Festiwal gwiazd komedii
- Sprawić, by w oczach widzów pojawiły się łzy wzruszenia, jest łatwiej niż doprowadzić ich do płaczu ze śmiechu - mówi warszawska aktorka ADRIANNA BIEDRZYŃSKA.
W poniedziałek [24 października] gościmy w Szczecinie trzy znane i lubiane aktorki warszawskiego Teatru Scena Prezentacje. Annę Chodakowską, Adriannę Biedrzyńską i Ewę Ziętek. W poniedziałek zagrają przed szczecińską publicznością spektakl pt. "Harcerki" [na zdjęciu]. Z dwiema aktorkami udało się nam porozmawiać.
Adrianna Biedrzyńska
Komedie to moja specjalność
- Już w najbliższy poniedziałek wystąpi pani w Szczecinie...
Adrianna Biedrzyńska: - Z czego bardzo się cieszę!
- ...podczas organizowanego przez Operę na Zamku Festiwalu Gwiazd Komedii. Zobaczymy panią w sztuce Jean-Marie Chevereta "Harcerki". Którą z bohaterek pani gra?
- Jestem Josette. Kobietą wyzwoloną, odważną i... samotną. W dodatku przekonaną, że dzięki tej samodzielności i samotności - szczęśliwą. Mam dwie przyjaciółki, z którymi spędzam czas. Josette i jej koleżanki znają się od wielu lat, spotkały się w drużynie skautowskiej.
- Powiedziała pani, że Josette jest przekonana, że jest szczęśliwa. Czyżby miało się okazać, że jednak nie do końca?
- Szczegółów nie zdradzę, bo nikt nie będzie chciał już przyjść do teatru, ale powiedzmy tak: człowiek może być sam, ale nie czuć się samotnym. Ale też często, jak w przypadku mojej bohaterki, może się okazać, że bycie samym oznacza samotność...
- Nie brzmi to zbyt wesoło! A przecież "Harcerki" to komedia...
- Owszem, komedia, ale traktująca w sposób lekki o bardzo poważnych
problemach współczesnych czterdziestolatków. Takich jak samotność właśnie. Nic więcej na temat sztuki nie powiem. Proszę przyjść i się przekonać.
- Komedie są pani specjalnością zawodową - zgodzi się pani z takim twierdzeniem?
- Tak. Zawsze byłam obsadzana przede wszystkim w repertuarze komediowym. Ale nie mam z tego powodu kompleksów. Przeciwnie. Może to zabrzmi banalnie, ale jestem głęboko przekonana, że trudniej jest widzów rozbawić, niż wzruszyć. Proszę mi wierzyć - sprawić, by w oczach widzów pojawiły się łzy wzruszenia, jest łatwiej niż doprowadzić ich do płaczu ze śmiechu.
- Mam rozumieć, że ma pani jakiś patent na rozśmieszanie widowni?
- Nie, nie... Warto jednak podkreślić, że w przypadku komedii niezwykle ważne jest tekst. Nawet najlepszy aktor nie zdoła nikogo zabawić grając w kiepsko napisanej sztuce. Na szczęście "Harcerki" są napisane dobrze.
- Widzowie w Warszawie mogą panią oglądać także w innych przedstawieniach...
- Tak. Gram w Teatrze Syrena w sztuce "In flagranti". W "Stalowych magnoliach" świetnie wyreżyserowanych przez Wojtka Malajkata, bardzo polecam tę sztukę.
- Czy jest szansa na to, że wróci pani do kina, telewizji? Otrzymuje pani jakieś propozycje filmowe?
- Owszem, nawet sporo, ale po prostu... nie mam czasu! Wywiązywanie się ze zobowiązań teatralnych łączy się praktycznie z bezustannymi podróżami. Wczoraj wróciłam do domu po występach w kilku miastach, za kilka dni Szczecin i inne miasta. W dodatku jeżdżę też z koncertami - do Australii, USA, Kanady, gdzie płyta z moimi piosenkami odniosła wielki sukces...
- Czego nie da się powiedzieć o Polsce, prawda?
- Rzeczywiście, niestety, w Polsce nie udało mi się zaistnieć na rynku muzycznym.
- Jest pani tym faktem rozgoryczona?
- W pewnym sensie tak. W każdym razie nie myślę o wydaniu kolejnego krążka.
- Na początku naszej rozmowy ucieszyła się pani z tego, że przyjedzie do Szczecina. Kurtuazyjnie czy szczerze?
- Ucieszyłam się bardzo szczerze! Do Szczecina przyjeżdżałam wiele razy i zawsze świetnie się tu czułam. W Szczecinie mieszka moja przyjaciółka - Ewa Juchniewicz. Nigdy też nie zapomnę zabawy sylwestrowej, którą prowadziłam tu z Rudim Schuberthem. Było wspaniale!
- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Berenika Lemańczyk
****
Łatwizna się nie opłaca
- Od kilku lat występuje pani w telenoweli "Złotopolscy". Nie znudziła się pani rolą Marty?
Ewa Ziętek:- Nie. Bardzo do tej postaci przywykłam przez te lata. Myślę, że to fajna rola, stawiająca spore wymagania. Nie ma mowy o chodzeniu na łatwiznę, zresztą myślę, że to się zwyczajnie nie opłaca. Skupiam się na tym, żeby włożyć maksimum zaangażowania w zadanie, które wykonuję. Inna sprawa, że dzięki udziałowi w "Złotopolskich" mogę cały czas uprawiać zawód, który kocham. W obecnych czasach, kiedy aktorom zdarzają się przestoje w karierze, to sprawa bardzo ważna.
- Obecnie znanych aktorów, ze sporym dorobkiem, coraz częściej można zobaczyć właśnie w serialach telewizyjnych, a nie w filmach fabularnych...
- Proszę mi wierzyć, że też by mi się marzyła jakaś duża rola w filmie. Niestety, sytuacja jest taka, jaka jest. Telewizja daje dużą popularność i to, co dla każdego aktora jest najważniejsze - możliwość grania. To też jakiś rodzaj sukcesu. Ja dziewięć lat temu dostałam szansę gry w telenoweli i nie żałuję. Poza tym zostaje jeszcze teatr - prawdziwa wykładnia umiejętności zawodowych. W filmie można wiele rzeczy powtórzyć, ustawić, a w teatrze - nie. Proszę mi wierzyć, to właśnie w teatrze widać, kto kończył szkołę aktorską.
- W Szczecinie zobaczymy panią właśnie w spektaklu teatralnym, zatytułowanym "Harcerki". Lubi pani tę sztukę?
- Komedie i farsy bywają różne. Ta jest o tyle wyjątkowa, że autorem jest aktor, a więc osoba mająca świetne wyczucie teatru. Wszystkie postacie są dobrze napisane, a nam - ekipie biorącej udział w tym spektaklu, udało się świetnie zgrać. Słuchamy się nawzajem i z biegiem czasu ciągle udoskonalamy spektakl pod kątem aktorskim. "Harcerki" to opowieść o kobietach dojrzałych, dominuje w niej śmiech przez łzy. Mamy dużą satysfakcję, że publiczność przyjmuje ją bardzo życzliwie.
- Życzę, żeby było tak też w Szczecinie i dziękuję za rozmowę.
Rozm: Katarzyna Stróżyk
* * *
"Harcerki", zrealizowane przez Romualda Szejda dla Teatru Scena Prezentacje w Warszawie, wystawione zostaną dwukrotnie - o godz. 17.30 i 20 na scenie Opery na Zamku w Szczecinie w poniedziałek, 24 października.