Artykuły

Klatka globalnej wioski

Jacek Król jako Hamlet grzebie nam w trzewiach, że ciarki przechodzą po skórze i strach oddychać. Dzisiejszy Hamlet jest człowiekiem uwięzionym w świecie, który wydaje się otwarty i dostępny, ale czy nasz?

"Hamlet" służy do mówienia o dziś, o tu i teraz nawet wówczas, gdy jest realizowany jako spektakl historyczny. W lubelskim "Hamlecie" w reżyserii Krzysztofa Babickiego, widać to natychmiast, choćby dlatego że bohaterowie występują we współczesnych strojach. Jacek Król - jako Hamlet - długi skórzany płaszcz zakłada na czarny podkoszulek z jakimiś napisami, szpargały nosi w torbie na ramię, jaką widzimy u ludzi na ulicach. Jaki jest ten Hamlet z ulicy? Jest osamotniony i wściekły, fizycznie agresywny, pozbawiony - albo nieczujący - oparcia w sobie samym i w innych, obawiający się zarówno rygoryzmu norm moralności jak i brutalności prawa siły, wewnętrznie sprzeczny. Miota się i wyje, bo wszystko wokół jest nie tak. Czy nie tak, jak i my, wchłonięci przez globalną wioskę świata, która okazuje się być nie na ludzką miarę, nieprzewidywalna i nie do ogarnięcia w swych sprzecznościach, ale i nie do opuszczenia? Czy ten świat nie jest wciąż zagrożony przez różnych Fortynbrasów, którzy jak w finale spektaklu, pojawiają się, by "zrobić porządek", kiedy my urządzamy między sobą jatki porachunków?

Jacek Król grzebie nam w trzewiach, że ciarki przechodzą po skórze i strach oddychać. To mocne, energetyczne, przejmujące aktorstwo, zarazem pełne niuansów, bogate. Niewątpliwie kapitalna rola, kreacja, którą wpisać trzeba w historię Teatru im. J. Osterwy złotym atramentem. Król stał się filarem dramatycznego reprtuaru lubelskiej sceny.

Monika Domejko rolą Ofelii ukazała skrywane dotychczas, acz przeczuwane umiejętności - oglądamy narodziny aktorki znaczącego formatu. Wspaniale wariuje - można by powiedzieć o scenie szaleństwa, kiedy gra tak, że w bezruchu zastygają na scenie jej partnerzy, a na widowni - publiczność. W postać Klaudiusza wciela się Henryk Sobiechart - to władca pewny i opanowany, udający zniechęcenie, a tymczasem nawet rozterki używa jako narzędzia zachowania władzy. Przeciwieństwo Hamleta. To ci dwaj ścierają się i walczą - o kobiety, które są synonimem władzy: o matkę i ukochaną. Udaną rolę zagrała Jolanta Rychłowska jako Gertruda i Andrzej Redosz - Poloniusz, właściwie cały zespół.

Spektakl otwiera scena ze śpiewającą Ofelią, której wtóruje chórek postaci jakby nie z tego świata. Chórek tworzą niepełnosprawni uczestnicy Teatroterapii - Warsztatów Terapii Zajęciowej prowadzonych przez Marię Pietruszę-Budzyńską. Odważny pomysł zaproszenia ich do udziału w spektaklu dodał przedstawieniu nowego wymiaru, nie narażając przy tym inscenizacji na pytanie o etyczność tego pomysłu. Poszerzył sensowność pytania o rozumienie granic normalności i naturę relacji między ludźmi. Szalona Ofelią "ze sztuki", która wszak jest w dramacie Szekspira w istocie jedyną normalną osobą, ma obok siebie ludzi, którzy w swej realności widzą świat inaczej niż my, a dla których teatr stanowi naukę bycia ze światem. Ta delikatna, a z pozoru jakby zwykła scena jest piękna sama w sobie.

Śpiewny melancholijnie motyw muzyczny z pieśni Ofelii będzie w spektaklu powracał - i pewnie widzowie zabierają go ze sobą z teatru do domu, podobnie jak mocne uderzenia w bębny. Muzyka Marka Kuczyńskiego znakomicie wpisała się w materię znaczeń dramatu Szekspira. Interesująco rozpisał przestrzeń sceny scenograf Marek Braun: zbudował rozsuwającą się na boki pochylnię, wyścieloną trawą po horyzont świateł. Jednak pochyłość - niezależnie co symbolizuje -jest wyzwaniem wobec grawitacji, dlatego najwyraźniej przeszkadza aktorom, a kolor trawy konkuruje z kostiumami (zaprojektowała je Barbara Wołosiuk).

Teraz epizody - klasę dla siebie stworzyli grabarze, czyli Roman Kruczkowski i Jerzy Rogalski. Scenka z grabarzami z "Hamleta" należy bezwzględnie do ścisłej czołówki klasyki epizodów teatralnych wszech czasów. Rogalski w wysmarowanym podkoszulku, który kiedyś był biały, Kruczkowski - w berecie. Flaszka w dłoni. Skąd znamy ten obraz? Przecież to ikona polskiego grabarstwa. Wykreowana w sposób doprawdy mistrzowski, bo budowniczowie ludzkich domów wieczności w wykonaniu Kruczkowskiego i Rogalskiego to nie tylko proste moczymordy - ale i osobnicy, w których posiadaniu poza łopatą i flaszką jest również pewna tajemnica życia.

Nie można tu zapomnieć i o trupie aktorskiej przybywającej na zamek w Elsynorze, w którą wcieli się: Magdalena Sztejman-Lipowska, Jan Wojciech Krzyszczak i Andrzej Golejewski. Zabawnie parodiują teatr, odgrywając chałturę teatralną z czasów elżbietańskich. Jednak to osobnicy podwójnej miary: też uwzniośleni, uwiedzeni teatrem, mocą słowa i wizji - co tak pięknie wyraził wykonaniem swego monologu Andrzej Golejewski.

Przemyślany, wieloznaczny, plastyczny spektakl. Publiczność nagrodziła "Hamleta" brawami na stojąco.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji