Artykuły

Lubię znaleźć dla siebie punkt odniesienia

- Moim najsilniejszym skojarzeniem była Amy Winehouse - mówi JULIA KIJOWSKA o roli Blanche, którą zagra w spektaklu "Tramwaj zwany pożądaniem" w Teatrze Ateneum. Blanche jest ofiarą nie tylko siebie, ale pewnych relacji w społeczności, które bywają bezwzględne, zwłaszcza kiedy własną wrażliwość wyda się im na "żer". To rola napisana na wielką skalę emocjonalną.

Na ekranach kin możemy ją oglądać w nowym filmie Wojtka Smarzowskiego "Pod Mocnym Aniołem". Teraz przygotowuje się do roli Blanche w sztuce "Tramwaj zwany pożądaniem" Tennessee Williamsa w reżyserii Bogusława Lindy. Premiera w lutym w Teatrze Ateneum.

Rozmowa z Julią Kijowską, aktorką

Anna Szawiel: Z reżyserem Wojtkiem Smarzowskim współpracowała pani kolejny raz. Było w roli Onej jakieś szczególne wyzwanie?

Julia Kijowska: Nie miałam wcześniej takiego zadania. Zagrać ładną, pociągającą kobietę, która jak jakieś nieosiągalne marzenie czy tęsknota zawraca w głowie głównemu bohaterowi. Chciałam, żeby Ona była piękna. Nie tylko zewnętrznie, ale przez swoją tajemnicę. Pociągająca dlatego, że nie do końca realna, ze snu. Tyle że Ona to kobiecość wyobrażona przez mężczyzn, więc choć na początku mnie to onieśmielało, musiałam się rzucić także w tę atrakcyjną stronę kobiecości. Taką, która mężczyźnie mogłaby się przyśnić.

Co ta rola przyniosła pani jako kobiecie?

- Uwierzyłam, że można chodzić na obcasach i nie czuć się "głupiutkim dziewczątkiem". Trochę żartuję, choć przyznam, że wcześniej mocny makijaż czy buty na obcasie trochę mnie onieśmielały. Myślę, że w ogóle, jak wiele kobiet, bywałam uwikłana w ten idiotyczny dylemat: czy być ładną czy mądrą. To jest jakieś niezdrowe poczucie, które świat wpycha nam do głowy, że trzeba między atrybutami kobiecości wybrać, bo nie mogą iść w parze.

W filmie "W ciemności" Agnieszki Holland zagrała pani Chaję, ukrywającą się w kanałach Lwowa Żydówkę. W "Miłości" Sławomira Fabickiego kobietę z małego miasteczka molestowaną przez swojego pracodawcę, a w najnowszym filmie Wojtka Smarzowskiego dziewczynę pisarza, ale też symbol kobiecości, miłości. Opowie pani trochę o poszukiwaniu inspiracji dla tych postaci?

- Lubię znaleźć dla siebie punkt odniesienia - prawdziwego człowieka o emocjonalności podobnej postaci, którą gram. Osobę, której wygląd by mnie inspirował. Agnieszka Holland pokazała mi przed zdjęciami do "W ciemności" fotografię partyzantki Maszy. Jej fizyczność, to, jak została sfotografowana w granicznych sytuacjach, bardzo mnie poruszyło. W tych zatrzymanych kadrach zapisał się jakby krzyk w jej rozwianych na wietrze włosach. Przy "Miłości" Sławomira Fabickiego myślałam o Sinéad O'Connor. U niej znalazłam niezwykły bilans siły i delikatności. Taki mały głosik, którym wypowiada cicho, jakby "do środka", odważne idee, za które dałaby się pokroić. Przy filmie "Pod Mocnym Aniołem" nikogo takiego nie szukałam. No, może najbardziej to chciałam, żeby Ona była trochę jak ulubiony motyl Nabokova. Modraszki są w pięknym niebieskim kolorze, żyją tylko kilka dni, więc myślę, że muszą żyć dla jakiegoś szczególnego powodu i niezwykle intensywnie.

A kogo pani znalazła dla Blanche?

- W tej pracy z Bogusławem Lindą inspiruje nas kilka postaci. Ważne są dla mnie dwie role Nicole Kidman: w "Pokusie" Lee Danielsa i "Dogville" Larsa von Triera. Kiedy rozmawialiśmy na początku o Blanche, moim najsilniejszym skojarzeniem była jednak Amy Winehouse. W jej emocjonalności i historii znaleźliśmy punkt, do którego chcielibyśmy dotrzeć. To stan, w którym znajduje się Blanche w ostatniej scenie. Jest takie nagranie z koncertu w Belgradzie, jednego z ostatnich przed śmiercią Winehouse. Artystka stoi na scenie jakby zupełnie bez skóry, wszystkie nerwy ma na wierzchu, ale niewiele jest już w tym emocji. Emocje ma niezdrowo podekscytowany tłum. Blanche jest ofiarą nie tylko siebie, ale pewnych relacji w społeczności, które bywają bezwzględne, zwłaszcza kiedy własną wrażliwość wyda się im na "żer". To rola napisana na wielką skalę emocjonalną. Na poziomie fabularnym łatwa do usprawiedliwienia chorobą mentalną. Bogusław Linda jednak od początku szuka takiego prawdopodobieństwa przebiegu emocji i przeżyć Blanche, w które moglibyśmy uwierzyć, nie usprawiedliwiając zachowań postaci chorobą, narkotykami czy wódką.

" Tramwaj zwany pożądaniem" Williamsa to dzieło kultowe, grane od kilkudziesięciu lat na całym świecie. W Teatrze Ateneum pracujecie nad tekstem w nowym tłumaczeniu Jacka Poniedziałka. Krytycy określają je jako "drapieżne".

- Myślę, że to będzie bardzo zmysłowy spektakl. Lepki upał, cielesność, zmęczenie, tęsknota bluesowych, więziennych songów - tego szuka reżyser. Bieda, ekspresja tego, co w człowieku pierwotne, relacji kobiety i mężczyzny, krzyku o sens, o drugiego człowieka, o bliskość - to jest kontekst tego dramatu. Jest w tym krajobraz prowincji w Stanach połowy dwudziestego wieku, Nowego Orleanu lat 60., jego mieszkańców. Korzystamy z tego. Jagna Janicka, która jest autorką koncepcji scenografii i kostiumów do spektaklu, wymyśliła dla mojej bohaterki ubrania w kolorach ciała. Blanche jest ubrana, ale jakby ciągle nago.

Bogusław Linda daje aktorom dużo swobody?

- To reżyser, który ma niezwykłą aktorską świadomość. Jest jak kamera. Bezwzględnie wyłapuje każdy fałsz. Często na próbach trzyma się bardzo blisko - mnie to pomaga. Potrzebuję mieć blisko jego oczy, które czujnie śledzą to, co robię. Mam wtedy większą dyscyplinę pracy. Czasem czuję, jakby mnie obierał ze wszystkiego, co robiłam do tej pory. To trochę boli, ale tak chyba musi być, kiedy na ring wychodzi się z takim sparingpartnerem.

Była pani studentką m.in. Mai Komorowskiej, później jej asystentką. To ważna dla pani postać?

- Niezwykle! Dostałam od niej narzędzia i odwagę, żeby korzystać z własnej intuicji. Bardzo szanuję jej intuicję zawodową, ale też tę intuicję, którą ma na świat, na życie, na ludzi. Kiedyś pani Maja doceniła coś, co jej pokazałam na zajęciach, jakieś proste aktorskie zadanie. Potem powiedziała, że mam w sobie dużą prawdę, ale z tą prawdą trzeba jeszcze coś zrobić. "Nałóż prawdzie kapelusz" - powiedziała. Teraz w pracy z Bogusławem Lindą momentami ten kapelusz zdejmuję. Może za bardzo się już do niego przyzwyczaiłam.

Została pani okrzyknięta jedną z najzdolniejszych polskich aktorek. Jednocześnie niektórzy zarzucają pani słabą dykcję.

- Co tu dużo mówić, jest wiele rzeczy, nad którymi muszę pracować.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji