Artykuły

Mój pierwszy balet

Aż trudno uwierzyć, ale Emil Wesołowski tancerz i choreograf tak bardzo związany z Poznaniem, dopiero w Wielkim Tygodniu zrealizował swój pierwszy balet w rodzinnym mieście. Wesołowski uderzył w najwyższe "C" i zaproponował nam "Harnasie" Karola Szymanowskiego. Na premierę przyjechała z Warszawy, dokąd "wyemigrował", rodzina: żona Hanna Staszak i syn Paweł.

W ubiegłym roku Emil Wesołowski wystawił "Harnasie" w Warszawie i wywołał burzę: starsze pokolenie krytyków odsądziło go od czci i wiary. Młodzi zachwycili się jego propozycją "Harnasi" lat dziewięćdziesiątych. Przed premierą mówił mi choreograf:

- Nie chcę robić cepelii, rekonstrukcji. Mnie interesuje zbudowanie współczesnej wersji tematu. Niektórzy próbowali w moich "Harnasiach" zobaczyć bandę wołomińską i pruszkowską, inni dopatrzyli się wpływów " West Side Story". W Poznaniu nie zmieniam swojej koncepcji. Inne są tylko kostiumy, ponieważ wynika to z drobnych korekt scenograficznych.

Współczuję krytykom, którzy chodzą do teatru oglądać eksponaty muzealne. Wesołowski zaproponował rzecz o namiętnościach targających każde pokolenie. Zaproponował bardzo interesującą transpozycję góralszczyzny na język tańca modern. Wreszcie językiem tańca opowiedział historię nienawiści i miłości. Jego balet to po prostu teatr tańca.

Kto zna życiorys Emila Wesołowskiego nie będzie zdziwiony teatralnością jego choreografii. Wychował się w Państwowej Szkole Baletowej w Poznaniu. Trafił do niej przypadkiem. Państwo Wesołowscy z piątką dzieci przyjechali do Poznania w 1957 roku i szukali ciekawych szkół dla swoich pociech.

- W tym właśnie czasie nasza ciotka zamieniała mieszkanie z Olgą Sławską-Lipczyńską, dyrektorką Państwowej Szkoły Baletowej w Poznaniu- wspomina E. Wesołowski. - U cioci w mieszkaniu rodzice poznali panią dyrektor, która zobaczywszy mnie, zaproponowała, że zorganizuje dodatkowy egzamin i jeśli go zdam, to widzi mnie w balecie. Pani Sławska-Lipczyńska miała nosa, bo kiedy rodzice chcieli mnie z tej szkoły zabrać, nie dałem się.

W szkole poznał późniejszą żonę - Hannę Staszak. Po szkole przez trzynaście lat razem tańczyli u Conrada Drzewieckiego, najpierw w Teatrze Wielkim w Poznaniu, a później w Polskim Teatrze Tańca.

"Harnasie" to pierwszy balet, który Emil Wesołowski postawił w Poznaniu. Dotąd podziwialiśmy jego wstawki baletowe w operach i ruch sceniczny w teatrach dramatycznych, od czego zaczynał jako choreograf

- Do choreografii namówił mnie Ryszard Gardo - mówi Emil Wesołowski. - Miałem dwadzieścia lat, kiedy ułożyłem ruch sceniczny do "Ożenku" Gogola w reżyserii Bogdana Hussakowskiego w Teatrze Polskim w Poznaniu. W tym przedstawieniu debiutowała Krysia Tkacz. Teatru dramatycznego uczyłem się u Cywińskiej. Pamiętam, kiedy Mundek Pietryk robił "Chłopców z Placu Broni", jeszcze w Olimpii, ówczesnym domu kultury milicji. Iza weszła na próbę i po raz pierwszy usłyszałem recenzję z próby. Otworzyła mi tym zachowaniem oczy na myślenie teatralne. Aczkolwiek naprawdę moim uniwersytetem był Conrad Drzewiecki. To on myślał o balecie jako tworzywie teatralnym.

Odszedłem z Polskiego Teatru Tańca, choć było wspaniale, ale "garb" Drzewieckiego zaczął mi przeszkadzać i przesłaniać wszystko inne. Drzewiecki też miewał kłopoty z krytyką, która nie rozumiała go. A on robił po prostu wielką sztukę. Każda premiera była wydarzeniem. Przez kilka lat asystowałem mu, tańczyłem ważne role. Odeszliśmy z żoną do

Wrocławia, gdzie zacząłem się uwalniać od Conrada. Nie trwało to za długo. Pracowałem z innymi choreografami, reżyserami, jeździłem i oglądałem, bo otworzył się świat. Szkoda, że Conrad nie dopuszczał do swojego teatru innych choreografów.

Wesołowski ma świadomość, że przed myśleniem o balecie, którego nauczył się w szkole Conrada Drzewieckiego nie ucieknie.

Ważnym fragmentem życia artystycznego Emila Wesołowskiego jest współpraca z Januszem Wiśniewskim. Wspólne przedstawienia najpierw robili w Teatrze Nowym w Poznaniu, potem w Warszawie, a obecnie w Niemczech.

- W Polsce o Januszu zapomniano zupełnie - mówi Wesołowski. - W Niemczech przeżywa renesans. W tym sezonie zrobiliśmy wspólnie "Fausta" Goethego w Düsseldorfie, a w ubiegłym roku "Dybuka". I jest to jedyne przedstawienie z tamtego sezonu, które ostało się w repertuarze. Janusz jest trudny w pracy, a zarazem fascynujący. Jak na plastyka przystało, projektuje on nie tyle kostiumy, ale całe postacie. Upiera się, aby aktora zamknąć w pewnej formie. Rola choreografa sprowadza się do tego, by tę formę ożywić i utrzymać w pewnej dyscyplinie.

Emil Wesołowski na co dzień szef baletu w warszawskim Teatrze Narodowym, często bywa w Poznaniu. Cóż, na premierze było pół Poznania znajomych. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że syn Paweł studiuje patrologię i literaturę wczesnochrześcijańską, ale już przebąkuje o dodatkowych studiach. Nie poszedł w ślady rodziców, chociaż wychowywał się w teatrach. Poszedł za głosem duszy, jak twierdzi ojciec.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji