Artykuły

Jeszcze będziemy przyjaciółmi

- Co ja wyprawiałem! Jeden akord potrafiłem z ludźmi przez kilka godzin ćwiczyć. Byłem katem. Żadnych kompromisów. Teraz wydaje mi się to okropne - mówi reżyser i choreograf JANUSZ JÓZEFOWICZ o pracy nad "Metrem".

Janusz Józefowicz do ojcostwa dojrzał po czterdziestce. Reżyser, choreograf, tancerz. Zawsze w artystycznej drodze, rzadko w domu. Ostatni musical Romeo i Julia zadedykował Kamili, swojej 24-letniej córce. Chce nadrobić stracony czas, zbliżyć się do niej, lepiej poznać.

Chociaż trudno jest im zwyczajnie rozmawiać, on coraz częściej ją chwali, a ona spostrzega, że złości się i wzrusza tak samo jak ojciec.

Była królową podwórka w zielonych odblaskowych sandałach, które tata przywiózł jej z Berlina. Kamila Józefowicz, dziś 24-letnia studentka reżyserii filmowej, miała wtedy 10 lat. Wspólna zabawa z ojcem, książka czytana przed snem? Takie wspomnienia ciężko przywołać. - Mało go było. Przez większość mojego życia miałam z nim słaby kontakt - mówi Kamila. Długie proste włosy blond, układ ust podobny do ojca, spojrzenie też. Janusz Józefowicz jeszcze naładowany adrenaliną po spektaklu Wieczór włoski w Studiu Buffo. - Niestety, wie pani, nie jestem typem domatora. To, co robię, nie sprzyja więziom rodzinnym - wyrzuca z siebie. Ciepły wieczór, knajpka przy teatrze. - Moja Kama - mówi cicho, chyba do siebie. Jaka jest Kama? Janusz Józefowicz topi wzrok w rybie na pomidorach, przenosi go na granatowe niebo. - Nie wiem, jaka ona jest, nie wiem. Część drogi pokonaliśmy osobno. Gdy córka przychodzi na świat, on ma 22 lata. Niedookreślony zawodowo, niedojrzały, spragniony życia. Niegotowy do ojcostwa. Z żoną Danusią poznali się w Studium Taneczno-Wokalnym TVP na Śląsku. Kamilka urodziła się, gdy on od kilku miesięcy miał indeks warszawskiej PWST. Drugie podejście do egzaminów okazało się udane, był najstarszy na roku. Mieszkał w Warszawie, żona z małym dzieckiem w Chorzowie. Córkę widywał w weekendy. Pamięta, że była mała, pomarszczona i krzyczała. Jeszcze w czasie jego studiów rodzina przenosi się do Warszawy. Kamila nic potrafi zliczyć, ile razy się przeprowadzali. - Ale nie to jest ważne, w ilu miejscach się mieszka, ważne jak - mówi. - Nic bardzo wiem, co to rodzina. W szkole na ćwiczeniach z piosenki Józefowicz zetknął się z Andrzejem Strzeleckim. Wkrótce zaczęli pracę nad słynnym Złym zachowaniem - wtedy jedną z prac dyplomowych.

Rok 1984, Kamila ma trzy lata. Kariera "Józka" rozwija się lawinowo. W teatrach Rampa i Ateneum robi choreografię do przedstawień Strzeleckiego, Młynarskiego, Wajdy. Tytuły: Brel, Hemar, Panna Julia, Sweet Fifties. Sukcesy, samodzielność finansowa. W Berlinie, wtedy jeszcze Zachodnim, uczy choreografii w szkole o profilu musicalowym. W Hamburgu, Frankfurcie, Bochum pracuje przy wielkich awangardowych pokazach mody. W domu jest gościem. Po spektaklach najczęściej nie wraca prosto do rodziny. Potrzeba wyciszania emocji, integracji z zespołem, pogaduszek u Janusza Stokłosy jest silniejsza. Ojciec i córka. Przez większość życia mijali się. Ona szła do szkoły, on jeszcze spał. Wracała, jego nie było, on wracał, ona spała. - Wpadałem w środku nocy lub o świcie, żeby paść na łóżko. Przychodził facet-worek - mówi Janusz Józefowicz. Rok 1990. Józefowicz zaczyna w Teatrze Dramatycznym pracę nad Metrem, pierwszym polskim musicalem na światowym poziomie, który stał się trampoliną do karier Edyty Górniak, Katarzyny Groniec, Roberta Janowskiego. Wspomina czasy Metra. - Dzisiaj nie byłoby mnie na to stać. Szalona robota. Co ja wyprawiałem! Jeden akord potrafiłem z ludźmi przez kilka godzin ćwiczyć. Byłem katem. Żadnych kompromisów. Teraz wydaje mi się to okropne. Nie uczestniczyłem w życiu rodzinnym, nie bywałem na imieninach, weselach, pogrzebach. Nie dzieliłem siebie z nikim. To był egoizm. Byłem pracoholikiem - wyznaje. Teraz już nie? - Trochę mniej, powiedzmy. Kamila pamięta premierę Metra. Oszołomienie! Duma z ojca. Nie wiedziała, że można zrobić coś tak fantastycznego. Ale wszystko to, co działo się w domu wokół musicalu, wolałaby zapomnieć. Kłótnie, krzyki, napięcia. Zmęczenie, stres, nadmiar adrenaliny przynosił do domu. Lato 2004, koniec spektaklu Panna Tutli Putli w Studiu Buffo. Józefowicz z artystami kłania się na scenie, żegna się słowami: "Gorąco przepraszamy za to, że przez chwilę nie było nas słychać. Jeśli wychodząc z teatru, potkniecie się państwo o czyjeś zwłoki, będzie to pan odpowiedzialny za pracę mikrofonów. Porządek w teatrze musi być. Dobranoc".

Janusz Józefowicz pamięta córkę z momentów dla niego najważniejszych. - Kama była chyba na wszystkich moich premierach. Widziałem, jak to przeżywała. Wtedy byliśmy sobie najbliżsi - mówi. Przytulenie, pocałunek w czoło, pogłaskanie po włosach. - Zawsze taki bywa dla mnie w podniosłych chwilach - mówi Kamila.

- Mam nadzieję, że w tych paru momentach wzruszeń, oglądając to, co zrobiłem, była dumna ze swojego tatusia - mówi Józefowicz. Może nie dał jej ciepłego domu, ale z drugiej strony podarował ciekawe życie, przynajmniej chwilami. Wierzy, że córka rozumie: to, co tworzył, było dla niego istotne, tym żył. Był prawdziwy, może czasami niepotrzebnie. Ale oszczędził jej hipokryzji. - Nie udawałem, że nic jestem zmęczony, że nie jestem zły, że coś mi się podoba - mówi.

- W naszych relacjach zawsze była szczerość. Gdy skończyła się szalona praca nad Metrem, postanowił wynagrodzić córce swoje wieczne nieobecności w domu. Zaczęli razem zaliczać egzotyczne zakątki świata. Tajlandia, Koh Samui, Dominikana, Malediwy. Kama była w ostatnich klasach podstawówki. Wspomnienia ojca: - Jadaliśmy razem śniadania, nurkowaliśmy, zwiedzaliśmy. To mogłem córce wtedy dać. Myślałem, że jak wyjedziemy daleko, będziemy sami, to powiemy sobie kilka istotnych zdań. Wspomnienia córki: - Szliśmy na plażę, on czytał książkę, ja czytałam swoją. Niby byliśmy razem, ale tak naprawdę obok siebie. Nie pamiętam ważnych rozmów.

Małżeństwo rodziców. Kłótnie. Na początku Kamila stawała po stronie mamy. - Potem zamknęłam się w sobie, nie chciałam wiedzieć, o co się kłócą. To była moja reakcja obronna.

- W naszym domu każdy żył w swoim świecie - opowiada Kamila. - Rodzice mnie nie znają. Nie mają pojęcia, jak jestem poza domem, mało interesują się tym, co robię. Mama myli moje dwie najbliższe koleżanki. To już tata lepiej je odróżnia. Ostatnio widzę, że się stara... Na przykład dzwoni do mnie z pretensją, dlaczego się nie odzywam. "Musical Romeo i Julia dedykuję mojej Córeczce Kamie, aby wiedziała, jak żal mi tego, że nie dawałem jej tyle siebie, ile naprawdę bym chciał. Janusz Józefowicz" - czytamy na drugiej stronie programu spektaklu Studia Buffo. Kamila: - Wzruszyłam się, chociaż nie powiedział, dlaczego mi to zadedykował. Coraz częściej rozmawiają. O książkach, sztuce, filmie. Kamila kończy prywatną szkołę filmową. Chce być reżyserem. To już ostatni rok, potem zamierza wyjechać, by dalej uczyć się za granicą. On chce poznać córkę przez jej filmy. - Bardzo dokładnie obejrzałem pierwszy film, który zrobiła. Był dla mnie lepszym źródłem informacji o niej niż rozmowa. Nie prościej usiąść i pogadać o tym, co czuje, czego pragnie? - Takie rozmowy byłyby istotniejsze dla niej kiedyś. Nie było ich. Dzisiaj trudno jest nam wejść do tej samej rzeki. Ale wszystko przed nami. Janusz Józefowicz cieszy się, że Kaina weszła w świat, w którym i on funkcjonuje. Ma nadzieję, że będzie to ich wspólny świat tworzenia. Będą rozmawiać, uczyć się siebie. - Im bardziej dojrzewałem, tym bardziej rozumiałem, że można znaleźć blisko to, czego szukałem, pałętając się po świecie. Że w relacjach z najbliższymi mogą się dziać najfajniejsze rzeczy. Dorosłem do bliskiego kontaktu z dzieckiem, jest mi to szalenie potrzebne. Tak się złożyło, że Kama się na to nie załapała. - Tak naprawdę to on jest tatą dopiero dla Kuby - mówi Kamila. Janusz Józefowicz chwali się, że jest specjalistą od budowy grzybów i glonów. W jego planie dnia próba w teatrze jest teraz tak samo ważna jak odrabianie lekcji z młodszym synem. - Zasuwam na drugi koniec miasta, a potem, wracając do teatru, stoję w korku przez godzinę, bo mamy jutro klasówkę z biologii - mówi. - Mam z Kubą fantastyczny kontakt, bardzo się kochamy i okazujemy to sobie. Chciałbym dać mu siłę, wiarę w siebie. To, czego Kamili nie brakowało. Ale im bardziej byłem dorosły, tym bardziej ją kochałem. Kamila: - Wiem, że jeśli zdarzy mi się coś złego, tata jest i zawsze mi pomoże. Teraz już czuje, że mu na niej zależy, że czuwa nad nią. Była zaskoczona, kiedy zainteresował się jej kłótnią z chłopakiem. Usłyszała: "Kama, złap dystans, nie można w emocjach decydować". - Niestety, obserwując Kamę, widzę, że ma charakter podobny do mojego. Łączy nas leż upór w realizacji siebie. Nie jesteśmy, podejrzewam, łatwymi ludźmi. Podobny temperament nie ułatwia im porozumienia. Kama nie lubi ojca za to, że nie przyzna się do błędu i że nie można mu zwrócić uwagi. Wybucha, gdy córka powie coś nie takim tonem. - Myśli, że wciąż jestem małą dziewczynką i nie mam prawa podnosić głosu - wyrzuca z siebie. Janusz Józefowicz: - W relacji ojciec-córka takich zachowań nie toleruję, i koniec. Sprzeczka między nimi grozi katastrofą. Bywają pokłóceni tygodniami. - Ale ostatnio tata pierwszy przychodzi i chce załagodzić - mówi Kama. W takiej rodzinie Kamila nie mogła nie tańczyć. Mama tancerka, lata od zawsze robił przedstawienia muzyczne. - A jednak taniec nie stal się moją pasją. Może podświadomie bałam się oceny taty. Nigdy nie powiedział: "Jestem z ciebie dumny. Brawo!". Mówił raczej: "Dobrze, ale to jest nie tak i to nie tak". - Może za rzadko ją chwaliłem - mówi Janusz Józefowicz.. Teraz przynajmniej się stara. - Coraz częściej spostrzegam, że to, co robi, ma sens artystyczny. Krótko mówiąc, Kama ma talent. Zarzucają sobie nawzajem egoizm i to, że więcej czasu poświęcają obcym niż rodzinie. - Kiedy ojciec mówi mi, że nie jestem rodzinna, odpowiadam, że mam to po nim. Ale widzę, że się zmienia - mówi Kamila.

- Od pewnego czasu pyta mnie: "Wiesz, że cię kocham?".

Czy trudno zaakceptować takiego ojca jak Janusz Józefowicz? - Akceptuję, bo jak tata często powtarza, rodziny się nie wybiera. Nie wyobrażam sobie innego. No i go kocham. Janusz Józefowicz: - Być może w przyszłości będziemy przyjaciółmi. Ona wie, że zawsze będę po jej stronie. Na razie cieszy się, że Kama dzwoni do niego nie tylko wtedy, gdy potrzebuje pieniędzy. Sam też stara się w wolnej chwili wystukać jej numer, spytać, gdzie jest i co robi. A z ostatniej podróży do Włoch przywiózł jej piżamę. To co, że za dużą.

Na zdjęciu: Janusz Józefowicz z córką.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji