Artykuły

"Diabły z Loudun" - a jednak wydarzenie!

Po blisko trzydziestu premierach na największych scenach operowych świata opera Krzysztofa Pendereckiego "Diabły z Loudun" trafiła do Łodzi. Libretto liczącego sobie lat już ponad 20 utworu oparte jest na sztuce współczesnego dramaturga brytyjskiego J. Whitinga "Demony", która z kolei powstała z inspiracji książką Huxleya, będącą zbiorem dokumentów związanych z autentycznym wydarzeniem, jakie rozegrało się we Francji w początkach XVII wieku. Otóż światły, wolny od obskurantyzmu, a przy tym obdarzony atrakcyjną aparycją proboszcz Grandier opowiedział się po stronie przeciwników zburzenia murów niezależnego dotychczas miasta Loudun, który to gród zapragnął podporządkować swej absolutnej władzy kardynał Richelieu. Wykorzystując obsesje seksualne zakonnic klasztoru urszulanek, oraz fakt, że ich przeorysza Joanna właśnie Grandiera obciążyła winą za sprowadzenie demonów, wytoczono księdzu proces zakończony torturami i spaleniem na stosie.

Kompozytora i librecistę w jednej osobie, zdaniem L. Erhardta - autora książki "Spotkania z Krzysztofem Pendereckim" - najbardziej zainteresował w sztuce Whitinga mechanizm walki politycznej rozgrywający się między jednostką władzą. Jednakże znaczne skrócenie dialogów teatralnego pierwowzoru, a tym samym niezbędna kondensacja przekazywanych treści spowodowała psychologiczne zubożenie postaci, podzielonych w sposób mocno uproszczony na czarne i jasne charaktery. Słuchając tekstów nie sposób uwolnić się od porównań z arcymądrą prozą Iwaszkiewicza, którą tak genialnie przekazał film Kawalerowicza - "Matka Joanna od Aniołów". W operze "Diabły z Loudun" zabrakło przede wszystkim ukazania metamorfozy Grandiera z lowelasa w sutannie w symbol walki z kołtuństwem i zacofaniem. Kilka zaledwie dość banalnych kwestii księdza z jakże obcym religii chrześcijańskiej pragnieniem osiągnięcia Boga poprzez szczęście doczesne, każe zastanowić się dlaczego to aż demony musiały przesądzić los Grandiera, a nie popełnione przezeń o wiele bardziej ziemskie grzechy, jak potajemne małżeństwo, porzucenie brzemiennej, czy (usunięty zresztą z pierwotnej wersji libretta) romans z kolejną kochanką Ninon.

W muzyce opery natomiast zabrakło mi większej liczby tak wspaniałych fragmentów jak ten z wznoszącymi się i opadającymi chromatycznie pochodami "soczystych" smyczków w scenie ślubu. Moim zdaniem zbyt wiele kart partytury jest czystą ilustracją, czyli formą stosowaną np. w dziele filmowym, gdzie obraz jest sprawą nadrzędną. W utworze operowym o dość wątłej prawdzie psychologicznej, tak daleko idące podporządkowanie muzyki akcji scenicznej musi się wydać pewną słabością. Trzeba jednak przyznać, że naprawdę imponująco brzmią w "Diabłach" glissandowe klastery arcytrudne, ale jakże efektowne partie chóralne, rozszalałe melizmaty towarzyszące ekstazie psychicznej, czy wybuchające ze statycznego pomruku gwałtowne, jakby "szczękające" frazy. Prawdziwymi perełkami pod każdym względem wydały mi się dwie scenki Aptekarz - Medyk, rodem z opery buffo, którą to formą kompozytor interesuje się aktualnie tworząc "Króla Ubu"

Kierujący całością od strony muzycznej ANDRZEJ STRASZYŃSKI był dla mnie pierwszoplanowym bohaterem obu premierowych wieczorów, co w pełni ujawniło się na drugim spektaklu, bardziej "zrytmizowanym", zwartym i z pewniejszymi w swych poczynaniach scenicznych wykonawcami. Z osiemnastu ról jedynie partię Joanny śpiewała dwukrotnie JOANNA CORTES dodając do swych licznych kreacji jeszcze jedną prawdziwie wielką; potwierdził to nie tylko aplauz publiczności, ale i serdeczne podziękowania obecnego na premierze kompozytora. Andrzejowi Kotrzewskiemu (Grandier z pierwszego spektaklu) trudno cokolwiek zarzucić, a że nie ma on osobowości na miarę głównej postaci dzieła - nie jego to wina. Toteż zdecydowanie lepiej wypadł w tej roli Andrzej Niemierowicz, którego aktorstwo pozwoliło zapomnieć o niedostatkach psychologicznej konstrukcji postaci. Dużej klasy aktorem i śpiewakiem okazał się Zdzisław Krzywicki, jako drapieżny i wyrazisty ojciec Barre. Tomasz Fitas w pierwszym spektaklu w pełni sprostał niełatwym zadaniom wokalnym. Dwie doskonałe pary medyka i aptekarza stworzyli Krzysztof Bednarek ze Zbigniewem Maciasem oraz Dariusz Stachura z Rafałem Songancm. Brawurowo śpiewali wysokie góry partii Laubardemonta Sylwester Kostecki i Tadeusz Kopacki, aksamitna barwa głosu W. Malczewskiego wzbogaciła postać Ambrożego, czysty tenor J. Rynkiewicza - postać ks. Mignon, w partii de Conde'a podobał się T. Jędras, zaś małżonkę Grandiera kreowały dobre śpiewaczki M. Pawlak i A. Jeremus. Wszystkie odtwórczynie trzech sióstr zakonnych spisały się wyśmienicie, a były to A. Suska, H. Klimczak, J. Zielińska, E. Gorządek, M. Szczucka i A. Pawlak. Dobrze wypadła rola Rangiera w wykonaniu K. Kowalskiego i L. Katarzyńskiego, a w mówionej roli D'Armagnaca wystąpił znany aktor K. Kolberger oraz J. Wolniak. Całemu temu gronu - słowa uznania i podziwu za tak znakomite opanowanie niezwykle trudnych muzycznie partii, całkiem odmiennych od tego wszystkiego z czym dotychczas stykali się w operowym teatrze.

Doświadczony reżyser i autor inscenizacji Marek Weiss - Grzesiński pewną ręką nakre-ślił kształt sceniczny dzieła wymagającego teraz dopracowania szczegółów: wręcz żąda tego choćby tylko zbyt konkretna, nachalna wizja Joanny z I aktu (w jednej z RFN-owskich inscenizacji zastosowano tu projekcję filmową).

Scenografia Wiesława Olko wydała mi się zbyt barokowa, przeładowana, pełna groteskowych trupich szkieletów, pierzastych aniołów, ptactwa na sznurkach... Jak pięknie "zabrzmiała" w tej całości asceza sczerniałego drzewa pierwszej sceny aktu finałowego... Kiepsko wypadł wózeczek - późniejszy niby stos skazańca, zaś "odfrunięcie" aniołów z miejsca kaźni trochę nie w porę nas rozbawiło.

Autorka kostiumów Irena Biegańska również zadziwiła nas pomysłem wystrojenia skromnego mnicha - egzorcysty w... biskupie szaty. Czemu nikt tego nie skorygował?

Przyjaciele Teatru Wielkiego bardzo pragnęli, aby rewelacyjny sezon sceny operowej zakończono jeszcze jednym niekwestionowanym sukcesem. Nie w pełni zrealizował te marzenia pierwszy spektakl "Diabłów", ale już drugi bezspornie udowodnił, iż jest to wydarzenie dużej rangi artystycznej. Oby przyszły sezon nie był gorszy!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji