Artykuły

Śpiewać jak Włoch

Tenor Ryszard Karczykowski to artysta spełniony. Światowiec w sposobie bycia i życia. Profesor wokalistyki, kawaler prestiżowych odznaczeń przyznanych mu za granicą. Ujmujący człowiek. W ojczyźnie, do której powrócił po latach, powoli odnajduje swoje miejsce

Wszędzie gdzie występuje, Ryszard Karczykowski zachwyca barwą swego głosu, kulturą wokalną, stylem interpretacji. Nawet powściągliwym w ocenach krytykom imponuje rozległością repertuaru i prawdziwie włoskim sposobem śpiewania. Nie sposób doszukać się w tym wielkim artyście śladu gwiazdorstwa. Śpiewając patrzy każdemu ze słuchaczy prosto w oczy.

Nazwisko i głos tenora są zapewne bardziej znane wielbicielom bel-canta w Londynie, Berlinie lub Tokio niż w Warszawie czy Katowicach. Ale nawet i w Polsce ten skromny, nie dbający o rozgłos artysta, nie może narzekać na brak powodzenia. Pomimo rzadkich występów w kraju, minimalnej ilości nagrań i śladowej obecności w programach telewizyjnych. Dość przypomnieć niedawny, dość nudny okazjonalny koncert włoskiej orkiestry młodzieżowej w Warszawie. Publiczność szczelnie wypełniająca salę koncertową Filharmonii Narodowej tak naprawdę czekała tylko na jeden punkt programu - arię Stefana ze "Strasznego dworu" Moniuszki w wykonaniu Ryszarda Karczykowskiego. Artysta mający za sobą czterdzieści lat śpiewania tenorem, najbardziej wrażliwym z głosów, na liczących się scenach operowych świata, nie zawiódł, pokazał najwyższą klasę.

Śpiewać jak Włoch

- Nie wstydzę się, że zarówno w Polsce jak za granicą zaczynałem od małych scen - przyznaje dzisiaj Ryszard Karczykowski.

Śpiewanie rozpoczął w latach 60. w gdańskim chórze, potem występował w Teatrze Muzycznym w Szczecinie, gdzie szybko zdobył sobie status gwiazdora. Było mu jednak w ojczyźnie za ciasno. Występy na scenach operowych Drezna, Lipska, Des-sau w Niemczech i studia reżyserskie w Berlinie, to początkowe, bardzo ważne etapy w jego karierze. A potem nastąpił pewien pamiętny wieczór sylwestrowy w 1976 roku, kiedy znany już w Europie młody polski tenor zadebiutował na scenie londyńskiej Covent Garden. Śpiewał w "Zemście nietoperza" pod batutą słynnego Zubina Mehty. Spodobał się tak bardzo, że został zaangażowany do Covent Garden. I to aż na pięć lat.

Tenor Ryszard Karczykowski to artysta spełniony. Światowiec w sposobie bycia i życia. Profesor wokalistyki, kawaler prestiżowych odznaczeń przyznanych mu za granicą. Ujmujący człowiek. W ojczyźnie, do której powrócił po latach, powoli odnajduje swoje miejsce.

- Śpiewałem między innymi w spektaklach "Rigoletta" Verdiego w partii Księcia Mantui na zmianę z Alf redo Krausem -mówi Karczykowski.

Z występami w tej roli wiąże się ważne dla mnie wspomnienie. Otóż podczas prób przyglądał mi się uważnie za kulisami pewien nieznajomy. W końcu podszedł, pochwalił mój głos, ale stwierdził, że nie śpiewam jak prawdziwy Włoch. I że chętnie mi pomoże, aby tak się stało. Tym nieznajomym był wspaniały włoski tenor Carlo Cossuta. Byłem mocno zaskoczony i zaintrygowany jego propozycją, a on skierował mnie do... operowego suflera. Maestro Gardini okazał się nie tylko znakomity m suflerem. Przede wszystkim był fantastycznym pedagogiem. Brałem u niego lekcje ucząc się włoskiego sposobu śpiewania przez sześć lat.

Na scenie Covent Garden Karczykowski zabłysnął też w spektaklach opery "Lulu" Albana Berga kreując partię doktora Alwy. Rola ta przyniosła polskiemu tenorowi światowy rozgłos.

Artysta, który odmówił Metropolitan Opera

O to, aby zechciał wystąpić w "Lulu" zabiegano w wielu miastach Europy. Przyszło także zaproszenie z najważniejszej sceny muzycznej na świecie,

nowojorskiej Metropolitan Opera. Tej propozycji Karczykowski jednak nie przyjął.- Nie chciałem zostać zaszufladkowany w roli doktora Alwy -wyjaśnia artysta. Naprawdę miałem gdzie występować poza MET. Również w innych operowych partiach - dodaje z uśmiechem.

Rzeczywiście. O to, aby polski tenor śpiewający jak rodowity Włoch wystąpił w spektaklach operowych, operetkowych i na galowych koncertach, zabiegały sceny Paryża, Tokio, Mediolanu, Wiednia, Lizbony, Los Angeles, Zurichu, Berlina, Frankfurtu, długo by jeszcze można wymieniać kulturalne centra świata.

W gazetach i fachowych czasopismach ukazywały się recenzje podkreślające zalety wokalne i aktorskie polskiego tenora. W "The Daily Telegraph" napisano np. o "tenorze szczególnej piękności", w "Opernwelt" o "świetnej kreacji w roli Rossillona". Krytyk (może była to kobieta?) zwraca też uwagę na wygląd artysty pisząc: "Smukły, szarmancki, obdarzony dobrym przykuwającym uwagę głosem, zaprezentował interpretację tej roli, jakich dotąd niewiele na naszych scenach bywało."

Aria w innym tempie

Wielki pianista Artur Rubinstein mawiał: "Nie jest sztuką popełnienie błędu; jest nią natomiast umiejętność wybrnięcia z pomyłki". Błędy na estradzie czy scenie operowej popełniają również sławni tenorzy.

Karczykowski potrafi szczerze mówić o swoich wpadkach:

- Nie tak dawno przeżyłem coś, co dziś nazywam śmiercią z uśmiechem na ustach. Było to podczas wykonania arii z operetki "Noc w Wenecji" na koncercie z Wiener Symfoniker w Złotej Sali Musikferein w Wiedniu. Arię rozpocząłem o dwa takty za wcześnie. Poczułem to od razu, ale było za późno żeby się wycofać. Zwolniłem tempo "rozciągając" arię, jak tylko się dało. Na uśmiechu oczywiście, mimo że chciałem umrzeć. Po koncercie rozmawiałem z dyrygentem o tym wydarzeniu, bo przecież aria z "Nocy w Wenecji" należy do mojego żelaznego repertuaru. Na wiedeńskim koncercie śpiewałem ją ponad setny raz. Nie wiem, co się stało. Uratowało mnie jednak, mogę powiedzieć, poczucie humoru.

Ale nie zawsze człowiekowi uda się tak wykręcić. I my w życiu zawodowym miewamy sporo trudnych momentów. Należą do nich przede wszystkim stresy związane z rozstaniem z rodziną. Życie na walizkach, częste zmiany miejsc pobytu, niezadowolenie z prób czy przedstawień także nie poprawiają nastroju. Trzeba pamiętać, że tenorzy to nadwrażliwcy. Karczykowski nie jest wyjątkiem.

Nauczyciel o aksamitnym głosie

Ryszard Karczykowski jest wysoko cenionym pedagogiem wokalistyki. Zajęcia prowadzone przez maestro na kursach mistrzowskich, cieszą się ogromnym powodzeniem wśród młodych śpiewaków wielu narodowości. Niektórym z nich on sam fundował stypendia, udzielał też bezpłatnych lekcji tym, którzy posiadali talent, lecz nie mieli pieniędzy.

Artysta uczył głównie za granicą. Znacznie rzadziej robił to w Polsce, gdzie w śpiewaczym środowisku raczej niechętnie widziano w pobliżu siebie tak poważną, jak on konkurencję. Opory udawało się przełamywać m.in. dzięki konsekwencji samego Karczykowskiego, któremu losy młodych, zwłaszcza polskich artystów, nigdy nie były obojętne. Co więcej, potrafił skłonić do pomocy nawet nasze ministerstwo kultury, by użyczało pałacyku w Radziejowi-cach, gdzie mógł przez kilka tygodni lata nauczać młodych śpiewaków.

Maestro Karczykowski jest uważnym obserwatorem nie tylko artystycznych, ale również życiowych postaw swoich podopiecznych.

Młodzi śpiewacy z wielu krajów, już wkraczając na estradę mają na twarzy wypisane zwycięstwo. Tymczasem polscy artyści stają przed publicznością czy konkursowym jury,, jakby przepraszali za to, że żyją. To bardzo przeszkadza zarówno odbiorcom, jak im samym. Zbytnia skromność wcale nie pomaga w karierze. Kiedy nie masz człowieku pewności, co i jak pragniesz wypowiedzieć, nie zrobisz tego. Trzeba wierzyć w siebie, w swoje umiejętności. Ale bez przesady. Niektórzy sądzą na przykład, że są genialni. Wielki włoski tenor Giuseppe di Stefano mawiał, że jeśli komuś się wydaje, że od razu jest na samym szczycie, już przepadł. Di Stefano ma rację.

Na pytanie czy nauczanie młodych śpiewaków rzeczywiście sprawia mu satysfakcję, Karczykowski odpowiada po prostu:

- Moją życiową i artystyczną dewizą jest dawanie, nie branie wyłącznie dla siebie. Uczę już ponad 10 lat, jestem profesorem. W Krakowie jako szef katedry oraz w warszawskiej Akademii Muzycznej prowadzę zajęcia na wydziałach wokalistyki. Nie narzekam na brak powodzenia.

Na śpiewaczym rynku panuje ogromna konkurencja - dodaje profesor Karczykowski. Młodzi artyści są też często zdani wyłącznie na własne siły. Jeżdżą więc w poszukiwaniu swojego przeznaczenia od sceny do sceny. Co gorsza, przyjmują role, niekiedy absolutnie dla siebie nieodpowiednie. Już na samym starcie psują nimi swoje, nie w pełni jeszcze ukształtowane głosy. W pogoni za szybkim sukcesem, nie zdają sobie sprawy, że popełniają tym samym artystyczne samobójstwo. Mam nadzieję, że wskazując im właściwą drogę potrafię wielu z nich ustrzec przed takim niebezpieczeństwem.

Jako nowy, od października 2003 roku dyrektor artystyczny Opery Krakowskiej Ryszard Karczykowski będzie miał zapewne znacznie więcej niż dotąd okazji, aby zająć się losem młodych polskich wokalistów także w kraju.

- Pomysł aby krakowski zespół operowy wzbogacić o młode piękne głosy i zapewnić naszym talentom zdobywanie umiejętności scenicznych u boku bardziej doświadczonych kolegów, zyskał aprobatę naczelnego dyrektora tej sceny. W ubiegłym roku podpisałem kontrakt i rozpocząłem pracę, tworząc z dyrektorem Boguslawem Nowakiem zgodny duet - mówi artysta.

- Dodam, że właśnie w Krakowie odnalazłem klimat do pracy, który mi odpowiada. Od ponad siedmiu lat współpracuję z tamtejsza Akademią Muzyczną, najpierw jako gościnny wykładowca, od 2002 roku jako kierownik katedry wokalistyki. Nadszedł czas wykorzystania doświadczeń.

Ryszard Karczykowski ma jeszcze jedno wielkie marzenie. Pragnie założyć studio operowe, w którym młodzi śpiewacy mogliby doskonalić swoje umiejętności pod okiem wybitnych, zapraszanych do Polski zagranicznych pedagogów. Karczykowski od dawna jest gotów do podjęcia zadania, ale w ministerstwie kultury ciągle niechętnie przyjmuje się projekty artysty. Jeśli ktoś myśli, że Karczykowski podda się i zrezygnuje, jest w błędzie. On potrafi walczyć, gdyż wie, że ma rację. Jeśli nie pomoże ministerstwo, zainteresuje sponsorów.

Miejsce na ziemi

Swoje miejsce na ziemi Ryszard Karczykowski odnalazł w Warszawie. Adres: Radość, ulica Wspomnień róg Bajkowej - który zdecydował o kupnie domu tylko tam i nigdzie indziej, jest już nieaktualny. Dom z pięknym ogrodem, jaki tam powstał, został okradziony. Sławny tenor mieszka teraz w jednym z eleganckich warszawskich apartamentowców. Po powrocie do Polski z Frankfurtu, dokąd wraz z rodziną przeniósł się ze względów osobistych i artystycznych uznał, że tak jest bezpieczniej.

W Wielkiej Brytanii przyznano Karczykowskiemu honorowy tytuł doktora Institute for Applied Research. W Niemczech prezydent Johannes Rau w 2002 roku wyróżnił polskiego artystę Krzyżem Zasługi I klasy, wcześniej otrzymał zaszczytny tytuł Kammersangera. W Polsce Ryszard Karczykowski nie doczekał się jak dotąd naukowego tytułu profesora.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji