Artykuły

Teatr to dziwne zwierzę

Dyrektorzy KRZYSZTOF MIESZKOWSKI (Teatr Polski we Wrocławiu), KRZYSZTOF ORZECHOWSKI (Teatr im. Juliusza Słowackiego) i BOGUSŁAW NOWAK (Opera Krakowska) spotkali się w czasie dyskusji, którą zorganizował w Krakowie Dziennik Polski wraz z UJ.

Od lewej Bogusław Nowak, Krzysztof Mieszkowski i Krzysztof Orzechowski w czasie debaty na UJ FOT. ANDRZEJ BANAŚ

To było wyjątkowe spotkanie. Ten odcinek naszej debaty "Z kulturą o kulturze - kultura pod ścianą" trwał ponad dwie godziny. Nie zawsze udaje się zaprosić tak znakomitych gości spoza Krakowa. Przyjechał bowiem do nas Krzysztof Mieszkowski, dyrektor Teatru Polskiego we Wrocławiu, jednej z największych scen w Polsce.

Dyskusja, zorganizowana wraz z Instytutem Kultury UJ i Fundacją dla Modrzejewskiej, nosiła tytuł "Artysta czy menedżer? Instytucja artystyczna - świątynia czy fabryka sztuki?".

Jeden plus jeden czy dwa w jednym

Krzysztof Orzechowski: - Instytucją kultury, zwłaszcza dużą, powinien zarządzać menedżer. Tak jest na świecie, tak jest w wielu teatrach w Polsce. Ja jestem "dwa w jednym" [artystą i menedżerem], ale takich ludzi, którzy potrafią to - nieskromnie powiem - łączyć, jest coraz mniej. Zarządzanie instytucjami kultury jest coraz bardziej skomplikowane. Bardzo często wymaga od artysty rezygnacji z ego, poświęcenia się, odrzucenia własnych ambicji na rzecz potrzeb instytucji. W Polsce, przy nominowaniu dyrektorów, nie bierze się na ogół pod uwagę dylematu: co to znaczy dla wybitnego artysty sprawować funkcję menedżera. Ten problem jest pomijany.

Menedżer musi umieć dogadać się z artystą. Ale jak przerzucić pomost między menedżerami - specjalistami od zarządzania i artystami - specjalistami od twórczych wizji? Zarządzania teatrem można się nauczyć, choć praktyka wykracza tu często poza to, co znajduje się w skryptach i podręcznikach. Dogadać się z artystą, który ma wizję, ochronić go przed tą całą biurokracją, niepotrzebną w sprawach artystycznych - o, to jest sztuka.

Jeżeli menedżer nie będzie rozumiał artysty, szedł za nim, za jego wizją, to artysta sam nic nie zrobi. Prowadzić teatr trzeba wspólnie. To kwestia porozumienia. Są takie przypadki, np. w Teatrze Narodowym w Warszawie od szeregu lat dyrektorem naczelnym jest Krzysztof Torończyk. Mało osób w Polsce o tym wie. Na ogół mówi się, że dyrektorem Teatru Narodowego jest Jan Englert. A on jest tak naprawdę kierownikiem artystycznym. Oni mają do siebie pełne zaufanie.

Menedżer powinien dogadać się z artystą

Bogusław Nowak: - Dogadać się z artystą - to jest tajemnica. Teatr to jest miejsce, gdzie nie da się powielać schematów. Wszystko, co robimy, jest zawsze czymś nowym, niesie w sobie prawie codziennie konieczność konfrontacji z różnymi sytuacjami, a przede wszystkim z mocnym ego ludzi tu pracujących.

Każdy, nie tylko aktor, nie tylko reżyser, każdy, kto decyduje się na pracę w teatrze, musi rozumieć jego istotę, konieczność pogodzenia wielu ambicji, wielu ego. Sukces zależy od tego, czy my jako menedżerowie będziemy potrafili stworzyć taką atmosferę pracy, że ludzie będą potrafili się zjednoczyć wokół projektu, który realizujemy. Każdy dzień w teatrze jest wyzwaniem. Artystą jest również portier, sekretarka, krawiec czy stolarz. Uznanie ich prawa do udziału w procesie tworzenia jest kluczowe.

Tu nie ma schematów, nie da się ich wypracować. Istotą jest to, by po pierwsze stworzyć wizję zadania, które będziemy realizować, a z drugiej strony - dać każdemu szansę na wypowiedź, na zrozumienie, że bez niego nie zrealizujemy projektu. To trzeba wyczytać między wierszami własnych doświadczeń.

Krzysztof Orzechowski: - Teatr to jest dziwne zwierzę, nieprzewidywalne. Krzysztof Mieszkowski: - Nie jestem ani artystą, ani menedżerem. Erwin Axer, wybitny dyrektor Teatru Współczesnego w Warszawie, powiedział mi kiedyś, że teatr jest taki jak jego dyrektor. Myślę, że to jest najlepsza definicja, jaką można wymyślić. Nie szukał w sobie menedżera i artysty, lecz był człowiekiem, który kreował rzeczywistość artystyczną, jaka była mu bliska. Teatr jest przecież wymodelowany przez bardzo różne mechanizmy, często skomplikowane, trudne, przeszkadzające. Największym przeciwnikiem jest biurokracja, która nas zagarnia i zostawia coraz mniej pola do działania.

Moja praca polega na tym, by zapewnić artystom jak największą wolność twórczą, by mogli realizować swoje marzenia, poszukiwania, szaleństwa. Pole wolności jest wartością podstawową. Jeżeli tego im nie zapewnimy, teatr jako sztuka upadnie.

Artysta i teatr na wolnym rynku

Krzysztof Orzechowski: - Jestem liberałem gospodarczym, ale konserwatystą kulturowym. Dlatego powiem, że najgorsze, co może spotkać kulturę, to wolny rynek. Kultura to nie jest tylko kwestia odpowiedniej ilości pieniędzy. To przygotowanie społeczeństwa, edukacja. Nie ma niezależnej kultury wysokiej na prawach wolnego rynku. Wiem, że dyrektor Nowak fundamentalnie się z tym pewnie nie zgadza.

Jeżeli chcemy uprawiać sztukę misyjną, wysoką, to nie ma takiej siły, by reguły gospodarki rynkowej nie obniżyły jej poziomu. Oczywiście, jeśli ktoś traktuje kulturę jak schlebiający najtańszym gustom show w telewizji, to mieści się w gospodarce rynkowej. Ale mnie to nie interesuje. Interesuje mnie kultura wysoka, która spełnia misję, która edukuje społeczeństwo. Niestety, taka kultura kosztuje, na całym świecie zresztą.

Bogusław Nowak: - Zapytany na łamach "Dziennika Polskiego" o formy zarządzania instytucją kultury westchnąłem, że można byłoby sięgnąć po instrumenty, które są znane w teatrze niemieckim, czeskim czy słowackim. Upomniałem się o możliwość funkcjonowania instytucji kultury w formule spółki prawa handlowego.

Wcześniej czy później nas to dopadnie. Nie możemy udawać jako menedżerowie, że w czasie ostatnich dwudziestu lat nic się nie wydarzyło. Wartości ekonomiczne, z którymi musimy się liczyć, w tej chwili dynamicznie kreują świat finansów wokół nas, musimy w tym brać udział, czy tego chcemy czy nie.

Moje rozgoryczenie wynika z uchwalonej dwa lata temu ustawy o teatrze. Jedynymi negatywnymi beneficjentami tego prawa są dyrektorzy teatrów. Na co dzień borykam się z problemem wolnego rynku w kulturze, biorę w nim udział. Inaczej nie zatrudniłbym w Krakowie Mariusza Kwietnia czy Małgorzaty Walewskiej. Jako mene-dżerowie musimy myśleć o tym, że nasza struktura w każdej chwili musi być gotowa do tego, co dzieje się na rynku.

Krzysztof Mieszkowski: - Czasy, w których przyszło nam żyć, są świetne, a zarazem groźne. Wolny rynek uderza w sens istnienia sztuki, próbuje ją komercjalizować. Niebezpieczne są zjawiska redukujące pracę w dziedzinie kultury wyłącznie do kategorii zysku ekonomicznego. To się fatalnie odbija na edukacji demokratycznej całego społeczeństwa. Fala agresji, z jaką mamy do czynienia w ostatnim czasie, jest także konsekwencją wieloletnich zaniedbań edukacyjnych i kulturalnych. Kultura nie może być ofiarą wolnego rynku. To wolny rynek powinien być podporządkowany kulturze.

Dla mnie zasadniczą wartością jest to, że pracuję w teatrze publicznym, którego formuła jest niezwykle istotna dla uprawiania sztuki. Jego podstawowym elementem jest utrzymanie stałego zespołu aktorskiego. Największe sukcesy polskiego teatru na świecie w ostatnich latach są konsekwencją tej blisko 250-letniej idei. Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że polski teatr to polska racja stanu. Jego powołaniem, sensem podstawowym, jest szeroko rozumiany dialog. Nawet gwałtowny i niebezpieczny, ale twórczy i otwarty, oparty na zaufaniu społecznym. W końcu robimy teatr dla publiczności, ale także przeciwko niej.

Odpowiedź, czy artysta czy menedżer, brzmi dla mnie tak: i artysta, i menedżer, i polityk, i psycholog, i socjolog, i ojciec.

Potrzeba wicepremiera z teką ministra kultury

Krzysztof Mieszkowski: - Teatr Polski we Wrocławiu, będąc największym teatrem w Polsce z trzema autonomicznymi scenami, nie otrzymuje blisko trzech milionów złotych na podstawowe koszty utrzymania. Na początku każdego roku najpierw zastanawiamy się, jak zasypać tę dziurę, a dopiero potem, jak uprawiać sztukę. To jest surrealistyczne.

Jestem też przeciwnikiem konkursów na dyrektorów instytucji publicznych. Konkursy zdejmują odpowiedzialność z organizatorów za podejmowane decyzje. System konkursowy kwestionuje kompetencje wielu znakomitych kandydatów na dyrektorów, których eliminują biurokratyczne przepisy. Nie przypominam sobie, żeby któraś z piłkarskich potęg ogłaszała konkurs na trenera. Całkiem niedawno, po kilku latach pracy, odszedł duet dyrektorski kierujący festiwalem w Awinionie. We Francji nikt nie ogłosił konkursu na dyrektora, został nim Oliver Py, były szef Odeonu, człowiek doświadczony, kompetentny. Nie rozumiem, dlaczego w Polsce ma być inaczej.

Kultura w Unii Europejskiej została wpisana w ciąg buchalteryjnych przepisów, w gigantyczną biurokrację. Tu tkwi źródło jej kryzysu. W Polsce nikt nie zastanawia się, ile kosztuje lot jednego samolotu F-16, ale pytają, ile zarabia Krystian Lupa i czy stać nas na wystawienie "Dziadów" Adama Mickiewicza. To wynik procesu ekonomizacji wszelkich dziedzin życia społecznego po 1989 roku. Systematycznego uświadamiania polskiemu społeczeństwu, że kultura jest nieobowiązkowa. To ogromne zagrożenie dla demokracji. Dlatego warto upominać się o coś, co nazywam "wyobraźnią etyczną".

Uważam, że potrzebny nam jest wicepremier z teką ministra kultury, któremu będzie podlegało szkolnictwo i edukacja oraz nauka, resorty, które mają wymiar społeczny. Bez takiego rozwiązania będziemy ciągle stać w kulturze na jednej chwiejnej ekonomicznej nodze.

Moderowali: Rafał Stanowski i dr Joanna Szulborska (UJ)

Czym jest aktorstwo?

* Dziś o godz. 17.15 w Kampusie UJ (sala 1.113) na to pytanie odpowiedzą znakomici aktorzy: Teresa Budzisz-Krzyżanowska, Anna Korcz, Ireneusz Krosny, Piotr Kumor oraz Przemysław Noga. Organizatorem spotkania jest Fundacja Wspierania Badań nad Życiem i Twórczością Heleny Modrzejewskiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji