Artykuły

Stryjkowski, Białoszewski, Marlowe (fragm.)

Recenzowanie gościnnych występów teatru to, co tu dużo ukrywać, zadanie kło­potliwe. Zwłaszcza kiedy przy­chodzi ganić a nie chwalić. Sy­tuacja jest bowiem dość nie­zręczna. Gościom, którzy prze­mierzyli dziesiątki nieraz kilo­metrów, prawić słowa niemiłej krytyki? Jakoś nie wypada... Dla­tego też chyba w takich spra­wozdaniach więcej zwykle czyta­my pochwał niż krytyk. Więcej słów gładkich o "ambitnych pla­nach i śmiałych zamierzeniach", "wyrównanym poziomie zespołu", "solidnym warsztacie" niż uwag rzeczowych, choćby nawet przy­krych dla zainteresowanych osób. Choć i takie się zdarzają.

Tyle, że rzadko. Można się na to zżymać, ale przecież sprawa nie jest prosta. O sprawiedliwą oce­nę dorobku przybywających w krótką gościnę teatrów jest w warunkach kilkudniowego prze­glądu niezmiernie trudno. Każdy przecież teatr, czy to w Szczeci­nie czy Grudziądzu, naprawdę poznać można dopiero w jego własnej siedzibie. W warunkach codziennej pracy wśród tamtej­szej publiczności, wobec jej po­trzeb i wymagań. Piszę o tym wszystkim - co nietrudno od­gadnąć - nie bez powodu. Nie znam bowiem działalności zielo­nogórskiego teatru, nigdy w nim nie byłam, a przychodzi mi o nim wypowiadać swoje zdanie. Na podstawie zaledwie trzech przedstawień, które w czasie czerwcowej kanikuły pokazali zielonogórzanie w warszawskiej Panoramie XXX-lecia. Przegląd otworzyła w Starej Prochowni "CZARNA RÓŻA" przedstawienie nagrodzone na ostatnim festiwalu polskich sztuk współczesnych za reżyserię Ro­mana Kłosowskiego i jedną z ról (Wujek w interpretacji Jerzego Śliwy). Obok zasłużonych pochwał zebrało już ono równie za­służone głosy krytyczne (m.in. Marty Fik na łamach "Polityki" i Henryka Bieniewskiego w "Teat­rze"). Przy wszystkich nie do po­gardzenia walorach jak: sprawna reżyseria, spójność dramaturgicz­na, płynność akcji (a jest to prze­cież adaptacja prozy), spektakl jest nierówny. Obok partii bar­dzo sprawnych teatralnie znaj­dują się w nim fragmenty słabe, obnażające niebezpieczne mieliz­ny samego tekstu, rażące naiw­nością, uproszczeniami, dydaktyzmem. Kłosowskiego zainteresowała w powieści Stryjkowskiego, jak sam to mówi w eksplikacji dołączonej do programu, "złożona i trudna problematyka najważniejszych spraw ideowo-moralnych obec­nych w naszym życiu". "Czarna róża" jest utworem o polskich ko­munistach w sanacyjnej Polsce, o drodze młodego inteligenta do partii komunistycznej. O tym też mówi przedstawienie Kłosowskie­go. Nie zawsze jednak adaptator i reżyser w jednej osobie potrafi wyważyć racje scenicznych protagonistów tak, aby rozgrywał się między nimi ideowy pojedynek, a nie jednostronna agitacja. A jest to sprawa dość zasadnicza. Od tego, jakich będzie miał anta­gonistów główny bohater, Henryk Jarosz (Bogusław Kierc) zależy ostateczny sens toczącej się w przedstawieniu dysputy o ideo­wym wyborze. Tymczasem klu­czowa rozmowa Henryka i jego partyjnego towarzysza (Zdzisław Grudzień) w więziennej celi po­zbawiona jest prawdy i siły. Bra­kuje jej też niektórym postaciom, utrzymanym w całkowicie "czar­nej" tonacji. Np. Sędzia (Ryszard Żuromski) to demoniczne wciele­nie zła i przewrotności sanacyj­nego systemu sprawiedliwości. Mimo tych i innych rażących uproszczeń, osłabiających spój­ność myślową i artystyczną tego przedstawienia, trzeba jednak po­wiedzieć, że jest ono dużym osiągnięciem całego zespołu. Od najlepszej też strony pokazuje je­go aktorskie możliwości i wy­stawia im pochlebne świadectwo. Nawet najmniejsze role i epizody zagrane są tutaj czysto, co świad­czy znów nie tylko na korzyść wykonawców ale i reżysera. Kło­sowski umiał porozumieć się z aktorem. Przypomnienie tutaj tej dość oczywistej z pozoru prawdy wydaje się tym bardziej na miej­scu, że do drugiego przedstawie­nia, zaprezentowanego przez Teatr im. Kruczkowskiego - Christophera Marlowe'a "Edwar­da II" (o którym za chwilę) - nie można było jej odnieść.

Oddajmy więc, póki co, spra­wiedliwość aktorom, którzy w "Czarnej róży" wiedzą co i jak ma­ją grać. Obok Bogusława Kierca, który dał postaci Henryka Jaro­sza niekłamaną naiwność i wraż­liwość młodego człowieka z pasją szukającego własnej życiowej prawdy, wystąpiła Grażyna Leś­niak w trudnej, bo niemal nie­mej roli Tamary, zdradzając nie­banalne możliwości aktorskiego wyrazu, prawdziwy temperament sceniczny i skłonność do ostrego, wyrazistego rysunku postaci. A oprócz nich w dużej, bo dwa­dzieścia jeden osób liczącej obsa­dzie aktorskiej wyróżniają się m.in.: Izabela Niewiarowska w udanym epizodzie Fischerowej, Barbara Majewska jako Stasia, Krystyna Drozdowska w roli Jadwigi, Cyryl Przybył w ciekawie zarysowanej roli Blumenthala, Cezary Kazimierski (Tyszyk), Ta­deusz Bartkowiak (Zbyszek).

Jan Banucha zaprojektował do "Czarnej róży" jedną dekorację mieszczącą kilka różnych miejsc akcji - drewniany podest z wy­dzielonymi przy pomocy rekwizy­tów oddzielnymi planami. Piętro­wa prycza oznacza tu więzienie, staroświecka kanapa i prosty stół z krzesłami - pokój Stasi i Zbyszka, masywne biurko usta­wione w jeszcze innym punkcie podestu - dom Blumenthala i redakcję. Poszczególne plany w odpowiednim momencie spektak­lu wydobywał z ciemności snop światła. Prostota tego pomysłu inscenizacyjnego sprawdziła się w toku akcji, która płynnie prze­nosiła się z miejsca na miejsce.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji