Wędrujący ogród smaku
"Amelka, Bóbr i Król na dachu " w reż. Macieja Małka w Teatrze Pinokio w Łodzi. Pisze Michał Lenarciński w Dzieniku Łódzkim.
Gdy się jest bardzo młodym widzem (co, niestety, już tylko przywołuję z pamięci) w teatrze można się nie tylko bawić, ale też nauczyć czegoś, co będzie procentować w późniejszych spotkaniach ze sztuką. To raczej banalne stwierdzenie warto jednak przypomnieć, bo odnoszę wrażenie, iż teatry grające dla dzieci coraz częściej o tym zapominają. A nowa premiera łódzkiego Teatru Lalki i Aktora - "Amelka, Bóbr i Król na dachu" Tankreda Dorsta -jest właśnie lekcją smaku, kultury, czystego teatru, wrażliwości oraz wyrazistym przykładem elegancko "podanego" słowa i porządnej aktorskiej "roboty". "Amelka, Bóbr i Król na dachu" to sztuka, jakiej akurat po Tankredzie Dorście, autorze "Ja Foyer-bach", trudno byłoby się spodziewać. Dzieci jednak powinna zachwycić ciekawa opowieść o wędrówce Anielki i jej przyjaciół do Szepczącego Lasu po czarny miód, a przede wszystkim znakomicie napisane postacie, które dodatkowo kapitalnie podkreślił w swojej inscenizacji Maciej Małek. Bo właśnie na sile poszczególnych postaci i umiejętnościach aktorskich zespołu, "Pinokia" zbudowano to przedstawienie.
Jakże barwnym bohaterem jest Roztargniony Król, znakomicie oddany przez Włodzimierza Twardowskiego. Albo wprowadzająca moc dorosłej dwuznaczności Dojrzała Gruszka w wykonaniu świetnej, przeuroczej i szalenie scenicznej Magdaleny Kaszewskiej? A obok nich nostalgiczny Bóbr Piotra Seweryńskiego, zagubiony Piesek Szino Pantaleon Krzysztofa Ciesielskiego czy narysowane bardzo mocną kreską Pani Fryga (Danuta Kołaczek) i Mruksa (Anna Sztuder-Mieszek). Właściwie należałoby wymienić wszystkich aktorów, bowiem zarówno tekst, jak i proaktorski pomysł inscenizacyjny (w końcu także znakomitego aktora) dał artystom,,Pinokia" możliwość pokazania różnych osobowości.
"Amelka, Bóbr i Król na dachu" to spektakl nieco staromodny, ale i przez to niezwykle urokliwy, pozytywny, dobrze nastrajający. Szkoda, że na takich przedstawieniach kładzie się cieniem teatralna bieda. Bo np. piosenki ze znakomitą, radosną i skrzącą się humorem muzyką Tomasza Walczaka aż "marzą" miejscami o bogatszym i ostrzejszym zinstrumentalizowaniu. Brak funduszy dał o sobie znać. Pewne jest natomiast to, że nie dał o sobie znać brak pomysłów, inwencji i szczerej przyjemności z obcowania ze sztuką realizatorów tego przedstawienia. I to natychmiast udziela się widzom.