Artykuły

Terminarz

To był dla mnie przede wszystkim rok pracy w Teatrze Polskiego Radia w Warszawie; sześć premier moich jednoaktówek w mojej reżyserii; "Kompozycji w słońcu", "Nocy Helvera", "Oskara i Ruth", "Beztlenowców", "Ławeczki" A. Gelmana i słuchowiska "Świątecznie", trzech krótkich historii, których akcja dzieje się w Chorzowie i Katowicach. Zadomowiłem się w teatrze radiowym i chwalę to sobie. Jeszcze tylko w cyrku nie reżyserowałem, ale kto wie, co zapiszę w nowym terminarzu - pisze Villqist w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Od 1974 r., czyli od pierwszej licealnej, zawsze trzydziestego grudnia kupuję terminarz na nowy rok. To ważna chwila, bo ta mała książeczka będzie mi towarzyszyć na dobre i złe do następnego trzydziestego grudnia.

Mam już kilka kartonowych pudel zapełnionych takimi starymi terminarzami. Układamje tam starannie, grzbietami do góry, rok po roku. Raz na kilka lat odkurzam zawartość pudel, wyjmuję na chybił trafił jeden terminarz i przeglądam zapisane kartki. Charakter pisma mi się przez te wszystkie lata nie zmienił, ale wygląd kalendarzy tak. Te najstarsze - małe, w grubych plastikowych okładkach, te ostatnie - coraz większe, bo wzrokjuż nie ten. Notuję w terminarzach, dzień po dniu, wszystko, co się wydarzyło; spotkania, premiery, listy, pocztówki, wernisaże, rozmowy, a od początku epoki SMS-ów i maili to przede wszystkim te. Są tam też informacje szyfrowane, rysunki, np.; maleńkie buteleczki (mnogość tych do pewnego czasu była zadziwiająca), jakieś inicjały, serduszka, ale co oznaczają albo kogo dotyczą, to albo samo się pamięta na wieki, albo za żadne skarby nigdy siej uż nie przypomni.

Dzisiaj to moje codzienne zapełnianie kartek w terminarzu jest chyba ostatnią okazją do pisania ręcznie, no bo gdzie jeszcze indziej? Taki nowy terminarz pachnie nowością, bieleją niezapisane kartki, można w aneksie wyczytać adresy ambasad i konsulatów, wzory na obwód kuli, numery kierunkowe, tablice Mendelejewa, czas tarła okonia albo jak ułożyć sztućce na stole. Jak już kupię nowy terminarz, to kładę na stole obok siebie ten stary z zeszłego roku, zapisany, opuchnięty powkładanymi weń karteczkami, wizytówkami, biletami i ten nowy, z całym szacunkiem, dziewiczy. Wtedy zaczyna się mozolna ceremonia adaptowania nowego terminarza do rocznego użytkowania. Nudne przepisywanie numerów telefonów, adresów mailowych, wpisywanie dat urodzin, imienin, o których trzeba pamiętać, wypełnianie rubryk z danymi, adresami, numerami, PESEL-ami, po co to robię - nie wiem, to rodzaj natręctwa i moich prywatnych, "magicznych" przenosin w nowy rok. Ale nie potrafię bez tego ożywiania terminarza nawet myśleć o rozpoczęciu kolejnego roku. Potem przekładam wizytówki, karteczki, obrazeczki, ze starego do nowego. Ten stary terminarz, któremu pozostał ledwie jeden dzień żywota, powoli chudnie, zamiera, a ten nowy bierze z wolna, nieśmiało pierwszy oddech. Na sam koniec przeglądam jeszcze uważnie, kartka po kartce, dogorywający, stary terminarz. Gdybym tego wszystkiego nie zapisywał, tobym dziewięćdziesięciu procent takich rocznych zdarzeń w życiu nie zapamiętał. A tak wszystko zapisane. Tylko po co? Po to, żeby było. To był dla mnie przede wszystkim rok pracy w Teatrze Polskiego Radia w Warszawie; sześć premier moich jednoaktówek w mojej reżyserii; "Kompozycji w słońcu", "Nocy Helvera", "Oskara i Ruth", "Beztlenowców", "Ławeczki" A. Gelmana, a w drugi dzień świąt prapremiera słuchowiska "Świątecznie", trzech krótkich wigilijnych historii, których akcja dzieje się w Chorzowie i Katowicach. Zadomowiłem się w teatrze radiowym i chwalę to sobie. Jeszcze tylko w cyrku nie reżyserowałem, ale kto wie, co zapiszę w nowym terminarzu. Przewracam dalej kartki; były cztery kolejne zagraniczne premiery "Nocy Helvera"; w styczniu, w Akademickim Dramatycznym Teatrze w Sankt Petersburgu, w reż. Aleksandra Bargmana, w marcu w Slovenske Vqjvodinske Divadlo w Bacskom Petrovivici, we współpracy z Divadlom Jozefa Gregora Tajnowskieho w Zvolene (Serbia), w reż. Richarda Sanitra, w kwietniu w Instituto Teatrale Europeo w Abarico Theatre w Rzymie, w reż. Mariigiovanny Rosati Hansen, i w Teatrze Dramatycznym w Prijedor (Serbia), w reż. Radenko Biblija. Co tam dalej? W październiku była moja premiera "Ławeczki" Gelmana w krakowskiej Bagateli, a właściwie dwie premiery, bo ta druga w Sukiennicach, a z tą radiową trzy. Istny ławeczkowy szał.

W kwietniu rozpocząłem współpracę z katowicką "Wyborczą", odrabiając co tydzień zadawane sam sobie lekcje w przypominaniu dorobku i znaczenia wspaniałych, lecz konsekwentnie zapominanych i lekceważonych śląskich XX-wiecznych malarzy. Zacząłem pisać dla dwumiesięcznika "Style" i wszedłem do rady redakcyjnej nowego śląskiego kwartalnika "Fabryka Silesia", pisząc tam teksty w autorskiej rubryce "Na temat". Mamy za sobą trzecią już edycję konkursu na jednoaktówkę po śląsku, wydaliśmyjuż drugą antologię nagrodzonych tekstów, teraz czekam, kto odważy się którąś z nich wystawić. Nikt się nie odważy. Bo opcją te teksty zalatują, prawda? Czekam niecierpliwie na ukazanie się, na dniach, w wydawnictwie Słowo Obraz/Terytoria, mojej kolejnej książki z ostatnimi dramatami pt. "Oddychaj ze mną". Nadal zbieramy pieniądze z Adamem Sikorą na nasz drugi film "Miłość w mieście ogrodów". Z końcem lipca Rada Miasta Katowice podjęła uchwałę o dofinansowaniu filmu. Pisała o tym szeroko śląska i polska prasa. Tydzień później się z tej uchwały wycofała. Czekamy z Sikorą, co też z tego będzie dalej. Coś pewnie będzie. Co jeszcze? Napisałem dwie nowe jednoaktówki, "Niebiański raj" i "Świąteczna III", oraz szkic dużej sztuki o procesie Morela w sądzie w Katowicach na początku lat 90. XX wieku. Procesie, którego nigdy nie było, a powinien się odbyć. Wylosowani z widowni widzowie zasiadają w ławie przysięgłych i to oni na koniec spektaklu/procesu orzekają, czy winien, czy nie. Oczywiście taki spektakl nigdy na Śląsku nie będzie wystawiony. I tak to różne sprawy, spotkania, projekty zapisane w tym terminarzu, dzień po dniu, kartka po kartce.

Pewnie mogłoby być więcej tych artystycznych zdarzeń, tekstów, spektakli, ale i tak nieźle było. Pracowicie. No. To teraz mogę już schować stary terminarz do kartonu, nowy położyć na stole i dożyć pierwszy, noworoczny wpis: "Zamiast iść na imprezę pisałem felieton dla Wyborczej". Pięknego nowego roku 2014 życzę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji