Artykuły

Nie można kochać na rozkaz

Oglądając "Sylfidy" podczas sobotniego wieczoru baletowego w Teatrze Wielkim czułam się jak Gombrowiczowscy uczniowie, których "nie zachwyca".

Z klasycznym baletem na większości scen operowych w Polsce rzeczywiście jest jak z... lekturami szkolnymi. Przysłowiowego wieszcza Słowackiego większości z nas obrzydziła pani polonistka - nielicznym udało się, mimo edukacyjnego przymusu, zachować miłość do literatury. Z tańcem rzecz ma się pozornie trochę inaczej. Tu trudno uwierzyć w wielkość i piękno najsłynniejszych choreografii świata, kiedy baleriny są sztywne jak drągi, walą pointami w podłogę niczym młoty pneumatyczne, a z twarzy nie schodzi im albo uśmiech numer pięć, albo grymas totalnego wysiłku. Dramaturgia wydarzeń buduje się przeważnie na zupełnie groteskowej zasadzie: kiedy ktoś po skoku spada na chwiejące się nogi i - sukces! - utrzymuje równowagę.

Jak w takich okolicznościach uwierzyć, że taniec tych dziewcząt może kogoś zauroczyć - skoro nie ma w nim piękna, lekkości, zwiewności? Jak uwierzyć, skoro piękno, zwiewność i lekkość to w tej konwencji jedyne środki wyrazu, a tu występują tylko potencjalnie? Romantyczna paczka i wianek nie zastąpią przecież wszystkiego. I człowiek zachodzi w głowę: jak ten Fokin mógł się kiedykolwiek komukolwiek podobać?

Można głosić tezę, że pewna epoka w balecie się skończyła i nie ma sensu do niej wracać, można też obwiniać wykonawców, że nie nauczyli się tańczyć pod sznurek, ale problem rozprzestrzenił się na taką skalę, że trzeba chyba poszukać głębszych korzeni. A one prowadzą nas znowu do szkoły. Jeśli tancerki i tancerze nie zdołali w młodości pokochać tego, co tańczą albo tę miłość zgubili, albo im ją zabrano - nie mogą być wiarygodni na scenie. I nie są. I nie zachwycają. Winien jest więc system - można by użyć zwrotu sprzed lat. Winni są ci, którzy go podtrzymują - wypada dodać dzisiaj.

W tym kontekście skłonna jestem przyjąć za dobrą monetę próby młodych choreografów, którzy usiłują się zmierzyć z muzyką Chopina na własną miarę. Propozycje Aliny Szutarskiej i Andrzeja Adamczaka nie są świeże i odkrywcze, ale jest w nich choć odrobina kreacji, choć cień wyobraźni, choć trochę miłości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji