Artykuły

Nie sesjami a obsesjami żyje Sztuka!

Po prapremierze "Wesela" w 1901 roku prasa pisała, że Wyspiański dał narodowi w pysk. Teraz byle filister wychwala starych mistrzów, niepomny niuansów historii; na ustach ma: Wyspiański! Grotowski!, Szajna!, Kantor!, Hübner!, Swinarski!, i nie chce wiedzieć że ci wybitni ludzie teatru nie żyli sesjami miejskimi, sejmikami samorządowymi, nie odfajkowywali obowiązkowych spektakli edukacyjnych według wytycznych, a robili swoje, czyli swój wielki Teatr genialnie detonując konflikty - pisze Krystyna Lenkowska w Podkarpackim portalu opinii Biznes i styl.

Jeśli sceny publiczne "(...) ugną się pod presją polityczną czy ideologiczną, będzie to oznaczało, że można ingerować w program każdego teatru w Polsce. A wtedy koniec z niezależnością, którą teatr wywalczył sobie w ostatnich dwóch dekadach" (...) Roman Pawłowski Gazeta Wyborcza

Zwolnionego dyrektora Teatru Siemaszkowej, Remigiusza Cabana [na zdjęciu], już nie ma w Rzeszowie (który to już zwolniony w ciągu ostatnich kilku lat rzeszowski dyrektor Teatru?; siódmy pod rząd? nie mylić z rządem), a debata wciąż trwa. Choćby moja skromna, niezależna, osoba została zaproszona trzy razy: do 2. lokalnych debat radiowych i 1. telewizyjnej.

Co z tego wynika? NIC. Mam nieodparte wrażenie, że politycy dbają nie o sztukę, a o swoją tautologiczną (pozornie sensowną) retorykę oraz swoje wytyczne, odejście od których może (mój Boże!) spowodować ich odwołanie podobne do tego, które sami właśnie zafundowali Teatrowi. Ryzyko artystyczne politykom się nie opłaca.

Na szczęście nie uległ presji oddolnej Minister Kultury, Bogdan Zdrojewski. Wręcz wziął jakby na swoje barki część odium awangardy teatralnej. Brawo Zdrojewski! Nie zwolnił, w trakcie trwania kontraktu, dyrektora Teatru Starego (o statusie narodowym), mimo olbrzymiej presji niektórych zacnych kręgów miasta Krakowa, torpedujących na przykład spektakl Jana Klaty "Do Damaszku". Na szczęście, większość widowni wyklaskała "jedynie słusznie oburzonych". To dowód, że w Krakowie większość widzów rozumie jednak o co poszukującej, nie dającej się skonformizować, Sztuce chodzi. I wie czym się różni Sztuka od mieszczańskiej rozrywki. To, że są dwie wizje kultury to może dobrze. W każdym razie, znacznie lepiej to brzmi niż "dwie Polski".

Wiem po co istnieje wizja Sztuki wysokiej. Taka detonuje utajone konflikty społeczne w Teatrze, w literaturze, w filmie, sztukach wizualnych, ... , aby nie wpaść na miny w realu (w j. pol. "real" znaczy "realny", nie mylić z hipermarketem). Sztuka przecież, nie zapominajmy, to nie jest miłe, afirmujące, bezkonfliktowe, eskapistyczne (od "escape" ang. "uciekać") przeżywanie rzeczywistości uklepujące zastane wzorce. To też nie jest tak zwany dobry ton kuluarów, nabzdyczający się z byle powodu, który on sam (ton) uważa za powód wystarczająco kompromitujący, nie biorąc pod uwagę, że inne tony kwalifikują go jako małostkowy.

Już w latach 60. Zygmunt Hübner, apelował aby sztuka zajmowała się konfliktami (nie paraintelektualnymi "frazesikami figowymi" dopowiada Klata) dopóki nie jest za późno i one nie ogarną całego społeczeństwa. Swoją drogą, Hübner zrezygnował z dyrektorowania tym samym Teatrem Starym w Krakowie w proteście wobec komunistycznej cenzury artystycznej.

Po prapremierze "Wesela" w 1901 roku prasa pisała, że Wyspiański dał narodowi w pysk. Teraz byle filister wychwala starych mistrzów, niepomny niuansów historii; na ustach ma: Wyspiański! Grotowski!, Szajna!, Kantor!, Hübner!, Swinarski!, i nie chce wiedzieć że ci wybitni ludzie teatru nie żyli sesjami miejskimi, sejmikami samorządowymi, nie odfajkowywali obowiązkowych spektakli edukacyjnych według wytycznych, a robili swoje, czyli swój wielki Teatr genialnie detonując konflikty. Nie ma lepszej edukacji społeczeństwa niż poprzez wysoką Kulturę i Sztukę. Na wysokim poziomie - to nie znaczy fotoszopowaną mentalnie (Photoshop - program do przerabiania, na przykład retuszowania, zdjęć).

Dlaczego nie zwalnia się dyrektorów innych placówek kulturalnych, pyta retorycznie Marszałek Władysław Ortyl. Moim skromnym zdaniem, nie zwalnia się tych, którzy reprezentują te dziedziny kultury i sztuki i taki styl, które łatwo zamknąć w bezpieczne ramy konformizmu. Którzy nie ryzykują artystyczną detonacją na tyle wyraźną, aby wstrząśnięty widz czy słuchacz chciał siebie przemyśleć na nowo i zrewidować swoje narodowe mity. Chciał się zastanowić czy skostniały w swoich nawykach estetycznych nie jest, aby, przeciwko podziałowi generacyjnemu jako takiemu, przeciwko estetyce artystycznej, która jest dla niego niezrozumiała (tak jak mu się wciąż wymyka, obawiam się, pojęcie "gender").

Łatwej zrobić kozła ofiarnego z ekscentrycznie ubranego outsidera Jana Klaty niż z dyrektora lub dyrektorki w eleganckim garniturze lub szykownej garsonce, uczęszczających pilnie na poświęcenia nowych przybytków kultury, nie odmawiających współpracy w dziedzinie kultury tak, jak władza sama ją postrzega i sobie jej "artystycznie" życzy.

Artysta w Polsce zawsze jest podejrzany, mówi Klata. A ja dodam pod nosem: też poeta to ktoś, co najmniej, niepoważny. "Ty kanalio, ty poeto" pisze rzeszowski poeta, Staszek Dłuski, w swoim wierszu.

Czyżby i w Rzeszowie obudziły się demony? Uderz w stół ...

W Krakowie podobnie jak w Rzeszowie, nie dyskutuje się ze spektaklem, a z plotką. Bo gdyby tylko z recenzją merytoryczną, choćby dotyczącą świetnego festiwalu VizuArt w Rzeszowie, premier teatralnych (jedyna rzeszowska sztuka nominowana do prestiżowego festiwalu teatralnego, po raz pierwszy od lat, to sztuka w reżyserii Steve'a Livermore), to pół biedy.

Dlaczego o sprawach wybitnych w sztuce nie krzyczy się w prime timie (czas najwyższej oglądalności, słuchalności), a o skandalach jak najbardziej (tych domniemanych zwłaszcza; ewentualne przeprosiny lub odwołanie słów umieszcza się potem małymi literami, o ile w ogóle)? I nagle 90 % społeczeństwa dowiaduje się, że jest skandal teatralny, choć statystycznie zaledwie 5% ze stu chodzi do teatru, ale to nie znaczy, że nie lubi skandali.

Na wczorajszej debacie w Telewizji Rzeszów, poza rzeczowym głosem prof. UR Magdaleny Rabizo-Birek, która o kulturze wie dużo, jak mało kto na Podkarpaciu (vide pismo kulturalne FRAZA z wieloletnią tradycją), oraz moją osobą, że obnażę się nieskromnie, retoryka debaty przypominała frazesy rodem z PRL-u wzięte. Szef sejmiku województwa od kultury, powoływał się na opinie nauczycielek z Leżajska. Że poprzedni pan dyrektor teatru to do nich przyjeżdżał w sprawach edukacji, a ten nowy nie chce. Ciekawe dlaczego obu zwolnili? Jak i paru innych przed nimi? Nawet dyrektora Zbigniewa Rybkę dwa razy zwolnili, choć akurat on te wytyczne edukacyjne realizował świetnie, konsekwentnie i interaktywnie (vide Festiwal Teatrów Obcojęzycznych).

Dlaczego autorytety podkarpackie milczą (poza FRAZĄ, Pretekstami Literackimi", "Awangardą Poetów" Staszka Dłuskiego i portalem http://teatrniepolityka.pl/ dziennikarza Jana Niemaszka) lub, jak niektóre media, legitymizują te nagonki zainicjowane przez sfrustrowanych, bo nieobsadzanych przez reżyserów, aktorów Teatru oraz ich zaprzyjaźnione lobby związkowe, medialne i towarzyskie?

A teatr prywatny zawsze można sobie założyć. Tylko właśnie teatr prywatny musi być albo z założenia "ubogi" (termin Jerzego Grotowskiego) jak świetny Teatr Przedmieście w Rzeszowie albo komercyjny. Nie ma innego wyjścia. Tylko mecenat państwa może zagwarantować finansową stabilność awangardy teatralnej z rozmachem (co w końcu udało się choćby Grotowskiemu, Kantorowi, Tomaszewskiemu, Szajnie, Hübnerowi, ..., nawet w czasach komuny), panie Marszałku.

**

Na podstawie, m.in. wywiadów z Janem Klatą, Romana Pawłowskiego i Doroty Wodeckiej opublikowanych w Gazecie Wyborczej 8 oraz 11-12 stycznia, 2014

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji