Zorba dobrze bawi
Greka Zorbę polecam tym wszystkim, którzy kochają Morze Śródziemne, a zwłaszcza Grecję, tamtejszą muzykę, intensywne życie i mocnych mężczyzn. A od baletu oczekują ładnego widowiska, z mnogością kolorów, wdziękiem kostiumów, pięknymi tancerkami i prostą, wyrazistą fabułą. Jeśli tylko stać ich będzie na bilet, spędzą przyjemnie dwie godziny.
Powieść Nikosa Kazantzakisa "Grek Zorba" od lat znajduje się na światowych listach bestsellerów. Film Michaela Cacoyannisa z 1965 r. z muzyką Theodorakisa i świetną kreacją Anthony Quinna - można oglądać wielokrotnie, bez znudzenia. Od premiery baletowej "Greka Zorby" w roku 1988 trwa nieprzerwanie jego triumfalny pochód przez sceny europejskie...
Dzieje się tak, gdyż dla współczesnego czytelnika i widza historia pięknej, męskiej przyjaźni ma wymiar uniwersalny. A tytułowy bohater odbierany jest przez ludzi niemal tak, jak heros z mitologii greckiej, archetyp swobody i radości życia. Życia czerpanego pełnymi garściami.
Zorba po raz trzeci
Po "Jeziorze łabędzim" Piotra Czajkowskiego na koniec ubiegłego sezonu artystycznego. "GrekZorba" do muzyki Mikisa Theodorakisa otwiera pierwszy pełny sezon Teatru Wielkiego pod kierunkiem Sławomira Pietrasa. Otwiera efektownie, choć mało oryginalnie. Poznań - po Łodzi i Warszawie - jest już trzecią sceną operową w Polsce, w której dyrektor Wielkiego przygotował to przedstawienie.
Cieszy mnie, że następne zapowiadane na ten sezon premiery nie będą już swego rodzaju przeniesieniami inscenizacji z innych oper.
Greckie melodie
Muzykę do "Zorby" Theodorakis skomponował czerpiąc pełnymi garściami z charakterystycznych greckich melodii - także tych bardzo popularnych, pamiętanych z filmu. I one są najlepszymi fragmentami muzycznymi baletu - zwłaszcza że często towarzyszy im doskonały chór Teatru Wielkiego, a w kilku utworach także altowy głos Oksany Prudnik. Piękno tej muzyki zachwyca.
Niestety, nie zawsze tak jest. Theodorakis połączył greckie melodie, sięgając - również pełnymi garściami - do europejskiej tradycji muzycznej, do Rimskiego-Korsakowa, Prokofiewa, Ravela. Wtedy jego muzyka staje się mało autentyczna, mało oryginalna.
Kompozycja stawia orkiestrze wysokie wymagania. Muzycy są staranni, ale czuć, że to nie Grecy, że dopiero muszą "załapać" południowego ducha, aby ich gra stała się bardziej porywająca - i bardziej grecka.
Tancerze bardzo gościnni
Autorem choreografii baletu jest amerykański tancerz Lorca Massine. On też był w 1988 r. pierwszym Zorbą, potem zaś wielokrotnie kreował tę postać w europejskich teatrach. Przyjechał również do Poznania, aby zatańczyć w kilku pierwszych wystawieniach baletu.
Przy całym szacunku dla świetnych umiejętności baletowych Massine'a, moim zdaniem jego Zorbie zabrakło tak charakterystycznej dla tej postaci spontaniczności, świeżości i szaleńczego zapamiętania się w tańcu. Przecież taniec w rozumieniu Greka jest lekarstwem na wszystkie smutki świata! Niestety, zobaczyliśmy Zorbę charyzmatycznego i pełnego elegancji - ale nie żywiołowego.
W premierowych przedstawieniach gościnnych występów było jeszcze kilka. Bardzo wyraziście tańczył Sławomir Woźniak, niezawodny technicznie (wielka swoboda ruchu, piękno gestu) i przekonujący aktorsko. Między nim a Yorgosem - dobra rola Piotra Chojnackiego - toczy się na scenie zacięta walka o miłość Mariny. Anna Krzyśków w tej roli stworzyła świetną kreację. Zachwycała giętkością rąk i ekspresją dłoni, delikatnym rysunkiem ciała i subtelną, południową urodą.
Innej ekspresji - nawet najbardziej ostrych, karykaturalnych środków wyrazu - wymaga postać madame Hortensji, czyli Bubuliny. Renata Smukała w tej roli potrafiła być i śmieszna, i wzruszająca.
"Druga" premiera
W środę odbyła się jakby druga premiera - orkiestrą dyrygował sam Mikis Theodorakis, a bohaterów tańczyli głównie poznańscy artyści.
W interpretacji kompozytora muzyka została silniej nasycona liryzmem, stała się śpiewna, rozlewna, utrzymana w nieco wolniejszych tempach. Ale jednocześnie w finałowym tańcu bardziej szalona i porywająca. Theodorakis dyryguje orkiestrą jeszcze dziś wieczorem.
Spośród solistów ogromną owację otrzymał Soloumbek Idrysow. tancerz z Czeczenii. Jego Zorba był wiarygodny i bardzo ludzki, znający sprawy tego świata. Beata Wrzosek tworzyła postać Mariny od początku w ciemnej, dramatycznej tonacji, jakby dziewczyna przeczuwała swoją bliską śmierć. Aleksander Rulkiewicz jako John wzbudził respekt techniką baletową, gorzej było z jego umiejętnościami aktorskimi.
Urok baletnic
Największym walorem zespołu baletowego, tworzącego w "Zorbie" społeczność greckiego miasteczka, jest urok młodości. Ubrane w długie i powłóczyste suknie dziewczyny, w białe, rozchełstane koszule i czarne, opięte spodnie chłopcy - tańczą z temperamentem, w miarę sprawnie technicznie. Do pełnej swobody i nieskazitelnej równości baletowych układów, jeszcze im trochę brakuje, ale myślę, że w kolejnych spektaklach nabiorą pewności siebie. Zresztą dyrekcja Opery intensywnie pracuje nad podniesieniem poziomu swojego zespołu baletowego. "Grek Zorba" to krok w tę stronę.
W estetyce folderu
Mato oryginalna wydaje mi się oprawa scenograficzna zaproponowana przez Ryszarda Kaję. Kiedy kurtyna podnosi się widzimy panoramę greckiego miasteczka na wzgórzu spalonym od słońca. Wszystko w tonacji szarobiałej, w estetyce folderu czy pocztówki. Niemniej obraz jest plastyczny, a podkreślają go jeszcze często zmieniające kolor i natężenie światła. W chwilach tragicznych spiętrzeń na przykład zalewają scenę odcieniem purpury.
Bilety na pierwsze przedstawienia "Greka Zorby" kosztowały 30 zł. Jeśli stanieją - jestem pewna frekwencyjnego i kasowego sukcesu baletu. Bo to solidne, przyjemne, w jak najlepszym sensie tego słowa - komercyjne widowisko.