Artykuły

Hymn na cześć miłości

"Alicja, Alicja" w reż. Marii Seweryn w Och-Teatrze w Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski w serwisie Teatr dla Was.

Bywa, i to wcale nierzadko, że zapowiedzi i doniesienia przedpremierowe dość mocno rozmijają się z tym, co ostatecznie w dniu premiery widzimy na scenie. Dlatego z niemałymi obawami szedłem na premierę do Och-Café. Tym bardziej, że problematyka irlandzkiego dramatu dotyka raczej trudnych i wywołujących wciąż kontrowersje tematów - m. in. miłości lesbijskiej, a co za tym idzie również naszej tolerancji. Zaskoczenie było tym razem bardziej niż pozytywne. Maria Seweryn stworzyła spektakl ujmujący swoją prostotą, lekkością i autentyzmem, do tego wzruszający, choć nie pozbawiony również elementów humorystycznych, których nośnikiem był nie tylko sam tekst dramatu, ale i sposób zaznaczania swej scenicznej obecności przez obydwie występujące aktorki.

Dla Amy Conroy w dramacie "ALICJA, ALICJA" tak naprawdę miłość homoseksualna była tylko pretekstem do wyśpiewania pięknego hymnu na temat tego, czym jest szczere i prawdziwe bycie dwojga ludzi razem. Irlandzka dramatopisarka spojrzała na temat bliskości tytułowych bohaterek jakby z zupełnie innej perspektywy, chcąc odbiec jak najdalej od schematów i stereotypów, które zdeterminowały nasze patrzenie na związki homoseksualne. Oglądamy na scenie dwie młode dziewczyny, choć już po przejściach, które postanowiły wyjść z ukrycia i opowiedzieć całemu światu o sobie nawzajem, o tym jak mieszkają, jak się kłócą, w co wierzą, jak robią zakupy, jak spędzają wakacje, jak jeżdżą samochodem o tym kim dla siebie są. Dziewczyny, które postanowiły zamanifestować - bez uciekania się do spektakularnych demonstracji czy krzykliwych zwierzeń - przede wszystkim swoją miłość, która jest dla nich najważniejsza i ponad wszystkim. Aleksandra Domańska i Aleksandra Grzelak od pierwszej sceny zjednują sobie sympatię widzów, jedna swoim zawstydzeniem, zakłopotaniem i niemożnością odnalezienia się w tej zupełnie nowej dla siebie sytuacji, druga zdenerwowaniem tuszowanym pozorną otwartością, doprowadzającą w konsekwencji do zabawnych okoliczności, również wynikających ze sposobu konfrontowania tej publicznej spowiedzi z traktowanym niczym ściąga scenariuszem spotkania. Aktorki są przy tym w swoich zachowaniach niezwykle skromne, naturalne, szczere i autentyczne, i - last but not least - nie pozbawione wdzięku, żadnych prób prowokowania czy też ostentacji tutaj nie znajdziemy. Jest za to ogromna dyskrecja, czujność i czułość w podejściu do wyjawianych prawd, a nawet do sposobu ich artykułowania, bo intencją spotkania nie jest chęć wystawienia swojego uczucia na pokaz czy uczynienia z miłości transparentu w walce o akceptację za wszelką cenę. Maria Seweryn skupiła się przede wszystkim, i to naprawdę z wielkim sukcesem, na wyeksponowaniu pewnego sposobu życia i bycia, który dla bohaterek dramatu, wcześniej anonimowych i nie afiszujących się ze swoim uczuciem, jest najbardziej istotny i najważniejszy. W końcu pewien rodzaj kłopotliwej sytuacji, w jakiej się znalazły bohaterki, nigdy wszak nie było im dane występować publicznie w teatrze, pozostanie w spektaklu do końca obecny. To ciągłe sprawdzanie jak daleko mogę się posunąć w doświadczaniu drugiego człowieka i ile z tego mogę wyjawić innym, jest w spektaklu szalenie intrygujące i jednocześnie wciąż podsyca ciekawość tego, co jeszcze bohaterki nam o sobie powiedzą. A przecież zdecydują się nawet na wyjawienie historii pierwszej wspólnie spędzonej nocy, która trwała bodaj trzy dni.

Również charakterystyczne jest to, jak pogodnie i łagodnie Alicje potrafią mówić o swoich kłopotach, kłótniach, o nieszczęściach, które w końcu też są ich udziałem. Jak patrzą na siebie, jak na siebie reagują, zawsze z pełną dozą aprobaty, zrozumienia i empatii. Nawet, jeśli któraś z nich decyduje się na powiedzenie czegoś, czego druga być może nigdy by wyjawić nie chciała.

Siłą tego, jakże ciepłego i mądrego przedstawienia jest również znakomity przekład, jakiego dokonała, mieszkająca aktualnie w Irlandii, Joanna Derkaczew. Tekst Amy Conroy na kawiarnianej scenie Och-Café brzmi szalenie wiarygodnie, doskonale jest wkomponowany i zestrojony z naszą polską rzeczywistością. I to jest kolejny walor, wcale nie ostatni, spektaklu Marii Seweryn. O innych przekonać musicie się Państwo sami odwiedzając nową scenę w Och-Teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji