Artykuły

Zawsze kurs na najgorsze

Sceniczna adaptacja "Wycinki" Thomasa Bernharda w Schauspielhaus Graz to wyznanie miłości dla pisarza, w którym równoważą się niechęć i smutek - o przedstawieniu Krystiana Lupy pisze Werner Krause w Kleine Zeitung.

Dla zrozumienia dzieł i istoty twórczości Thomasa Bernharda są potrzebne jedynie dwa kluczowe pojęcia. "Hassliebe", czyli miłość i nienawiść w jednym, jest pierwszym z nich, drugim wieczne poszukiwanie "Zufluchtsmenschen", ludzi, w których można się schronić. Szukał i znalazł takowych przynajmniej na jakiś czas, częściowo znikali oni nie tylko z jego życia, częściowo ich zniszczył.

Nigdzie nie wypowiedział tego wyraźniej niż w wydanej w roku 1984 "Wycince", która szybko dorobiła się miana powieści skandalu w czystej formie. Słusznie, jeśli kryterium jest totalny rozrachunek z małżeństwem artystów Lampersberg. Niesłusznie, ponieważ zbyt często pomijano i pomija się fakt, że chodzi o drastyczną powieść o artyście, w której Bernhard występuje nie tylko jako werbalny okrutnik i oskarżyciel, lecz i siebie sadza na ławie oskarżonych i urządza równie rygorystyczny proces własnej egzystencji poety.

Treść da się szybko opowiedzieć. Narrator, w spektaklu genialna rola Johannesa Silberschneidera, który wyciąga na powierzchnię więcej melancholika niż mizantropa, bierze udział w "artystycznej kolacji" w wiedeńskim śródmieściu. Na zaproszenie małżeństwa Auersbergerów alias Lampersberg. Z obowiązkowego uszatego fotela obserwuje bardzo egzaltowane towarzystwo. Osławione, groteskowe spotkanie artystów, które szybko nabiera rysów upiornych, naturalnie otępiałych i obrzydliwych.

W swojej scenicznej adaptacji wielki polski mistrz reżyserii Krystian Lupa w bardzo zaskakujący i wzruszający sposób eksploruje poetycki kontynent Bernharda, koncentrując się na nieodkrytych białych plamach. W książce często pojawia się zestaw trzech pojęć "Las. Las wysokopienny. Wycinka". Jego optycznie imponującą realizację, zręcznie powiązaną z licznymi krótkimi wstawkami filmowymi, można również interpretować jako tryptyk.

"Las" oznacza gęstwinę i do dzisiaj nie całkiem przejrzystą prywatną plątaninę relacji poety. Lupa umieszcza bliżej centrum bliską relację Bernharda z aktorką i tancerką Joaną (Thul), która w niszczycielski sposób uprawiała swoje własne wymazywanie i rzeczywiście w 1976 roku odebrała sobie życie. Tworzy z tego intensywny dramat o potencjalnym schronieniu w drugim człowieku. Prawie że akt sakralny, wielką służbę miłości.

Po przerwie, w pozornym lesie wysokopiennym, Lupa, z własnymi tekstami, w których okazuje się również wielkim bernhardowskim muzykiem słowa, prowadzi widza na niziny kultury wysokiej. Towarzystwo przy stole jest pogrupowane jak w "Święcie Borysa", spożywa zupę, jednocześnie wylewając swą żółć. Ta część stopniowo traci na napięciu i nastroju, co jest jedyną jej wadą; przy akompaniamencie "Bolero" Ravela pokazuje więcej dłużyzn niż głębi. W części pożegnalnej uporczywie proszą poetę, żeby tylko nie pisał książki o tym wieczorze. Skutek jest znany: Wycinka - prywatny wyrąb lasu.

Niewątpliwe jest wielkie uwielbienie Lupy dla Bernharda, któremu tym pośmiertnym hołdem podarował obfitującą w wydarzenia tragikomedię, będącą właściwie mocną czwórką tytułową do powieści. Doskonale oszlifowany zespół, obok często prawie melancholijnie i łagodnie spoglądającego wstecz Johannesa Silberschneidera, przede wszystkim wyróżniają się tu Steffi Krautz i Franz Xaver Zach (jako rozpadające się małżeństwo Auersbergerów) oraz Stefan Suske jako mim z Burgtheater i fanatyk "Dzikiej kaczki".

Kto wdaje się w kontakty z Bernhardem, zawsze bierze kurs na najgorsze. Ale niech żyje ambiwalencja, bo i to może być jak najbardziej piękne i wzniosłe.

przekład Iwona Nowacka

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji