać pytanie, trafiające do serc młodej widowni: czy jest miejsce na miłość w świecie przesiąkniętym zwycięską polityką?

* * *

O "Zemście" powiem najkrócej: niedobrze, że była, skora taka uboga. Wszystko w tym przedstawieniu jest przaśne. Że scenografia, że kostiumy - to można zrozumieć i wybaczyć, bo wiadomo, z jakimi kłopotami materiałowymi borykają się teatry. Ale nijakości inscenizacyjnej, braku pomysłów u reżysera, złej gry aktorów - niczym usprawiedliwić nie można. Jakby się reżyser umówił z aktorami: o nic tu nie idzie, jak o ilustrację tekstu. A właśnie nie o tekst tu idzie, bo znany, lecz o to, jak podany...

Każda z postaci "Zemsty" ma swój schemat interpretacyjny. Czasem aktorzy próbują go obalać, rzadko zresztą częściej wprowadzają do niego cechy indywidualne. Właśnie dla tych "smaczków" opłaca się brać na warsztat "Zemstę". A co myśleć o "Zemście", w której "smaczki" przekształcają się w niesmaczki? Bo jak nazwać lepkie umizgi tłustego basałyka do "ślicznej" Klary? Basałyk porusza się po scenie z gracją, od której drży wątła dekoracja, odziany jest w "maskujący" kaftan i udaje Wacława. Za Wacława przebrał się p.o. kierownika artystycznego Piotr Grabowski i bodaj był tego nie robił - dla siebie samego, że o publiczności nie wspomnę. Drugi niesmaczek to partnerstwo w tym przedsięwzięciu Klary. Józefina Szałańska powtórzyła teraz swoją interpretację z "Poskromienia złośnicy" Szekspira z poprzedniego sezonu. Wtedy ją pochwaliłem za pomysł na wielce frywolną "pierwszą naiwną". A w "Zemście" to nie jest to. Klara - "polskie cielę" ma być kokietką dyskretną i w stylu. W stylu Aleksandra Fredry właśnie - tego od komedii...

Trzech aktorów wyróżniłbym nie za ciekawe i smaczne propozycje urozmaicenia schematu, lecz za starania o wierność konwencji. Są to: Bolesław Werowski (Rejent), Stanisław Stojko (Dyndalski) i Adam Fornal (Papkin). Cześnik Zbigniewa Zaremby rozczarował statycznością, milkliwością - która winna być właściwa jego adwersarzowi. W efekcie kontrast między Raptusiewiczem a Milczkiem utracił niemal dramatyczną funkcję. Anna Kujałowicz rolę Podstoliny przeszarżowała, zaatakowała erotyką frontalnie i znów diabli wzięli salonowy smaczek pana Fredry. Za sympatyczne i w przedni sposób komiczne role Murarzy pochwała należy się Hilaremu Kluczkowskiemu i Robertowi Mazurkiewiczowi.

Przedstawienie w całości pozbawione polotu, nie zdradzające oznak indywidualnej myśli inscenizacyjnej, niejednorodne, gdy chodzi o styl interpretacji aktorskich. Dowód na to, że nie należy się zabierać za Fredrę, jeśli nie ma się na niego pomysłu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji