Artykuły

Długi marsz Jana Klaty

Miałem okazję zadać Janowi Klacie pytanie o prawdziwe powody wycofania przez niego "Nie-Boskiej komedii", bo przecież oficjalnie podany, że z obawy o bezpieczeństwo aktorów, brzmi śmiesznie - pisze Wacław Krupiński po debacie o idei teatru narodowego w Krzysztoforach.

Usłyszałem: "Odpowiedź na pańskie dylematy przyniesie czas. I radziłbym traktować moje kierownictwo artystyczne Narodowego Starego Teatru w kategoriach długiego marszu i długiego trwania. I myślę, że czas i to, co się będzie działo w Narodowym Starym Teatrze jeszcze niejednokrotnie pana zaskoczą, a kolejne generacje smakoszy teatralnych recenzji będą miały okazję obcować z tym, co pan powypisywał na temat tego, co się dzieje w naszych budynkach. I oczywiście myślę, że łacińskie powiedzenie scripta manent zostanie w tym wypadku opatrzone takim słówkiem - niestety".

Ja także powiem niestety. Zwłaszcza, gdy będzie to marsz brawury i artystycznej nicości, jak przez te 11 miesięcy, co przyznają nawet zwolennicy p. Klaty. Swoją drogą skoro Jan Klata czuje się dyrektorem artystycznym, to co robi w teatrze Sebastian Majewski, zastępca dyrektora ds. artystycznych?!

Były i odpowiedzi związane z pytaniem. Gdy gospodarz miejsca, Michał Niezabitowski, dyrektor Muzeum Historycznego zapytał o to, czy Kraków dla Jana Klaty coś znaczy, jeśli znaczy, usłyszał: "Dla mnie sam fakt, że Narodowy Stary Teatr znajduje się w Krakowie, szczerze powiedziawszy, nie ma większego znaczenia. Ja nie jestem zobowiązany do tego, żeby w jakiś sposób kultywować dosyć oczywistą krakowskość tego miejsca. Nie sądzę, żeby Stary Teatr musiał się brać za bary z krakowskością. Natomiast oczywiście bierzemy się za bary z twórcami, którzy ten budynek troszkę jednak twórczo podpalali".

Padło też pytanie do przedstawicieli obu scen narodowych, czy widzą możliwość poruszania kwestii tożsamości narodowej. "Tak" - oparł Jan Klata. I zamilkł. W tej sytuacji Tomasz Kubikowski, kierownik literacki Teatru Narodowego w Warszawie też powtórzył jedynie to słowo.

I to był koniec rozmowy. A toczono ją w ramach debaty o tym, co znaczy dzisiaj idea teatru narodowego. W Pałacu Krzysztofory, poza Janem Klatą i Tomaszem Kubikowskim (Jan Klata nie krył niezadowolenia, że nie ma dyrektora artystycznego stołecznego Teatru Narodowego Jana Englerta), zasiedli teoretycy teatru: prof. Dariusz Kosiński (Katedra Performatyki UJ) i jako moderator debaty dr hab. Jacek Kopciński (redaktor naczelny miesięcznika "Teatr").

Wiele zatem mówiono o dziejach teatru narodowego w Polsce, o jego modelach i sytuacji w świecie, z Kenią włącznie. Na szczęście była i mowa o relacji między teatrem, a dramatem, o tym, że od stu lat teatr nie jest miejscem wystawiania sztuk dramatycznych tak, jak zostały napisane, że z jednej strony jest utopia wierności tekstowi, z drugiej - naganna praktyka wystawiania tekstów klasycznych pod imieniem i nazwiskiem autora i z ukrytymi gdzieś informacjami, że tekst napisał ktoś inny.

Do kogo była adresowana ta debata? W sali, zdominowanej przez młode osoby (z teatrologii?), nie dostrzegłem nikogo ze środowiska teatralnego - ani twórców, ani krytyków. Trudno się zatem dziwić, że Jan Klata prezentował świetne samopoczucie, ripostował, żartował. I straszył. Że albo zgoda na pełną wolność, albo palenie książek autorów, którzy kalają gniazdo, co już zdarza się na Węgrzech. I znów była mowa o lęku przed pewnymi kręgami politycznymi.

Jan Klata nie tylko wystraszył się premiery "Nie-Bos-kiej", którą zamówił, a następnie unicestwił. On generalnie się lęka. Gdy padło z sali pytanie: "Gdzie w tym wszystkim jest widz?", dyrektor "Starego" zareagował: "Jak widzę na pana szyi aparat fotograficzny, to już się boję". (?!)

Martwią mnie te stany lękowe. Wyruszając w długi marsz lepiej być zdrowym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji